Bohaterowie z mikrofonem i w koloratce, anonimowi odkrywcy - tak ludzkość walczyła w XX wieku z "gniewem Pana"

AIDS zabił do tej pory ok. 37 milionów ludzi. Od początku z powodującym go wirusem HIV walczono nietypowo - przy ogromnym zaangażowaniu różnych środowisk i wielkich pieniędzy. Sukcesy? Zdecydowanie są, chociaż wciąż nie ma leku trwale zwalczającego wirusa i szczepionki przeciw niemu. Jeśli SARS-CoV-2 jest tak podobny do HIV, jak twierdzi jego odkrywca, to przed ludzkością jeszcze wiele trudnych chwil i rozczarowań.

Artykuł po raz pierwszy ukazał się w 2020 roku, w ramach cyklu "Pogromcy chorób". Dziś przypominamy go w związku z okrągłą rocznicą zmagań świata z HIV/AIDS. Pierwsze informacje o nowym zespole chorobowym opublikowano równo 40 lat temu: 5 czerwca 1981 roku w "Tygodniowym raporcie o zachorowaniach i śmiertelności" CDC ( amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób). Zaledwie 13 dni później oficjalnie ogłoszono epidemię HIV.

W naszej publikacji zostały zaktualizowane informacje dotyczące szczepionek oraz ewentualnego pochodzenia wirusa, w związku z nowymi faktami w tym zakresie.

Od wątpliwości do Nobla

Od kiedy AIDS (zespół nabytego niedoboru odporności, ang. acquired immune deficiency syndrome), powodowany przez HIV (ludzki wirus upośledzenia odporności, ang. human immunodeficiency virus) stał się realnie chorobą przewlekłą, a nie wyrokiem śmierci, przestał budzić większe emocje. Aż trudno sobie dziś wyobrazić, jak histerycznie reagował świat zaraz po odkryciu wirusa.

Ostatnio jednak znów o HIV głośno, głównie przez zaobserwowane podobieństwa do SARS-CoV-2. Rzeczywiście, analogii jest sporo w wielu wymiarach - także ludzkim, społecznym. Zastanawiające, bo w zasadzie te wirusy nie są bliskimi krewniakami. Jeden należy do koronawirusów, drugi do retrowirusów (wciąż słabo poznanej grupy atakującej ssaki i ptaki, odpowiedzialnej głównie za powstawanie rzadkich nowotworów). Są jednak podobieństwa genetyczne (mówimy o wirusach RNA) i pozytywne reakcje na podobne leki w pierwszych testach (więcej na ten temat). Warto zatem prześledzić, jak to z AIDS było, bo może ta wiedza znajdzie i dziś zastosowanie.

Za początek epidemii AIDS uznaje się rok 1981. Wówczas lekarze z Nowego Jorku i Kalifornii zaobserwowali nienaturalnie dużo przypadków rzadkich, ciężkich schorzeń u dotąd zdrowych, młodych ludzi, najczęściej orientacji homoseksualnej. Terapie nie przynosiły efektu, chorzy umierali.

Już rok później podejrzewano, że sprawcą tajemniczej choroby może być wirus, ale wykrycie go, a potem udowodnienie, że to on wywołuje AIDS, zajęło kilka lat. Wprawdzie zespół badaczy na czele z Francuzami Françoise Barré-Sinoussi (ur. 1947r.) i Lucem Montagnierem (ur. 1932r.) z Instytutu Pasteura w Paryżu miał niezbite dowody już w 1983 roku, jednak przyjęto je chłodno i z niedowierzaniem. Jak wspomina Luc Montagnier - część uczonych wierzyła choćby, że HIV to "pasażer na gapę", który jedynie atakuje już ciężko chorych ludzi. Według uczonego odkrycie, że nowy wirus trwale uszkadza odporność, stało się powszechnie uznanym faktem dopiero jesienią 1985 roku.(1)

W 2008 roku Komitet Noblowski docenił dokonania pary Francuzów i przyznał im nagrodę w dziedzinie fizjologii lub medycyny. To wyjątkowa sytuacja, że badaczy HIV doceniono w tak spektakularny sposób.

W XX wieku uczeni pracujący przy dużych projektach pozostawali zazwyczaj anonimowi. Wierzono raczej w "zbiorową mądrość", możliwości czołowych instytutów i uczelni, a nie w indywidualne dokonania. Te zarezerwowane miały już być dla historii, XIX wieku, czasów Kocha i Pasteura.

Teraz gwiazdą był sam wirus, bądź celebryci pozyskujący środki na walkę z zarazą. I rzeczywiście, śmiało rzucili się na front walki z nowym retrowirusem, chociaż nie od razu. Początkowo wszyscy odsuwali się od chorych lub przynajmniej trzymali dystans. Fala wsparcia oficjalnie przyszła w latach 90.

Inna rzecz, że długo, poza wykryciem samego wirusa, nie było kolejnych konkretnych dokonań, za które można by kogoś indywidualnie docenić. Świat regularnie obiegały informacje o tym, że jesteśmy tuż tuż od wynalezienia leku czy szczepionki. I zazwyczaj równie szybko je dementowano.

Ludzki wirus niedoboru odporności (HIV) należy do wirusów RNA (szybko mutujących), więc zwykle nim prace kończono, już ulegał przeobrażeniom uodparniającym go na szczepienia. Powierzchnia wirusa ma specyficzną, skomplikowaną, trójwymiarową strukturę. Połowa powierzchni jest powleczona cukrem - glikowana - co znacznie utrudnia systemowi immunologicznemu atak na agresora. Każda kolejna generacja wirusa ma zmienioną powłokę, co dodatkowo utrudnia pracę nad skutecznym preparatem. Aktualnie trwają badania nad szczepionką MOSAICO, która uzyskała wstępną akceptację wydaną przez Agencję Żywności i Leków (FDA). Do lutego przyszłego roku powinniśmy też poznać wyniki projektu IMBOKODO, w którym działanie ochronne wykazano u 67 proc. uczestników.

Wciąż jest więc nadzieja. Zwłaszcza teraz, gdy z powodu pandemii koronawirusa naukowcy skoncentrowali się na wirusach RNA i znacznie poprawili wiedzę na ich temat.

Zresztą, w przypadku HIV nie ma takiego pośpiechu jak z SARS-Cov-2. Przecież wiemy, jak przed zakażeniem się zabezpieczać, a leki pozwalają dość skutecznie ograniczać rozwój choroby. Według jury Polsko-Amerykańskiej Nagrody Naukowej następnym takim spektakularnym dokonaniem było ustalenie w 1985 roku struktury atomowej ważnego białka - proteazy HIV. To ono pozwoliło siedem lat później stworzyć pierwszy racjonalnie zaprojektowany lek przeciwko wirusowi (a potem następne). Nie zwalczał wprawdzie trwale wirusa, ale sprawił, że chory mógł dłużej cieszyć się życiem, zazwyczaj w dobrym zdrowiu. Odkrycia dokonali dr Alexander Wlodawer z Narodowego Instytutu Raka w USA i prof. Mariusz Jaskólski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza oraz Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu, wówczas uczony z Wrocławia. Amerykanie sprowadzili Polaka, by pomógł im w badaniach. Okazało się to możliwe, chociaż Polska była jeszcze za żelazną kurtyną. W walkę z AIDS, by zapobiec pandemii, włączali się wszyscy.

Jaskólski i Wlodawer zostali wspólnie nagrodzeni w 2015 roku.(2)

Spiskowe teorie

Ponieważ HIV był wirusem, który nie przypominał niczego, co znała medycyna, od początku towarzyszyły mu teorie spiskowe, chociaż niekoniecznie strach. Wierzono choćby, że zakażenia to skutek naukowego eksperymentu, "nieszkodliwego dla normalnych ludzi", bo chorować będą jedynie homoseksualiści. Z czasem brano jeszcze pod uwagę, że narkomani i Afroamerykanie, ewentualnie pozbawieni zahamowań artyści, a wszystko to jest "karą bożą". Kiedy jednak okazało się, że chorują także heteroseksualne kobiety, które nigdy nie miały kontaktu z narkotykami, świat naprawdę zaczął się bać i walczyć z zagrożeniem. Tak czy owak hasło: "Nie ma grup ryzyka, są tylko ryzykowne zachowania" z pełnym zrozumieniem spotkało się dopiero na przełomie wieków.

W 1986 roku Rosjanie ogłosili, że wirus HIV został stworzony w USA, podczas prac nad bronią biologiczną. Chociaż świat nauki odrzucił te zarzuty, do dziś pojawiają się głosy, że AIDS to choroba stworzona przez człowieka. Generalnie uważa się, że wirus pochodzi z Afryki, od szympansów i został przeniesiony na ludzi nawet już w latach 20. ubiegłego wieku. Nie ma jednak co do tego absolutnej pewności. Nie wiemy też, dlaczego prawdopodobnie początkowo łagodny mikrob nagle zmienił się w bezwzględnego zabójcę. Niewątpliwie przyczyniła się do tego specyfika wirusa - jego unikalna zdolność do częstych mutacji. Któraś z nich okazała się po prostu śmiertelnie niebezpieczna.

Więcej na ten temat

To właśnie szybkie mutacje sprawiły, że wciąż nie ma ani niezawodnego leku, ani szczepionki przeciw HIV, chociaż uczeni wciąż się nie poddają i wierzą w ostateczny sukces. Niestety, wiele wskazuje na to, że nowy wróg ludzkości, SARS-CoV-2, również jest zdolny do szybkich, częstych mutacji. Zarazem, choćby ze względu na wysoką zakaźność i zdecydowanie łatwiejsze drogi zakażenia, może okazać się znacznie bardziej niebezpieczny w przyszłości.

Noblista Luc Montagnier, który sam walczył z powszechnym przekonaniem o pochodzeniu HIV, w przypadku SARS-CoV-2 osobiście od początku popierał "teorię spiskową". Uważa, że wirus pochodzi z laboratorium w Wuhan. Nie przekonują go ani zapewnienia Chińczyków, ani argumenty uczonych, że budowa koronawirusa wskazuje na jego naturalne pochodzenie i brak możliwości technologicznych człowieka, by stworzyć coś tak przełomowego (więcej na ten temat). Jego zdaniem obecność HIV w genomie SARS-CoV-2 wskazuje na działania człowieka. Trudno sprawę zlekceważyć. Aktualnie wersji o wirusie z laboratorium nie wyklucza już WHO, badany jest wątek chińskiej kopalni, z której naukowcy z Wuhan mieli go "pobrać".

Strach i nietolerancja

"Chodziła Matkaboska po świecie

Prowadziła Matkaboska dwoje dzieci

Jedno było zdrowe

Drugie było hifowe

A nie chciała powiedzieć

Które jest które

(...)

Nam tu gnoju takiego nie trzeba

Lepiej zabierz swoje bachory do nieba

Popatrzyła Matkaboska po domach

niepotrzebna mi ta wasza korona

Chleba za nią nie kupię, bo gorzki

I nie ujrzał już nikt Matkiboski"(..)

To fragment tekstu Michała Błażejewskiego, który został wykorzystany w jednym z odcinków niezwykle popularnego w latach 90. ubiegłego wieku Kabaretu Olgi Lipińskiej. Niestety, nie ma się z czego śmiać. Znakomicie ilustruje klimat panujący wokół chorych na AIDS.

Polska nie była wyjątkiem, ale to marne pocieszenie. Ludzie przez dłuższy czas nie wierzyli, że nie można zakazić się przez dotyk, we wspólnej toalecie czy używając wspólnych naczyń kuchennych. Strach sprzyjał nieufności, a wreszcie agresji. Choroba stygmatyzowała. Utożsamiano ją z "patologią społeczną".

Z jawną niechęcią spotykały się nawet zakażone dzieci. Wyzwiska, protesty, rzucanie kamieniami - tak witano koncepcję ośrodków dla chorych, a wreszcie ich mieszkańców. Zjawisko w kraju nie przyjęło katastrofalnych rozmiarów, bo AIDS nie szerzył się tak masowo, jak w wielu innych krajach. Według ostatnich danych Krajowego Centrum ds. AIDS, obecnie w Polsce zakażonych HIV jest ponad 25 tysięcy osób, AIDS ma ok. cztery tysiące osób.

Znanym opiekunem chorych stał się ksiądz Arkadiusz Nowak (patrz zdjęcie w naszej galerii), ale jego postawa wcale nie podobała się wszystkim. Naturalna, jak mogłoby się wydawać, u duchownego troska o człowieka była unikalna i nieakceptowana także przez część środowiska kościelnego.

Ksiądz Nowak konsekwentnie tłumaczył, że chorych nie trzeba się bać. Na świecie robili to głównie artyści. Wątek AIDS pojawiał się w literaturze i kinie. Tom Hanks za rolę zakażonego prawnika w filmie "Filadelfia" dostał Oskara. W kolejnym jego oskarowym filmie - "Forrest Gump" - na AIDS umiera ukochana głównego bohatera.

Kiedy w listopadzie 1991 roku Magic Jonhson ogłosił światu, że ma AIDS, oczekiwano jego rychłej śmierci, także społecznej. Wielka gwiazda NBA, ulubieniec milionów, nie mógł mieć tej "brzydkiej choroby". Początkowo sądzono, że cudowny chłopiec kłamie i nie przyznaje się do bycia gejem czy narkomanem. Z czasem zrozumiano, że to po prostu ludzka choroba.

Jestem błogosławieństwem sprawy HIV i jej przekleństwem. Błogosławieństwem, bo dzięki mnie wzrosła świadomość, co to za choroba, jak się przed nią chronić. I przekleństwem, bo ludzie patrzą, że mam się świetnie i nie chce im się chronić tak jak powinni. A nie będzie postępów w tej walce, jeśli nie wrócimy do strachu przed złapaniem HIV

- mówił Magic w 20. rocznicę ogłoszenia choroby. 

Oswajanie z chorobą w dużym stopniu zawdzięczamy także zespołowi Queen, który przez HIV stracił swojego wybitnego wokalistę Freddiego Mercurego. Po jego śmierci, w 1991 roku, zespół zorganizował wielki koncert, z którego cały dochód przeznaczono na tworzenie The Mercury Phoenix Trust. Organizacja ta od 1992 roku przekazała ponad osiem milionów funtów brytyjskich na walkę z AIDS i jest wciąż aktywna. Na pewno przyczyniła się do zaangażowania się w walkę z AIDS tysięcy ludzi na świecie i większej gotowości władz do wydatków i wspierania chorych. Klimat panujący wokół danego zjawiska zawsze ma znaczący wpływ na polityków.

W koncercie wzięły udział takie gwiazdy jak David Bowie, U2, Extreme, Bob Geldof, Guns N’ Roses, Elton John czy Metallica. Ocenia się, że śledziły go dwa miliardy ludzi. Wiele osób uważa, że to takie działania sprawiły, że AIDS przestało być utożsamiane z "gniewem Boga", bo zaangażowanie i przesłanie idoli może dotrzeć szybciej niż broszurka informacyjna czy pogadanka w szkole.

Inny świat

AIDS zmieniło naszą obyczajowość. Wzajemnie wierny partner - niespodziewanie to hasło przestało być utożsamiane z zaściankowością, głosem przeszłości. Stało się symbolem odpowiedzialności za drugiego człowieka. Równie ważne okazało się jednak także głośne mówienie o używaniu gumek czy robieniu badań wykluczających zakażenie przed podjęciem aktywności seksualnej z nowym partnerem (sprawdź, gdzie zrobisz badania).

Zobacz wideo

Wiele tych zmian okazało się dość trwałymi, nawet gdy problem spowszedniał. Koronawirus także nas już zmienia, weryfikuje priorytety i zachowania. Pozostaje tylko wierzyć w słuszność twierdzenia Spencera Johnsona, amerykańskiego autora książek motywacyjnych, że "wszystkie zmiany są na lepsze". Potrzeba jedynie perspektywy i czasu, żeby to pojąć.

Czytaj także:

AIDS a koronawirus - co grozi zakażonym HIV ze strony nowego wirusa?

Choroby przenoszone drogą płciową

Przypisy

  1. "The Nobel Prize in Physiology or Medicine 2008", materiały prasowe, www.nobelprize.org, data dostępu: 25.05.20
  2. Michał Rolecki "Ich odkrycia przyczyniły się do powstania leku na AIDS",  Polak i Amerykanin nagrodzeni, wyborcza.pl, 29.04.15
Więcej o: