Szczepionka mRNA opracowana przez amerykańską firmę Moderna wykazała się skutecznością na poziomie niemal 95 procent, dość podobnie działa preparat firm Pfizer/ BioNtech (ponad 90 proc. skuteczności). Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że zapobiegają zachorowaniu na ciężki COVID-19. Wiemy o tym, ponieważ badania kliniczne szczepionek koncentrowały się na śledzeniu liczby osób, które zachorowały na objawowy COVID-19 - na tej podstawie oceniono ich skuteczność. Nie wiadomo jednak, jak wiele osób w zaszczepionej eksperymentalną szczepionką grupie, zostało zainfekowanych, ale nie zachorowało. Dostępne do tej pory dane nie pozwalają na taką ocenę.
Wiele osób myśli, że gdy się już zaszczepi, nie będzie musiało nosić maski. Jest jednak niezwykle ważne, aby miały świadomość, że nawet wtedy muszą ją nosić, ponieważ mogą nieświadomie nadal zarażać
- mówi Michal Tal, immunolog z Uniwersytetu Stanforda.
Na czym polega różnica pomiędzy odpornością zbudowaną poprzez naturalne zakażenie a odpornością inicjowaną przez szczepionkę? W przypadku wirusów atakujących układ oddechowy wirusy wnikają do naszego ciała przede wszystkim przez nos. To tam, w komórkach błony śluzowej, organizm po raz pierwszy styka się z chorobotwórczym drobnoustrojem. Reaguje na niego, wysyłając "do boju" przeciwciała oraz komórki odpornościowe. Natknięcie się na nowego koronawirusa powoduje, że układ immunologiczny nie tylko próbuje go zwalczyć, ale także "zapamiętuje". Dlatego przy ponownej infekcji reaguje szybko i sprawnie rozprawia się z zagrożeniem, co oznacza, że jesteśmy chronieni przed zachorowaniem. W tym przypadku silniejsza bariera ochronna znajduje się w komórkach nosowych.
W przypadku szczepionki domięśniowej proces budowania odporności zaczyna się głęboko w ciele. Czynnik inicjujący odpowiedź immunologiczną (składnik szczepionki, w przypadku szczepionki Moderny oraz Pfizera jest to spreparowany gen kodujący wirusowe białko kolca) przenika do krwi, a następnie rozpoczyna proces stymulowania układu immunologicznego do produkcji określonych przeciwciał. Gotowe do walki limfocyty rozpoczynają patrolowanie organizmu, trafiają też do komórek w błonie śluzowej nosa.
Eksperci przypominają jednak, że w przypadku nowych szczepionek nie mamy jeszcze wystarczającej wiedzy na temat tego, jak szybko i w jakim stężeniu ochronne przeciwciała trafiają do komórek nosowych. Zanim będzie ich wystarczająco dużo, możemy zetknąć się z wirusem, zakazić się, a potem zakazić innych ludzi, którzy nie są chronieni.
- To wyścig: wszystko zależy od tego, czy wirusowi udaje się szybciej rozmnożyć, czy też układowi immunologicznemu sprawniej go zastopować - wyjaśnia Marion Pepper, immunolog z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle.
Eksperci uważają, że to dlatego szczepionki donosowe są lepsze w przypadku chorób układu oddechowego. Trafiają bowiem w pierwszej kolejności do najbardziej newralgicznego miejsca (nos to otwarte "drzwi" dla patogenów). Szczepionka podawana domięśniowo (a takie są szczepionki Moderny czy Pfizera) chroni w dużym stopniu przed ciężkim zachorowaniem, koncentrując się na ochronie płuc. To tam, dzięki krążeniu krwi, najsprawniej i najszybciej docierają ochronne przeciwciała. Komórki nosowe czy gardło są w tym przypadku słabiej "zaopatrywane".
Twórcy szczepionek mają trudne zadanie. Jeśli jakiś preparat jest skuteczny w zapobieganiu objawom choroby, niekoniecznie będzie w stanie zapobiegać wszystkim infekcjom. Immunolog Deepta Bhattacharya z Uniwersytetu Arizony wyjaśniła to niezwykle klarownie: "Zapobieganie ciężkim chorobom jest najłatwiejsze, zapobieganie łagodnym chorobom jest trudniejsze, a zapobieganie wszystkim infekcjom najtrudniejsze".
Czy dowiemy się, czy i w jakim stopniu szczepionki na COVID-19 Moderny czy Pfizera (i kolejne) chronią także przed przenoszeniem infekcji? Eksperci wykazują tutaj sporo optymizmu.
Badania zostały tak zaprojektowane, aby przede wszystkim sprawdzić, czy szczepionki chronią przed poważnym zachorowaniem. Nie ma danych na temat liczby osób zaszczepionych i przechodzących COVID-19 bezobjawowo. Niemniej jednak można się doszukać już pewnych informacji.
AstraZeneca (twórca kolejnej finiszującej szczepionki na COVID-19) poinformowała, że jej wolontariuszy testowano regularnie na obecność koronawirusa. To oznacza, że można będzie sprawdzić, czy nie przechodzili zakażenia bezobjawowo po zaszczepieniu się na COVID-19. Badania sprawdzające, czy osoby biorące udział w testowaniu szczepionki nie były bezobjawowymi nosicielami wirusa, planują również Pfizer i Moderna - według informacji, które uzyskał "The New York Times".
Dobra wiadomość jest taka, są badania dowodzące, że domięśniowe szczepionki na grypę wywołują jednak na tyle silną odpowiedź układu immunologicznego, że błona śluzowa nosa pozostaje także dobrze chroniona. Może zatem i szczepionka na COVID-19 spełni te oczekiwania.
Zaszczepione osoby, które mają wysokie miano wirusa, choć nie mają objawów choroby, mogą być pod pewnymi względami niezwykle niebezpieczne, ponieważ rozsiewają chorobę nieświadomie, błędnie myśląc, że są chronione
- stwierdziła dr Yvonne Maldonado z American Academy of Pediatrics, na spotkaniu rządowej komisji ds. szczepień.
- To dlatego powinniśmy nosić maski, nawet po zaszczepieniu się, musimy pamiętać o innych. Dopóki nie dostaniemy "twardych" dowodów, że szczepionka chroni także przed roznoszeniem SARS-CoV-2, powinniśmy być ostrożni - zgodnie twierdzą eksperci.
Źródła: The New York Times