Kobieta zakażała SARS-CoV-2 przez ponad dwa miesiące. Nie miała objawów COVID-19

Organizm pacjentki nie podjął walki z koronawirusem, czyli nie wytworzył przeciwciał swoistych dla SARS-CoV-2. Kobieta nie odczuwała też żadnych objawów COVID-19, jednak zakażała koronawirusem przez ponad dwa miesiące.

Zwykle po zakażeniu się koronawirusem organizm pozbywa się patogenu w ciągu kilkunastu dni, przy czym uznaje się, że zakaźny pozostaje przez średnio osiem dni. Ale nie jest to regułą i tak naprawdę niemal każdy zakażony przechodzi chorobę nieco inaczej. W czasopiśmie "Cell" znalazł się opis chyba najbardziej jak do tej pory ekstremalnego przypadku na świecie. Pacjentka cierpiąca jednocześnie na białaczkę i COVID-19 wydalała szczątki wirusa przez co najmniej 105 dni, przy czym przez 70 dni te cząstki pozostawały zakaźne.

Zadziwieni naukowcy przeprowadzili szczegółowe badania, aby znaleźć przyczyny. Przeprowadziła je grupa naukowców z National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID - Narodowy Instytut Alergii i Chorób Zakaźnych).

Ponad 100 dni bez objawów

Mimo pozytywnych wyników testów na obecność koronawirusa pacjentka nie miała przez cały czas żadnych objawów COVID-19. 71-letnia kobieta cierpi na przewlekłą białaczkę limfatyczną oraz wywołaną przez tę chorobę nabytą hipogammaglobulinemię. Jest to rodzaj niedoboru odporności, spowodowany zanikiem gammaglobulin w osoczu oraz zaburzeniami w wytwarzaniu przeciwciał.

Zakażenie wykryto, gdy pacjentkę poddano badaniom przesiewowym przy przyjmowaniu jej do szpitala z powodu niedokrwistości. Była wcześniej w ośrodku rehabilitacyjnym (była po kilku operacjach), w którym stwierdzono przypadki COVID-19, stąd podejrzenia lekarzy, że to tam mogła się zarazić. Mimo zakażenia SARS-CoV-2 przez cały pobyt w szpitalu nie skarżyła się na żadne obawy związane z infekcją.

Od pacjentki pobierano regularnie wymazy z gardła i nosa oraz próbki krwi i badano w laboratorium NIAID. Testy wykazały, że przez 70 dni pacjentka miała w organizmie aktywne wirusy zdolne do zakażania i dopiero po 105 dniach od wstępnej diagnozy usunęła z organizmu ostatnie szczątki patogenu.

Zobacz wideo Łóżka covidowe są "ukrywane"? Rząd przejmuje kontrolę. Do wszystkich szpitali mają zostać wydelegowani żołnierze

Naukowcy szukają przyczyn

Badania krwi wykazały, że układ immunologiczny pacjentki nigdy nie wytworzył przeciwciał przeciwko koronawirusowi. Jej organizm nie reagował w ogóle na zakażenie SARS-CoV-2. Nawet gdy była leczona osoczem rekonwalescencyjnym, na niewiele się to zdało. Osłabiony układ immunologiczny nie podejmował pracy. Pomimo tego choroba się u niej nie rozwinęła.

Zafrapowani naukowcy w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co mogło być przyczyną, przebadali i zsekwencjonowali genomy wirusów, znajdowanych w próbkach. Początkowo myśleli, że może namnażający się w organizmie pacjentki koronawirus tak zmutował, że przestał być inwazyjny. Ale ta hipoteza się nie potwierdziła. To były zwykłe "powszechne" mutacje. Nie było też żadnej dominującej mutacji, która przeważyłaby szalę. Wykonano kilka eksperymentów, aby sprawdzić, czy może któraś z mutacji replikuje się gorzej lub zbyt wolno, ale i tutaj nie znaleziono niczego niezwykłego.

Zatem zagadka, jak na razie, pozostaje bez rozwiązania. Jeden z autorów badania, wirusolog Vincent Munster wspomina, że podobne przypadki spotykano już w przeszłości przy zakażeniach wirusem grypy oraz MERS, czyli wirusem bliskowschodniego zespołu oddechowego. Uważa też, że jeszcze usłyszymy o podobnych przypadkach jeśli chodzi o COVID-19.

Źródła: MedicalXprecss.comCell

Więcej o: