Według najnowszych badań opinii publicznej, już 65 proc. Polaków zamierza się zaszczepić przeciw COVID-19. To imponujący wzrost w stosunku do deklaracji rodaków z końca roku, gdy przyjęcie szczepionki rozważało ok. 40 proc. Niewątpliwie wpływ ma na to fakt, że po zaszczepieniu milionów osób na całym świecie, nie rozgrywają się dramaty zapowiadane przez antyszczepionkowców. Według informacji przekazanych przez ministra Adama Niedzielskiego 12 stycznia, w Polsce, po zaszczepieniu ponad 250 tysięcy ludzi, o ciężkim niepożądanym odczynie poszczepiennym możemy mówić wstępnie u jednej osoby. W porównaniu ze skalą zagrożenia, jakie niesie sama choroba, przeciw której jest szczepionka, to mniej niż margines, chociaż zapewne sprawa dotkliwa dla tego, u kogo powikłania wystąpiły. Trzeba jednak pamiętać, że podobne reakcje występują też u ludzi uważanych za zdrowych - po zjedzeniu truskawek czy orzechów, albo zastosowaniu leku przeciwbólowego bez recepty. Wówczas jednak nie należy się żadne zadośćuczynienie. W przypadku ewentualnego NOP (niepożądany odczyn poszczepienny) - już tak:
Szczepionka mRNA, czyli w oparciu o matrycowy (informacyjny) RNA:
1. Nie może modyfikować twojego DNA, czyli nie zmieni ci rysów twarzy, nie wyprodukuje dodatkowych narządów, nie wpłynie na funkcje mózgu twoje i twoich potomków etc.
2. Nie spowoduje infekcji, nie jest nośnikiem patogenów. Zmobilizuje twój układ odpornościowy do wytwarzania przeciwciał. Sam proces uzyskiwania odporności może wiązać się z przejściowym dyskomfortem, ale nie uszkodzi układu immunologicznego, nie wywoła u nas stanu zapalnego. Nie mamy wprawdzie jeszcze całkowitej pewności, że nie jest możliwa transmisja wirusa (zakażanie kolejnych osób), ale osoba szczepiona nie powinna mieć infekcji (więcej na ten temat).
3. Szybko zniknie z twojego organizmu, pozostanie "tylko" skutek jej obecności, czyli odporność na atak koronawirusa. W krótkim czasie następuje rozkład mRNA ze szczepionki do nieszkodliwych składników. Lęk, że po latach ujawnią się nieprzewidywalne, negatywne skutki szczepienia, to mit, który czas między bajki włożyć. Nie ma się co ujawnić, bo już niczego nie będzie.
Warto pamiętać, że mRNA ze szczepionki jest bardzo podobne do tego naturalnie występującego w komórkach. Ponadto potrzebna jest naprawdę niewielka dawka, by wywołać efekt terapeutyczny. Zarazem wysokie miano przeciwciał neutralizujących SARS-CoV-2 uzyskuje się w siedem dni po drugiej dawce szczepionki u ok. 90 proc. osób.
Proces nabywania odporności, charakterystyka szczepionek mRNA czy precyzyjne informacje o naukowych podstawach pewności co do bezpieczeństwa, zawarte są w opracowaniu: "Szczepienia przeciw COVID-19. Innowacyjne technologie i efektywność". Przygotował je zespół ekspertów, w tym: prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji USK w Białymstoku, dr n. farm. Leszek Borkowski, prof. nauk chemicznych Marcin Drąg, prof. Andrzej M. Fal, specjalista z zakresu chorób wewnętrznych, alergologii i zdrowia publicznego, dr n. med. Michał Sutkowski, lekarz rodzinny i prof. Krzysztof Simon, specjalista chorób zakaźnych. Grudniowa publikacja powstała w ramach inicjatywy: "Nauka przeciw pandemii", ma być stale uzupełniana i aktualizowana.
Skąd eksperci mają taką pewność, że nowe szczepionki nie namieszają w naszym kodzie genetycznym? To nie jest wiedza nowa, w przeciwieństwie do samej technologii zastosowanej w szczepionkach.
RNA, czyli kwas rybonukleinowy, to struktura, która przenosi informacje z DNA (kwas deoksyrybonukleinowy, nośnik informacji genetycznej). Odwrotny proces u człowieka jest niemożliwy (odwrotna transkrypcja, na którą czasem powołują się antyszczepionkowcy, nie dotyczy organizmów żywych i bardzo nielicznych wirusów, ale nie szczepionek). Żeby pożądane białko mogło powstać w komórce, kodujący je gen musi zostać przepisany na sekwencję mRNA, czyli informacyjnego RNA. Zawiera on instrukcję dotyczącą wyprodukowania konkretnego białka (choćby kolejność tworzących je aminokwasów).
Taki przepis na białko, w warunkach naturalnych, transportowany jest z jądra komórkowego do cytoplazmy komórki, gdzie znajdują się rybosomy. Te niewielkie organelle komórkowe, zbudowane z RNA i białek, "na zamówienie" wytwarzają inne białka. Zwykle instrukcja na nowe białko pochodzi z jądra komórkowego. Naukowcom udało się jednak w szczepionce przemycić odpowiednie mRNA z zewnątrz i wykorzystać rybosomy znajdujące się w cytoplazmie komórki do wytworzenia białka niezbędnego do uzyskania odporności na koronawirusa.
Nowatorskie szczepionki przeciw COVID-19 zawierają mRNA kodujące białko znajdujące się w otoczce koronawirusa SARS-CoV-2 (tzw. białko kolca S). Czyli: w szczepionce nie ma wirusa, a jedynie transporter informacji z przepisem na białko odpowiedzialne za zakażenia. Po wstrzyknięciu do organizmu mRNA pokonuje błonę komórkową i przedostaje się do komórki, a następnie do rybosomów, gdzie uruchamiana jest produkcja tego białka. Cały proces nie ma żadnego związku z jądrem komórkowym i DNA.
Białko S wytworzone w rybosomach eksponowane jest na zewnątrz komórki. Jego ilość jest znikoma, więc nasz układ odpornościowy skutecznie się z nim rozprawia. Limfocyty, komórki układu odpornościowego, rozpoznają białko kolca jako obce, czyli jako tzw. antygeny. Natychmiast uruchamiają produkcję przeciwciał specyficznych dla danego koronawirusa, a dostarczone w szczepionce mRNA rozpada się na nieszkodliwe składniki. Tak samo dzieje się z innymi, naturalnymi przepisami na białko, które powstają w naszym organizmie - instrukcje rozpadają się, gdy przestają już być potrzebne.
Współcześnie przy produkcji nowych szczepionek nie zaczyna się za każdym razem od zera: od lat stosuje się analogię. Są wypróbowane, sprawdzone pod względem bezpieczeństwa, sposoby opracowywania nowych preparatów, tzw. platformy technologiczne. Przy tworzeniu kolejnej szczepionki naukowcy zmieniają cel, z którym trzeba się zmierzyć (czyli antygen), ale proces odbywa się w wypróbowanej już platformie.
Wygląda na to, że platforma z wykorzystaniem mRNA znajdzie zastosowanie wielokrotnie i okaże się wyjątkowo elastyczną technologią. Dokonując koniecznych modyfikacji w raz opracowanym terapeutycznym mRNA, można uzyskać niemal dowolne białko, ponieważ sposób otrzymywania i oczyszczania mRNA o dowolnej sekwencji jest taki sam. Eksperci zakładają (i potwierdzają taką możliwość producenci szczepionek), że w przypadku istotnej mutacji wirusa, wymagającej modyfikacji szczepionki, opracowanie nowej powinno zająć zaledwie kilka tygodni.
Tak, ta technologia to przełom i pojawiają se głosy, że wkrótce posypią się medyczne Noble dla jej twórców.
Systematycznie ubywa sceptyków wobec nowych szczepionek, jednak wciąż niepokój budzi krótki czas jej powstania. Preparaty dostępne w Polsce przeszły wszystkie niezbędne badania i testy, niczego nie ominięto i nie pominięto.
Zobacz także: Tak powstaje szczepionka (wszystkie etapy, krok po kroku).
Jak to możliwe? Dlaczego w przypadku innych preparatów to trwa tak długo? Przyczyn jest wiele, ale główne przeszkody to często możliwości finansowe. Od nich zależy w znacznej mierze intensywność prac, zaangażowanie naukowców. Nad szczepionką przeciw HPV, stanowiącą ochronę przed rakiem szyjki macicy, oficjalnie "pracowano" rekordowo długo, bo 24 lata. Tymczasem realnie kluczowe znaczenie dla ostatecznego sukcesu miał dopiero ostatni rok przed wdrożeniem szczepionki. Przez lata producenci nie byli poważnie zainteresowani odkryciem związku między wirusem brodawczaka ludzkiego a rakiem szyjki macicy, bo obawiali się, że ewentualna szczepionka nie ma szans na sukces komercyjny. W przypadku COVID-19 świadomość powszechnego zagrożenia i niewątpliwie ogromny rynek zbytu to argumenty niepodważalne.
Więcej na ten temat:
Czytaj także:
Jak to możliwe, że szczepionki przeciwko COVID-19 opracowano w mniej niż rok?