Rząd Wielkiej Brytanii zapowiada masowe testy covidowe całego społeczeństwa. Operację nazwano "Moonshot". Co tydzień testom na być poddawane 10 procent populacji, co w praktyce oznacza 5 mln testów w siedem dni (teraz wykonuje się około 300 tys. testów genetycznych, prowadzonych metodą RT-PRC, dziennie). Do badań przesiewowych ma być użyty jednak inny rodzaj testu niż PCR, a mianowicie 15-minutowy test śliny na obecność antygenów.
Plan przebadania całej populacji Wielkiej Brytanii ogłosił Boris Johnson w sytuacji, gdy w kraju gwałtownie rośnie liczba zakażonych i zmarłych na COVID-19. Dziennie umiera nawet 300 pacjentów, a ponad 9500 chorych jest hospitalizowanych.
Dziennik "The Guardian" zastanawia się jednak, czy testowanie co tydzień pięciu milionów ludzi jest realne i czy lokalnym ośrodkom zdrowia wystarczy na ten cel funduszy, a przede wszystkim - odpowiednio przeszkolonych pracowników.
- Oprócz problemów finansowo-pracowniczych pojawia się jeszcze jeden, a mianowicie konieczność zajęcia tymi, którzy uzyskają pozytywny wynik testu - pisze dziennik.
Sekretarz zdrowia Matt Hancock powiedział, że każdy, kto uzyska dodatni wynik testu na obecność antygenu, będzie musiał mieć potwierdzony wynik konwencjonalnym badaniem (PCR), zanim zostanie skierowany na izolację.
- Samo zrobienie testu to jeszcze nie wszystko. Kontakty zakażonych osób powinny być prześledzone, a następnie poddane kwarantannie. Oznacza to, że potrzebna będzie większa niż obecnie liczba pracowników służb sanitarnych. Jeżeli tego nie będzie, program "Moonshot" okaże się bezcelowy - uważa jeden z dyrektorów ds. zdrowia, cytowany przez "Guardiana".
A ponadto - ostrzegają eksperci - prawdopodobnie wzrośnie grupa osób, która zostanie wyłączona z życia zawodowego na pewien czas, co także trzeba wziąć pod uwagę.
Testy śliny, zakupione już przez brytyjski rząd, są obecnie wykorzystywane do grupowego badania osób w domach opieki, na uniwersytetach, w szkołach oraz pracowników pierwszej linii. Szef National Health Service (NHS) zapowiedział, że wdrażanie masowych badań całej populacji rozpocznie się od obszarów najbardziej dotkniętych epidemią, czyli Liverpoolu i Manchesteru z możliwością testowania całej populacji co 10 tygodni.
Testy śliny są znacznie szybsze i wygodniejsze niż testy PCR robione z wymazów z gardła i nosa. Nie wskazują jednak na obecność koronawirusa w organizmie, lecz mogą świadczyć o przebyciu w przeszłości zakażenia lub o toczącej się infekcji. Test śliny zatem nie służy do rozpoznania COVID-19. Dodatni wynik powinien być zweryfikowany testem genetycznym. Ujemny wynik wskazuje, że organizm nie wytworzył przeciwciał, ale nie wyklucza infekcji COVID-19.
Na wyniki testów genetycznych czeka się w Wielkiej Brytanii ponad dobę, a w wielu przypadkach jeszcze dłużej. Wymagają bowiem odpowiednich warunków i urządzeń laboratoryjnych oraz wykwalifikowanej obsługi. Laboratoria muszą posiadać wysokiej klasy sprzęt, w tym aparat do przeprowadzania reakcji PCR. Takie urządzenie poddaje badany materiał cyklom podgrzewania i chłodzenia oraz monitoruje namnażanie materiału genetycznego znajdującego się w próbce. To oznacza, że test RT-PCR może być wykonany tylko przez wyspecjalizowane laboratorium, do którego dowozi się próbki. Ponadto samo pobieranie wymazów jest trudne i dość kłopotliwe.
Testy PCR są zarezerwowane dla osób z objawami COVID-19 oraz dla kluczowych pracowników, w tym służb medycznych. Nadal są to jedyne powszechnie wykonywane testy w celu potwierdzenia zakażenia SARS-CoV-2.
Dlatego z taką nadzieją patrzy się na inne rodzaje testów, które mogłyby przyspieszyć badania pod kątem COVID-19. Wdraża się zatem szybkie immunochromatograficzne testy kasetkowe, szukające antygenów i wirusowych białek w próbkach krwi. Testy serologiczne i testy śliny wykorzystują tzw. metodę przepływu bocznego (zaadaptowaną z paskowych testów ciążowych).
Testy śliny, które mają być użyte do badań przesiewowych w Wielkiej Brytanii, mimo zatwierdzenia przez NHS, nadal wymagają tzw. walidacji operacyjnej, czyli potwierdzenia, w jakim stopniu są skuteczne.
Źródło: The Guardian