Jeszcze wiosną wielu epidemiologów miało nadzieję, że latem liczba zakażeń nowym koronawirusem spadnie, a przebieg pandemii będzie przypominać mniej więcej to, co widzimy w przypadku sezonowej grypy. Lato powinno było przygasić ogień epidemii, który miał się rozpalić ponownie dopiero jesienią, gdy nadejdą słotne, zimne dni. Wtedy spodziewano się drugiej fali COVID-19. Sytuacja jest jednak zupełnie inna, wspomniane scenariusze trzeba wyrzucić do kosza.
Epidemiolog Michael Osterholm w wywiadzie dla "Business Insider" mówi, że pandemia okazała się "jednym wielkim pożarem, palącym się cały czas, który tylko przenosi się na coraz to inne tereny". Naukowiec jest współautorem koncepcji drugiej jesienno-zimowej fali COVID-19. Teraz odrzuca ten pomysł.
Grupa badaczy z Centre for Infectious Disease Research and Policy (CIDRAP - Centrum Badań i Polityki Chorób Zakaźnych) w Minnesocie pod kierunkiem Michaela Osterholma w kwietniu opracowała trzy możliwe scenariusze rozwoju koronawirusowej epidemii. Jeden z nich oparty był o doświadczenia z pandemii hiszpańskiej grypy z lat 1918-1919 oraz z pandemii grypy H1N1 w 2009 roku. Ten scenariusz przewidywał, że pierwsza fala COVID-19 nadejdzie wiosną, kolejna większa fala ujawni się dopiero jesienią lub zimą 2020 roku, a następnie będziemy obserwować jedną lub więcej mniejszych fal w 2021 roku.
Inny scenariusz mówił, że po pierwszej fali COVID-19 wiosną 2020 r. nastąpi seria powtarzających się mniejszych fal w okresie od jednego do dwóch lat, stopniowo zmniejszając się od 2021 roku.
Trzeci scenariusz był najbardziej optymistyczny. Po pierwszej fali COVID-19 wiosną 2020 r. miało dojść do "powolnego wypalania się" epidemii i zmniejszania liczby nowych przypadków, ale bez wyraźnego wzoru fali.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uważa, że - niestety - nie widać, aby pandemia przygasła tego lata. Nie ma wyraźnych fal, a tylko niewielkie wahania w liczbie nowych zakażeń w różnych miejscach i czasie.
Lato to problem. Ten wirus lubi każdą pogodę.
- powiedziała podczas wirtualnej konferencji prasowej rzeczniczka WHO Margaret Harris.
- COVID-19 nie jest chorobą sezonową - podkreśla Michael Osterholm. Zwykle wirusy atakujące układ oddechowy przycichały latem, ponieważ tylko w niższych temperaturach ich delikatna otoczka była odpowiednio trwała i sprzyjała przetrwaniu. Na przykład wirus grypy w stanie praktycznie nienaruszonym może przenosić się z osoby na osobę podczas chłodów, podczas gdy latem szybko wysycha.
Podobnie jak grypa, nowy koronawirus rozprzestrzenia się poprzez krople oddechowe, powstające podczas kaszlu, kichania czy mówienia. Oba wirusy są zakaźne także w okresie bezobjawowym - tłumaczy ekspert. Dlatego przy opracowywaniu scenariuszy pandemii COVID-19 posługiwano się znanymi już wzorcami z czasów epidemii grypy.
Ale SARS-CoV-2 zachowuje się inaczej niż pozostałe wirusy dróg oddechowych. Dlaczego tak się dzieje? Rachel Baker z Princeton's Environmental Institute mówi:
Jesteśmy na początku pandemii, kiedy to nowy wirus pojawia się w populacji po raz pierwszy. Zatem brak odporności całych społeczności staje się głównym motorem rozprzestrzeniania się patogenu i pogoda w tym czasie nie ma większego znaczenia.
Na dowód ekspertka cytuje własne badania, które zostały opublikowane w maju, w których wykazała, że ciepła pogoda ogranicza rozprzestrzenianie się chorobotwórczych drobnoustrojów tylko wtedy, gdy w danej społeczności większość osób jest odporna.
- Możliwe, że w końcu nowy koronawirus zacznie się zachowywać jak zwykły sezonowy patogen, ale stanie się to dopiero na kilka lat po tym, jak zostanie opracowana szczepionka i większość ludzi będzie już zaszczepiona. To zajmie około dwóch-trzech lat - prognozuje Baker.
- Jesteśmy w trakcie pierwszej fali pandemii. To niestety będzie jedna wielka fala, która może trochę rosnąć i opadać. Najlepsze, co możemy zrobić, to starać się ją spłaszczyć - powiedziała rzeczniczka WHO.
Źródła: ScienceAlert.com, Business Insider, CIDRAP, WHO,Science