Przy tworzeniu modelu mającego zobrazować dynamikę przenoszenia się koronawirusa po pandemii, badacze wykorzystali dane dotyczące sezonowości, a także odporności ogólnej i odporności krzyżowej betakoronawirusów OC43 i HKU1 (to wirusy genetycznie zbliżone do SARS-CoV-2). Analizie poddano patogeny wywołujące pospolite przeziębienie, ponieważ nie dysponujemy jeszcze odpowiednio obszernymi wynikami badań nad sezonowością koronawirusa i odpornością na COVID-19. Naukowcy uznali jednak, że można wnioskować o nowym koronawirusie na zasadzie analogii i dzięki temu próbować przewidzieć przebieg pandemii i szybkość transmisji wirusa w różnych porach roku w przyszłośći. Wyniki badań prowadzonych przez naukowców z Harvard T.H. Chan School of Public Health, opublikowane zostały 14 kwietnia w czasopiśmie "Science".
- COVID-19 nie ustąpi nawet gdy nadejdą cieplejsze dni, tak jak to dzieje się przy przeziębieniach - uważają naukowcy. - Dlatego konieczne mogą okazać się, powtarzające się co jakiś czas okresy dystansu społecznego, aby utrzymać zakażenia na możliwie najniższym poziomie. Będzie to konieczne, jeżeli chcemy, aby nasz system szpitalny nie został nadmiernie obciążony i pozostawał wydajny przez cały czas trwania pandemii.
Profesor epidemiologii Marc Lipsitch, jeden z autorów pracy, pisze że lato nie przyniesie rozwiązania. Nowy koronawirus nie zachowa się tak, jak przeziębienie i łatwo się nie podda. Głównie dlatego, że do lata, odporność populacji w przypadku tego patogenu praktycznie się nie zmieni. I nawet jeśli tempo przenoszenia się wirusa nieco osłabnie, to i tak zakazi się spora grupa ludzi. Sytuację może zmienić dopiero szczepionka. A na tą przyjdzie nam poczekać co najmniej półtora roku.
Druga niewiadoma, poza sezonowością nowego koronawirusa związana jest z odpornością. Nie wiadomo bowiem na jak długo zyskujemy odporność po przechorowaniu COVID-19. Eksperci piszą, że zwykłe przeziębienie daje zazwyczaj krótkotrwałą odporność, na mniej więcej rok. Gdyby podobną odporność dawał nowy koronawirus, mielibyśmy coroczny wyraźny wzrost zachorowań.
Trwała odporność natomiast wyeliminowałaby SARS-CoV-2 z obiegu na pięć lub więcej lat po jego pierwszym wybuchu
- piszą naukowcy.
Badacze przyjrzeli się także powiązaniom pomiędzy jednokrotnym i wielokrotnymi epizodami dystansowania się fizycznego, a liczbą pacjentów w szpitalach.
Najskuteczniejsze okazuje się przeplatanie serii okresów dystansowania społecznego i poluźnienia rygorów, w połączeniu z wykonywanymi masowo skutecznymi testami, dzięki którym monitoruje się odradzanie się choroby. Taki scenariusz nie tylko skutkuje najmniejszą liczbą zgonów, ale także pozwala populacji stopniowo zyskiwać odporność na wirusa
- czytamy w artykule.
Zdaniem prof. Lipsitcha zbyt rygorystyczne przestrzeganie zasad dystansu społecznego nie buduje odporności stadnej, a nawet jej szkodzi. Korzystniejsze jest inne podejście, bazujące na naprzemiennych okresach zacieśniania oraz luzowania obostrzeń. Aby móc kontrolować ten proces musimy wykonywać bardzo dużo testów na koronawirusa. Dopiero wtedy będziemy wiedzieli, kiedy progi bezpieczeństwa zostają przekroczone. Konieczność powracania co jakiś czas do zasad dystansu fizycznego zakończy się dopiero, gdy będziemy mogli zaszczepić większość populacji, a zatem nie wcześniej niż w 2022 roku.
Źródło: Science, The Harvard Gazette