Nowy wariant koronawirusa, który pojawił się w Wielkiej Brytanii, jest przedmiotem intensywnych badań, które jednak wymagają czasu. Póki co naukowcy próbują odpowiadać na pytania o to, co się właściwie dzieje i czy nowy wariant jest niebezpieczny.
Nie jest to nowy superwirus, lecz odmiana znanego nam od roku SARS-CoV-2. Nowe warianty koronawirusa pojawiają się cały czas, odkąd go poznaliśmy, ponieważ wirus nieustannie się replikuje (zaraził ponad 77 mln ludzi), co sprzyja mutacjom (czasem są to drobne zmiany, czasem jednak poważniejsze). Na szczęście dla nas tylko niektóre mutacje się utrwalają, większość po prostu ginie, nie przynosząc żadnej korzyści koronawirusowi.
Wszystkim rządzi przypadek. Czasem jakaś niezbyt udana mutacja potrafi się rozpowszechnić, ponieważ jest w danym miejscu pierwsza, albo trafia na superroznosiciela. Wirusy mutują pod wpływem presji ze strony układu immunologicznego lub leków, ponieważ starają się ominąć "obostrzenia". Wtedy rozprzestrzenia się głównie ta mutacja, która jest odporna na dane przeciwciała czy związki chemiczne.
Wariant B1.1.7 (tak go nazwano) po raz pierwszy zauważono jeszcze we wrześniu. W grudniu udało mu się już zakazić większą liczbę ludzi w południowej Anglii. Po dokładnym przyjrzeniu się nowej wersji wirusa zidentyfikowano w nim aż 23 mutacje (w porównaniu do wirusa z Wuhan).
Dane epidemiologiczne wskazują, że gdziekolwiek pojawia się nowy wariant koronawirusa, liczba zakażeń gwałtownie rośnie. Epidemiolog Neil Ferguson z Imperial College w Londynie obliczył, że nowy wariant rozprzestrzenia się o 50-70 procent szybciej, niż inne warianty koronawirusa rozpoznane w Wielkiej Brytanii.
Niektórzy eksperci zaczęli się obawiać, czy nowy wariant wirusa nie zmutował w taki sposób, że będzie bardziej niebezpieczny dla dzieci. - Nowy szczep może sprawić, że dzieci staną się tak samo podatne na infekcję jak dorośli - mówi wirusolog Wendy Barclay z Imperial College London, która doradza też rządowi.
Naukowcy muszą teraz sprawdzić, jak zachowuje się nowy wariant i w jaki sposób infekuje komórki. Eksperymenty tego typu przeprowadza się w laboratorium, używając do tego celu specjalnie wyhodowanych komórek. Tak odkryto na przykład, że dominująca obecnie mutacja 614G przenosi się znacznie szybciej niż "starsze" wersje wirusa.
Zmutowany koronawirus najprawdopodobniej nie wywołuje cięższych objawów COVID-19. Niemniej jednak należy podchodzić do tej hipotezy ostrożnie. Inna linia koronawirusa, znaleziona właśnie w Republice Południowej Afryki, ma jeden podobnie zmutowany fragment, co wersja "brytyjska". Jak zauważyli lekarze badający chorych w RPA, zmutowany wirus lubi gromadzić się w górnych drogach oddechowych (zauważa się wyższe miano wirusa w gardle). Taka sytuacja wiąże się zazwyczaj z cięższym przebiegiem choroby.
Eksperci sugerują, że do utrwalenia się mutacji dochodzi, gdy zakażone zostają osoby ze słabszym układem odpornościowym. W takim przypadku wirus pozostaje aktywny w organizmie osoby zarażonej przez dłuższy czas, podczas którego wciąż się replikuje (osoby z silnym układem odpornościowym pozbywają się wirusa, zanim ten zdąży się zmienić). Każde powielenie się wirusa to niebezpieczeństwo mutacji, czyli przypadkowych zmian genetycznych. Większość z nich nie ma żadnego znaczenia dla dalszego funkcjonowania wirusa i po prostu zanika. Ale niektóre zmiany utrwalają się, czyli powtarzają się w następnych "pokoleniach" wirusa. Aż dochodzi do ich masowego "wysiewu".
Organizmy osób z osłabionym układem odpornościowym mogą gromadzić dużą liczbę mutacji, ponieważ wirus replikuje się w ich ciałach przez dłuższy czas. Jak pokazują badania, niektóre tak zmutowane wirusy "uczą się", jak omijać bariery budowane przez układ immunologiczny. Działa tutaj zasada doboru naturalnego. Ponadto wirusy reagują też na podawane leki (w tym przeciwciała monoklonalne) i starają się je ominąć. Nowe mutacje mogą zyskiwać cechy, dzięki którym stają się mniej wrażliwe na działanie leków. W taki sposób dochodzi do powstania oporności drobnoustrojów.
Jest jeszcze jedna hipoteza, która mówi, że do mutacji patogenów dochodzi, gdy ten trafia na żywiciela pośredniego, po czym ponownie trafia do ludzi. W przypadku koronawirusa "podejrzanymi" stały się norki, u których znaleziono nowy wariant patogenu. Zdania ekspertów w tej sprawie są podzielone. Niemniej jednak istnienie tzw. rezerwuarów zwierzęcych, które sprzyjają mutacjom, nie jest dla naukowców nowością. Jeśli chodzi o koronawirusa, naukowcy pilnie badają także ten wątek.
Na szczęście nie jest - uspokajają eksperci. Przynajmniej według tego, co teraz o nim wiemy. Szczepionka Pfizera, a także Moderny ma na celu wzbudzenie odpowiedzi immunologicznej organizmu na białko S (białko kolca). W nowym wariancie wirusa w białku kolca zauważono aż osiem zmian. Ale na razie nie zagraża to skuteczności szczepionek, ponieważ układ immunologiczny może wytwarzać wiele przeciwciał przeciwko jednemu białku wirusa, a wzbudzona odpowiedź immunologiczna jest bardziej wszechstronna. Zatem nie tak łatwo jest koronawirusowi, nawet zmutowanemu, umknąć przed przeciwciałami czy komórkami odpornościowymi.
Ale słyszy się także ostrożniejsze opinie. Wirusolog Kristian Andersen ze Scripps Research Institute (La Jolla, Kalifornia) powiedział dziennikowi "New York Times", że nie można lekceważyć ryzyka ze strony nowego wariantu. - Jeśli wariant brytyjski wyewoluował, aby omijać układ odpornościowy u pacjentów z obniżoną odpornością, te adaptacje mogą pomóc mu uniknąć też szczepionek. Nie oznacza to, że stałyby się bezużyteczne, ale z pewnością mniej skuteczne - uważa ekspert. Wkrótce się tego dowiemy.
Źródła: New York Times, MedicalXPress.com