Artykuł powstał w 2019 roku i został zaktualizowany.
Od paru lat ślimaki nie są już czołowym letnim utrapieniem. Badacze obserwują zmniejszanie się w Polsce ich populacji - głównie w wyniku działalności człowieka. Ślimaki kochają wilgoć, więc i tej suchej wiosny nie rzucały się w oczy jak kiedyś, gdy nietrudno było je rozdeptać nawet na miejskim chodniku.
A jednak wystarczyło parę deszczowych dni, by wyjątkowo nielubiane ślimaki nagie (bezmuszlowe) wróciły. Nie tylko najpopularniejsze śliniki (luzytański i wielki), o charakterystycznym brązowawym (wpadającym w pomarańczowy) ubarwieniu, ale także pomrowy (zwykle szarawe, z domieszką czerni, w plamki i paski) - w tym pomrów wielki, który osiąga długość nawet 20 cm. Chociaż, jak zapewnia biotechnolog Anna Leśków (1), pomrowy to gatunki o silnym instynkcie terytorialnym, raczej unikają kontaktu z człowiekiem, nietrudno je spotkać we własnym ogrodzie (ocenia się, że jeden ślimak przypada na dwa metry kwadratowe) czy na biwaku (wówczas to my wchodzimy przecież na ich teren).
Nie zdziw się, jeśli spotkasz nagiego ślimaka o zabarwieniu intensywnie pomarańczowym, oliwkowym, a nawet niebieskawym, różnobarwnego czy we wzorki, które pozwalają na perfekcyjny kamuflaż. W naszej faunie jest coraz więcej gatunków zawleczonych z Europy Południowej, ale też z Azji. Niektóre gatunki przywędrowały samodzielnie, inne dzięki importowi warzyw i owoców.(2)
Jak dotąd, gatunki obecne w Polsce, nie stanowią dla nas żadnego zagrożenia. Wg Anny Leśków nie musisz się też martwić o psa czy kota.
Nie ma potwierdzonych przypadków zarażeń wirusowych, zakażeń bakteryjnych czy transferu pasożytów na człowieka od ślimaków, jednak jak pokazują liczne przykłady z innych zakątków świata, nie jest wykluczone, że kiedyś to nastąpi. Póki co, możemy być spokojni, jeśli chodzi o przeniesienie patogenu ze ślimaka na człowieka, czy zwierzę domowe, szczególnie że przez swoją konsystencję ślimaki są nieatrakcyjne konsumpcyjnie dla przydomowych zwierząt.
Niektóre ślimaki (choćby nagie pomrowy) to mistrzowie kamuflażu. Uważaj, żeby nie wdepnąć Shutterstock/Agarianna76
Oczywiście, nie zaszkodzi, jeśli nieatrakcyjnego mięczaka po prostu zostawisz w spokoju. Chcesz się go pozbyć za wszelką cenę? Popularna metoda z wykorzystaniem soli kuchennej jest nie tylko okrutna, ale też szkodliwa dla ogrodu i rosnących w nim roślin. Można kupić w sklepach ogrodniczych mieszanki gotowe do spożycia przez ślimaki, które sprawiają, że mięczaki "zasuszają się". Pomaga też posypanie ślimaków wapnem. Metoda nie jest niezawodna, ale nie niszczy roślin.
Najbardziej humanitarną metodę proponują naukowcy ze School of Physics and Astronomy w Queen Mary University of London.(3) Zamiast zabijać ślimaki, radzą po prostu wynieść je z własnego ogrodu, ale żeby mieć pewność, że nie wrócą - na odległość co najmniej 20 metrów. Przerzucanie do sąsiada grozi nie tylko awanturą, ale też ich szybkim powrotem (ślimacze tempo to mit - te zwierzaki przemieszczają się ze średnią prędkością 25 m na dobę, nawet gdy robią duże przerwy na posiłek).(4)
Dr Anna Leśków z pewnością nie przepędzi nagich ślimaków ze swojego ogrodu, chociaż nie podważa, że są szkodnikami. Wręcz przeciwnie: są u niej mile widziane, bo wykorzystuje je, a dokładniej ich śluz, w unikalnych na światową skalę badaniach. Wszelkie prowadzone doświadczenia są bezpieczne dla środowiska i samych ślimaków, które - po oddaniu nauce śluzu - wracają w dobrym stanie na łono natury.
Na początku ślimaki do badań dostarczali mieszkańcy Wrocławia. Zgodnie z zaleceniami przynosili je w słoikach pojedynczo, bo pomrowy (i nie tylko one) to kanibale. Obecnie wystarcza już obiektów mieszkających w ogrodzie Anny Leśków.
Badaczka prace rozpoczęła w 2014 roku pod kierownictwem nieżyjącego już prof. Ireneusza Całkosińskiego (5) i kontynuowała je pod opieką prof. Doroty Diakowskiej z Zakładu Chorób Układu Nerwowego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
To profesor Ireneusz Całkosiński był inicjatorem wszystkich badań. To on, dzięki swojej ogromnej wiedzy i zamiłowaniu do tematyki pozyskiwania substancji biologicznie czynnych ze środowiska, zauważył coś ciekawego w ślimakach bezmuszlowych, głównie pomrowach, ale i ślinikach. Kontynuuję te badania
- wyjaśnia Anna Leśków.
Ślimaki, które u nas występują, bywają kanibalami, ale nie stanowią zagrożenia dla zdrowia ludzi i domowych zwierzaków Shutterstock/Sussi Hj
Badaczka dodaje, że śluz ślimaków od lat znajduje zastosowanie w przemyśle kosmetycznym, ale dotyczy to ślimaków muszlowych. Prof. Całkosiński, nie tylko ze względu na wyraźnie zauważalne różnice anatomiczne między dwoma rodzajami ślimaków, podejrzewał, że śluz tych bezmuszlowych może mieć inne, cenne właściwości. Zaobserwował choćby, że, gdy dotykał ślimaka bezmuszlowego, odczuwał niewielkie mrowienie, czasem drętwienie palców. Oczywistym jest, że u ślimaków, które nie mają muszli, śluz powinien pełnić dodatkowo funkcję ochronną przed drapieżnikami oraz czynnikami zewnętrznymi.
Anna Leśkow zastrzega, że pojawiające się czasem doniesienia medialne o odkryciu w ten sposób nieznanych "neurotoksyn" to jednak nadużycie:
Profesor Całkosiński zawsze określał te substancje jako "niewielkie związki, prawdopodobnie białkowe i prawdopodobnie o działaniu neurotoksycznym" podpierając swoje przypuszczenie wiedzą i doświadczeniem, jednak była i jest to dalej tylko hipoteza.
Niezależnie od tego, z jaką konkretnie substancją mamy do czynienia, niewątpliwie ma ona silne właściwości antybakteryjne. Wydzielina pomrowa wielkiego hamuje na przykład rozwój bakterii Salmonella o nawet 60 procent. W dodatku działa znieczulająco i silnie przylega do powierzchni, z którą się zetknie, co pozwala wierzyć, że mogłaby się sprawdzić szczególnie w produkcji leków do stosowania miejscowego czy środków dezynfekujących powierzchnie.
Emocje budzi szczególnie działanie antybakteryjne - zwłaszcza obecnie, gdy coraz częściej mówi się o spadku skuteczności stosowanych antybiotyków.
Czytaj: Raport ONZ - powszechne choroby staną się nieuleczalne, antybiotyki są coraz mniej skuteczne
Zobacz także:
Anna Leśków jest jednak powściągliwa w wyciąganiu tak daleko idących wniosków. Podkreśla, że sam "koniec ery antybiotyków" to jeszcze tylko hipoteza.
A czy ślimaki okażą się ewentualnym ratunkiem?
Obecnie prowadzę badania nad właściwościami fizycznymi, chemicznymi i biologicznymi śluzów pomrowów i śliników. W związku z innowacyjnością badań i niewielkim oparciem w światowej nauce w zakresie interpretacji wyników, a także ze względu na moją chęć jak najbardziej rzetelnego podejścia do tematu, jest jeszcze za wcześnie, by precyzować śmiałe wnioski, które płyną z doświadczeń. Mogę jedynie powiedzieć, że badania są bardzo przydatne i na pewno wzbogacą wiedzę na temat substancji biologicznie czynnych.
Badania na ślimakach są bezpieczne dla środowiska i samych zwierząt. Na zdjęciu prowadząca je Anna Leśków, doktorantka Zakładu Chorób Układu Nerwowego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, uznanie autorstwa Maciej Piotrowski
Przypisy: