Naukowcy próbują zrozumieć, dlaczego z COVID-19 niektóre populacje radzą sobie lepiej niż inne

Być może osób odpornych na COVID-19 jest więcej, niż sądzimy - dowodzi brytyjska badaczka. Uważa, że niektórych ratuje tzw. odporność krzyżowa. Ważne są także takie czynniki jak wiek, płeć, uwarunkowania kulturowe, a nawet geny. Kluczem pozostaje jednak ochrona najsłabszych grup, w tym przypadku osób starszych.

Koronawirus potraktował nas bardzo "niesprawiedliwie"

Pierwsza fala COVID-19 zaatakowała poszczególne kraje i społeczności ze zróżnicowaną siłą. Najbardziej spektakularny przykład to Włochy - wydaje się, że tam najbardziej cierpiały miasta. Ale na przykład największe włoskie miasto, czyli Rzym, został oszczędzony, gdy tymczasem wioski w Lombardii przeżywały koszmar. Z drugiej strony - mała miejscowość w Lombardii Ferrara Erbognone oddalona od Mediolanu zaledwie o 50 km nie ma, jak dotąd, ani jednego przypadku zakażenia. Japonia uniknęła katastrofy mimo populacji, w której dominują ludzie starsi. Dania, Austria i Czechy nie widzą żadnych zwiastunów drugiej fali po złagodzeniu obostrzeń.

Naukowcy wciąż nie wiedzą, co powoduje, że w jednym regionie COVID-19 nie czyni większych krzywd, podczas gdy w innym sieje spustoszenie.

Naukowcy próbują znaleźć odpowiedź

- Muszą istnieć jakieś nieznane nam jeszcze czynniki ochronne - uważa neurolog Karl Friston z University College London.

Mamy do czynienia najprawdopodobniej z kilkoma czynnikami - piszą inni. Profesor epidemiologii teoretycznej Sunetra Gupta z Uniwersytetu w Oksfordzie uważa, że zdecydowała odporność populacyjna zdobyta jeszcze przed pandemią. Ma na myśli tzw. odporność krzyżową, która nie tyle chroni niektórych przed zakażeniem, ile powoduje, że niektórzy przechodzą chorobę o wiele lżej.

Odporność krzyżowa, mówiąc najprościej, to sytuacja, w której układ odpornościowy rozpoznaje nowy patogen i reaguje, jakby go już znał, na przykład gdy ten jest podobny genetycznie do poznanego wcześniej.

Trudno jest na razie znaleźć dostatecznie dużą liczbę dowodów na stwierdzenie, że tak jest w przypadku COVID-19, ale w miarę jak coraz więcej osób poddawanych jest testom serologicznym na obecność przeciwciał, naukowcy mają nadzieję na uzyskanie odpowiedzi.

Immunolodzy z La Jolla Institute for Immunology w USA opublikowali w czasopiśmie "Cell" wyniki badań, które wskazują, że niektórzy ludzie mają we krwi pomocnicze komórki T, które reagują na nowego koronawirusa, wzniecając szybką odpowiedź immunologiczną w przypadku zakażenia. Najciekawsze jest to, że połowa z przebadanych próbek pochodzi sprzed kilku lat. Naukowcy uważają, że w tym przypadku "błąd" układu immunologicznego polega na tym, że reaguje na nowego koronawirusa jak na znane mu dobrze przeziębienie. Szybko wdraża procedury obronne i pozwala łatwiej przejść przez COVID-19.

Już wcześniej zresztą badania prowadzone w szpitalu Charité w Berlinie pokazywały, że 34 procent badanych, ale zdrowych osób ma pomocnicze limfocyty T reagujące na białko pochodzące od wirusa SARS-CoV-2.

Chociaż nikt jeszcze nie udowodnił, że reaktywność krzyżowa w przypadku COVID-19 przekłada się na odporność, to jednak badacze są pełni nadziei. Współautor badania z La Jolla Institute, Alessandro Sette, powiedział "Guardianowi", że istnieje wiele dowodów wskazujących, że narażenie na inne wirusy może zapewnić ochronę przeciw COVID-19. Jak choćby te z czasów pandemii grypy kilkanaście lat temu.

Prof. Sunetra Gupta dodaje, że jeśli ekspozycja na inne koronawirusy rzeczywiście chroni przed SARS-CoV-2, wyjaśniałoby to, dlaczego zakażenia były mniej dotkliwe w rejonach, gdzie prawie dwadzieścia lat temu atakował SARS, pierwszy ze śmiertelnych wirusów z tej grupy patogenów.

Opublikowane pod koniec marca prognozy opracowane przez prof. Guptę i jej współpracowników z Oksfordu sugerowały, że być może nawet połowa populacji Wielkiej Brytanii może już być zakażona SARS-CoV-2, a zatem wskaźniki śmiertelności są w rzeczywistości niższe, gdyż odnoszą się do większej grupy zainfekowanych osób. Co mogło oznaczać, że choroba jest mniej niebezpieczna, niż się powszechnie sądzi.

- Gdyby wtedy przyjęto taką koncepcję, można by inaczej zarządzać epidemią. Ponieważ to najwrażliwsza część populacji wpływa na wskaźniki śmiertelności, należało przede wszystkim skupić się na ochronie najsłabszych, a więc ludzi starszych, bo to tam wirus przede wszystkim przynosił śmierć. Oznacza to, że niezwykle ważne jest zrozumienie, dlaczego niektórzy ludzie są odporni, a inni nie, aby ci, którzy są wrażliwi, mogli być chronieni - uważa badaczka.

Zobacz wideo Między Donaldem Trumpem a Chinami. Jak WHO znalazła się w centrum globalnego sporu

Ukłon zamiast uścisku dłoni - jak zwyczaje kulturowe mogą chronić przed COVID-19

Jakie są czynniki, które powodują, że jedni są bardziej wrażliwi na koronawirusa niż pozostali? Te, które aktualnie znamy, to przede wszystkim wiek. Do tego dochodzą choroby współistniejące. Trzeci czynnik to bycie mężczyzną. Pod uwagę należy także wziąć status społeczno-ekonomiczny, kulturę (np. japoński zwyczaj kłaniania się zamiast uścisku dłoni chronił w pewnym stopniu przed zakażeniem) oraz geny, niektóre szczepionki otrzymane w dzieciństwie, a także poziomy witaminy D.

Garima Sharma z Johns Hopkins University School of Medicine pisze, że kobiety rzadziej ciężko chorują na COVID-19, ponieważ chroni je zapasowy chromosom X, a ponadto od mężczyzn różnią je na przykład zachowania. Częściej myją ręce i bardziej dbają o zdrowie. Wskaźniki śmiertelności wyraźnie zależą od stopnia ochrony najsłabszych grup. W tym przypadku osób w starszym wieku - dodaje badaczka.

Zdaniem prof. Gupta zablokowanie aktywności społecznej było przesadną reakcją, priorytetem powinna być opieka na pierwszej linii i ochrona starszych osób. Ale najgorsze jest już za nami, chociaż kolejne fale są nadal możliwe, tyle tylko, że znacznie słabsze. - COVID-19 osiągnie endemiczną równowagę, powracając każdej zimy jak sezonowa grypa - dodaje prof. Gupta.

Źródła: UnHerd.com, The Guardian, JACC, Cell, Financial Times

Więcej o: