Zielona wyspa, a może wyniki są zafałszowane? Jak walczono z zarazą za Kazimierza Wielkiego?

Dżuma, zwana czarną śmiercią, w latach 1346-1353, zdziesiątkowała ludność ówczesnej Europy, na niektórych terenach zabijając nawet 80 proc. populacji. Według wielu podań Polskę cudownie ominęła. Czy to rzeczywiście możliwe? Jest sporo wątpliwości.

Przedstawiamy drugi odcinek naszego nowego cyklu: "Pogromcy chorób". Piszemy w nim o pacjentach, bohaterskich lekarzach, pokręconych ścieżkach prowadzących do znalezienia antidotum... Opowiadamy, jak błogosławiona Dorota z Mątów walczyła z morowym powietrzem, o chłopcu, którego nie pokonała wścieklizna i o tym, dlaczego wciąż nie ma szczepionki przeciw HIV. Ku pokrzepieniu serc i nauce. Człowiek bywa bezradny wobec natury, ale może więcej, niż zazwyczaj sądzimy, a czasem po prostu ma szczęście lub pomaga mu przypadek.

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami, na ziemiach polskich, rządził potężny, dobry i sprawiedliwy władca. Państwo rosło w siłę, ludziom żyło się dostatnio, a zarazy omijały tę krainę miodem i mlekiem płynącą. Brzmi jak baśń? Wiele opracowań o rządach Kazimierza Wielkiego przypomina baśnie. I chociaż sporo w nich prawdy, nie brakuje historyków, którzy radzą, by niektóre z takich doniesień między bajki włożyć.

Mapa zmienia historię?

Ku pokrzepieniu serc przez wieki Polacy chętnie opowiadali o Kazimierzu Wielkim jako wyjątkowym władcy, który znał się także na medycynie i epidemiach, chroniąc roztropnie swój lud przed zarazą. Według dr Katarzyny Pękackiej-Falkowskiej z Katedry i Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu nic nie potwierdza pojawiających się hipotez o unikalnych na światową skalę metodach walki z pandemią dżumy na ziemiach polskich.(1) Najpewniej nie było żadnych kwarantann, kordonów sanitarnych czy "paszportów zdrowia" dla ludzi i przewożonych towarów. Technicznie, na dużą skalę, takie działania były możliwe dopiero w XVII wieku.

Nie sądzę, żeby król mógł wprowadzić jakiekolwiek działania prewencyjne na skalę ponadlokalną. Do tego potrzebne byłyby przecież zasoby, którymi wówczas nie dysponowano: odpowiednio skrojony aparat administracyjny, służby stosujące środki przymusu bezpośredniego, szybki obieg informacji i tak dalej. W średniowiecznej Polsce jedynym środkiem zapobiegawczym była ucieczka i dobrowolna izolacja.

Zresztą, tak naprawdę to nawet nie wiemy, czy rzeczywiście dżuma Polskę omijała. Jak przekonuje historyk Łukasz Kowalczyk, teza o zielonej wyspie jest stosunkowo młoda i nie opiera się na poważnych źródłach historycznych, a raczej na historycznym micie.(2)

Epidemia dżumy w latach 1346-1353? W rzeczywistości to mapa symboliczna, raczej ilustrująca jedynie tezę, że kolejne fale epidemii omijały jedynie Polskę i częściowo Czechy. Według wielu historyków to mit.Epidemia dżumy w latach 1346-1353? W rzeczywistości to mapa symboliczna, raczej ilustrująca jedynie tezę, że kolejne fale epidemii omijały jedynie Polskę i częściowo Czechy. Według wielu historyków to mit. Marta Kondrusik, Gazeta.pl

W 1962 roku na łamach czasopisma "Annales" ukazał się obszerny artykuł francuskiej historyczki Elisabeth Carpentier o badaniach nad czarną śmiercią (jak przez wieki nazywano dżumę).(3) Został zilustrowany mapą (bardzo podobną do tej naszej), na której Polska i Czechy stanowią zieloną wyspę - tereny niemalże wolne od zarazy. Pomimo zastrzeżeń autorki o jej prowizorycznym charakterze, mapa niespodziewanie doczekała się licznych przedruków, inspirowała kolejnych badaczy, nie do końca zainteresowanych sprawdzeniem jej wiarygodności. Przez kolejne dekady trafiała do wielojęzycznych opracowań, w tym bardzo wpływowych i cenionych w środowisku historyków, jak choćby "The Black Death" Philipa Zieglera.

Skąd pewność, że mapa jest co najmniej nieprecyzyjna? Już rok po francuskiej publikacji czeski badacz František Graus przedstawił dowody, że w Czechach dżuma uderzyła w 1350 roku. Morowa zaraza (inna nazwa szalejącej wówczas dżumy) wracała wielokrotnie i spowodowała śmierć tysięcy Czechów. O żadnym ominięciu ich ojczyzny nie ma mowy.(4)

Eksperci twierdzą, że prawidłowo skonstruowana mapa nie miałaby zieleni i byłaby zupełnie nieczytelna, bo musiałaby uwzględniać wiele czynników, tworząc siatkę kropek. Ogromne obszary były niezaludnione, a na niewielkich terenach nagle pojawiało się ognisko, które zbierało szokujące śmiertelne żniwo - umierało 80 proc. mieszkańców miasteczka (po czym są wyraźne ślady) czy nawet osady (czego nie uwzględniają kronikarze). Nasza mapa to kompilacja map z czasopisma "Annales", mapy z opracowań norweskiego historyka Ole Benedictowa i rysunku Rogera Zennera, udostępnionego przez Łukasza Kowalczyka. Wszyscy autorzy zastrzegają, że mapa nie odzwierciedla sytuacji i należy ją traktować jedynie symbolicznie, jako zaczyn do dyskusji.(5)

A w Polsce?

Wydawałoby się, że najprościej byłoby sprawdzić średniowieczne roczniki i kroniki, by ocenić sytuację. Niestety, ówczesne relacje dziejopisarskie należy traktować z dalece posuniętą ostrożnością. Pozornie wiarygodny Jan Długosz niemal sto lat później, w swoich Kronikach (6), nawiązuje do epidemii z połowy XIV wieku i zapewnia, że dżuma zaatakowała Królestwo Polskie już w 1348 roku. Rzecz w tym, że zdaniem współczesnych badaczy "jego zapiski" to plagiat (lub co najmniej dość zgrabna parafraza) słynnej relacji chirurga Gui Chauliaca z epidemii na dworze papieskim w Awinionie i nie mogą być uznane za relację historyczną.(7) 

W Roczniku Miechowskim, prowadzonym na bieżąco w interesującym nas czasie, są relacje z ponurych procesji zakrwawionych pokutników, wzywających do ukorzenia się przed Stwórcą, ale na Węgrzech. Nie ma słowa o epidemii w kontekście Królestwa Polskiego.

O niewielkich rozmiarach epidemii w Małopolsce mogą świadczyć choćby wpływy z daniny pobieranej przez papieży od chrześcijańskich mieszkańców Korony, tzw. świętopietrza. Wysokość wpłat z diecezji krakowskiej z roku 1346 roku nie różni się znacząco od tych z roku 1352. Mogłoby to świadczyć o tym, że pierwsza fala pandemii obeszła się dość łagodnie przynajmniej z południową częścią kraju.

Nie brakuje też doniesień, że nie odnotowano w Koronie wyraźnego spadku zaludnienia w tym okresie. Tylko czy to prawda? Na ile ówczesne dane demograficzne można traktować poważnie?

Zobacz wideo

Dziki kraj

W polski cud nie uwierzył norweski historyk Ole Benedictow, uznany na świecie ekspert od średniowiecza i czarnej śmierci. Jego głośna książka ("The Black Death 1346–1353. The Complete History"(8)) była szeroko komentowana przez historyków na całym świecie, a nawet sprowokowała nowe badania nad różnymi aspektami poruszonymi w jego pracy. Część z nich jeszcze trwa i być może pozwoli wkrótce wyjaśnić polski fenomen lub obalić polski mit.

  1. Norweg zauważył choćby, że w czasie epidemii dżumy w Europie, na ziemiach polskich wzrosły wyraźnie wynagrodzenia robotników krakowskich, a zarazem spadły cen zbóż. Dokładnie te same zjawiska obserwowano wtedy w Anglii i Francji, gdzie szalała zaraza. Wysoka śmiertelność sprawia, że brakuje pracowników i jest nadwyżka żywności. Możliwe więc, że kolejny dowód na wyjątkowość Kazimierza Wielkiego (ostateczne, trwałe rozprawienie się z głodem) w rzeczywistości wcale nim nie jest.
  2. Benedictow powołuje się na średniowieczne dokumenty wskazujące, że późną jesienią 1349 roku pierwsze ogniska epidemii dżumy odnotowano w Elblągu i Fromborku. Tuż po ustąpieniu zimy zaraza wkroczyła też do Gdańska, by stamtąd, wzdłuż szlaku handlowego w górę Wisły, dotrzeć do Torunia w 1351 roku. W tym samym czasie morowa zaraza dziesiątkowała sąsiednie Niemcy, atakowała na Śląsku i Węgrzech. Zagrożenie wdzierało się do Królestwa Polskiego z trzech stron jednocześnie. Niby dlaczego, bez leków, higieny i innych metod zwalczania zarazy, miałaby omijać Polaków?
  3. Brak śladów po zarazie w księgach? Nawet kompletne milczenie miejscowych kronik nie stanowi ostatecznego dowodu na nieobecność epidemii. Są liczne przykłady takich kronikarskich "niedopatrzeń" - w Norwegii oraz miastach niderlandzkich wysoka śmiertelność nie pozostawiła praktycznie żadnych śladów w zabytkach historiograficznych. Czy milczenie było skutkiem politycznych nacisków? "Politycznej poprawności"? Mało prawdopodobne, by wówczas już tak dbano o wizerunek. To raczej efekt braku utrwalonej kronikarskiej rzetelności. 
  4. Demograficzna katastrofa w Europie w połowie XIV wieku doprowadziła do gwałtownego wzrostu zalesienia na całym kontynencie. Zaprzestano bowiem czasowo wyrębu lasów pod pola uprawne i na potrzeby budowlane tam, gdzie ludności ubywało. Polska w tym czasie zaczęła dosłownie dziczeć: przyrost obszarów zalesionych od 1350 roku do roku 1400 wynosił ok. 10 proc.

Zostań w domu? Powiedz to szczurom!

Spróbujmy jednak założyć, że norweski badacz się myli i rzeczywiście Polacy uniknęli strasznego losu Hiszpanów czy Włochów w czasie pandemii 1346-53. Niestety, trudno uznać, że zawdzięczali to roztropności i jasnemu planowi - czy to władcy, czy ludu.

Dżumę po Europie wówczas najprawdopodobniej rozwlekały szczury (bądź inne gryzonie), a dokładniej ich pchły, zakażone bakterią Yersinia Pestis, które chętnie przeskakiwały na ludzi. Zaraza szerzyła się wzdłuż szlaków handlowych. Z nadmorskich portów, rzekami, trafiała w głąb lądu, a wreszcie, wraz z towarami, na targowiska i bazary. Wszędzie tam przecież był istny raj dla szczurów.

W XIV wieku podejrzewano, że ucieczka i izolacja przed zarazą może mieć sens. Świadczy o tym wzmianka w słynnym "Dekameronie" Giovanniego Boccaccia, wydanym już w 1353 roku (bogacz ucieka z miasta przed epidemią). Wierzono, że zaraza bierze się z powietrza ("morowe powietrze"). Czasem podejrzewano też "obcych" (choćby Żydów) o zatruwanie studni.(9) 

Wyjazdy miały jednak charakter marginalny i nie mogły wpłynąć zasadniczo na pandemię. Ponadto - zalecano unikanie ludzi, nigdy zwierząt. Podobno w Mediolanie zamurowywano całe rodziny, by odseparować się od zagrożenia, a jednak nie uchroniło to przed śmiercią 40 proc. populacji tego miasta. 

Jeśli coś Polakom pomogło, to dobrowolna, masowa izolacja. W średniowieczu, podobnie jak dziś, rodacy najpewniej mieli znacznie skromniejsze kontakty towarzyskie i handlowe niż Południowcy. Srogie zimy sprzyjały zamknięciu się w domach na wiele miesięcy. To mogło faktycznie spowolnić rozwój epidemii na naszych ziemiach, czy, jak byśmy dziś powiedzieli - spłaszczyć krzywą epidemiczną i czasowo nas ocalić. Niestety, co się odwlecze... Zimy bywały różne, dobiegały końca, a my, nie stykając się z zagrożeniem, nie nabywaliśmy odporności stadnej.

Jeśli był jakiś polski cud, dotyczył epidemii z lat 1346-53. Tymczasem dżuma wracała wielokrotnie w XIV wieku i w kolejnych. Tym razem są już niepodważalne dowody, że nie okazała się łagodną. Jeszcze za rządów Kazimierza Wielkiego, w 1360 roku, dżuma zabrała Polsce najprawdopodobniej więcej niż połowę ludności, a w 1371 roku zaatakowała Królestwo Polskie najgorsza z epidemii, tzw. pestis puerorum (zaraza dziecięca), charakterystyczna dla nawrotów uderzających w pokolenie, które nie zdążyło nabyć krótkotrwałej odporności w poprzednim ataku. Realnie przestała stanowić poważniejsze zagrożenie w XVIII wieku.

Wnioski? Niełatwo o nie. Właściwie nasuwa się jeden. "Czas nie płynie, czas kręci się w kółko" (Gabriel García Márquez, "Sto lat samotności"). Z drugiej strony - w końcu na wszystko znajdzie się metoda.

Bibliografia:

  1. Wojciech Szczęsny, "Koronawirus nie jest pierwszy. Dlaczego epidemia dżumy w XIV wieku oszczędziła Polskę?" (Rozmowa dr Katarzyną Pękacką-Falkowską z Katedry i Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu), Polska The Times, 07.03.2020
  2. Łukasz Kowalczyk, Czy dżuma naprawdę ominęła Polskę Kazimierza Wielkiego?, serwis popularnonaukowy poświęcony historii Polski i świata "Tytus", www.tytus.edu.pl, 21.01.19. Łukasz Kowalczyk jest historykiem, absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (specjalizacja: mediewistyka). Interesuje się historią starożytnego Rzymu, dziejami Kościoła, reformacji i rewolucji oraz historią społeczną i antropologią historyczną.
  3. Elisabeth Carpentier, Autour de la peste noire. Famines et épidémies dans l’histoire du XIVe siécle, „Annales ESC”, vol. 17 (1962), t 6, s. 1062–1092.
  4. František Graus, Autour de la peste noire au XIVe siècle en Bohême, „Annales ESC”, vol. 18 (1963), t.4, s. 720–724.
  5. Wspomniane mapy, które były inspiracją  naszej dość swobodnej, symbolicznej interpretacji tematu, można zobaczyć w publikacji Łukasza Kowalczyka (patrz przypis nr 2)
  6. Jan Długosz, "Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego" (tytuł org. Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae)
  7. O wątpliwej wiarygodności Jana Długosza pisze Łukasz Kowalczyk i mówi dr Pękacka-Falkowska, (patrz przypisy 1,2)
  8. Ole Benedictow, The Black Death 1346–1353. The Complete History, The Boydell Press, Woodbridge 2004
  9. Antysemityzm - historia, Gmina wyznaniowa żydowska w Poznaniu, data dostępu: 03.05.20.
Więcej o: