Wiesz, że gencjana, powszechnie nazywana fioletem (fioletem gencjanowym), ma już ponad 160 lat? Po raz pierwszy została wyprodukowana przez francuskiego chemika Charlesa Lautha w 1861 roku. Preparat otrzymał wówczas nazwę "Violet de Paris" i początkowo znalazł zastosowanie w mikrobiologii - służył do barwienia pewnych gatunków bakterii. Później znalazł zastosowanie jako środek antyseptyczny. Znane jest też jego działanie przeciwbakteryjne. W XXI wieku niespodziewanie stał się towarem deficytowym, ale czy to źle?
Gencjanę kupisz w aptece bez recepty, w postaci roztworu wodnego lub alkoholowego. Nazwa substancji - fiolet gencjanowy - nawiązuje do kwiatów roślin zielnych z rodzaju Gentiana (znanych w Polsce jako goryczki), których kolor jest podobny do koloru opisywanego roztworu. Chociaż mówi się o leczniczych właściwościach niektórych gatunków goryczek, rośliny te nie stanowią składnika fioletu gencjanowego. Apteczny fiolet (pioktanina) to syntetyczna mieszanina fioletu krystalicznego i fioletu metylowego.
Im więcej masz lat, tym pewnie lepiej znasz gencjanę. Jest stosunkowo tania (ok. 10 zł za 10 ml roztworu), była powszechnie dostępna i stosowana głównie na skórę przy wielu powszechnych drobnych dolegliwościach - zranieniach, wypryskach, zmianach spowodowanych chorobami wirusowymi.
- To był koszmar! Moja matka ubzdurała sobie, że fiolet to najlepszy lek na opryszczkę. Byłam słabego zdrowia, więc często miałam zmiany na buzi i wstydziłam się bardzo wychodzić z domu taka wymazana - wspomina pani Izabela, lat 35. Trzeba przyznać, że takie "leczenie" opryszczki nie miało uzasadnienia. To choroba wirusowa i dziś wiemy, że wskazane jest kierunkowe leczenie przeciwwirusowe, doustne i miejscowe. Gencjana generalnie polecana jest do stosowania na skórę. Coraz częściej odradza się stosowanie na błony śluzowe i ich okolice (chociaż oficjalna ulotka to dopuszcza), a przez lata smarowano nią jamę ustną, niejednokrotnie powodując dodatkowy dyskomfort, choćby przez dotykanie ran.
Kolejnym popularnym zastosowaniem dla gencjany było kiedyś łagodzenie objawów ospy wietrznej. Jeszcze dziś, rzadko, zdarza się, że chorujące na ospę dzieci są gencjaną smarowane, by łagodzić świąd skóry. Lekarze zazwyczaj jednak odradzają to rozwiązanie. Gencjana, choćby ze względu na intensywne zabarwienie, utrudnia ocenę zmian skórnych i wczesne zaobserwowanie ewentualnych nadkażeń bakteryjnych. W aptece są dostępne bez recepty specjalne preparaty do stosowania na zmiany skórne towarzyszące ospie, choćby na bazie aloesu, pantenolu, alantoiny, tlenku cynku, często wieloskładnikowe. Lekarz powinien podpowiedzieć, jak ulżyć choremu. Ostrożność trzeba zachować u osób ze skłonnością do alergii, bo nawet najbardziej łagodny preparat może u nich wywołać podrażnienia.
W ostatnich latach wiele się zmieniło w zakresie odkażania ran. Generalnie nie jest zalecane nic, co może je podrażniać. Już lekarze nie twierdzą, że "jak piecze, to znaczy, że się goi". Dyskomfort jest bowiem objawem podrażnienia. Przez pewien czas do samodzielnego opatrywania ran zalecano wyłącznie czystą wodę, by nie narobić więcej szkód. Obecnie dysponujemy środkami delikatnymi, łagodzącymi, o udowodnionym działaniu odkażającym, a zarazem bezpiecznymi, na bazie oktenidyny. Kupisz je w każdej aptece. Zdetronizowały popularny kiedyś spirytus salicylowy czy wodę utlenioną, chociaż trzeba przyznać, że te preparaty mają wciąż wielu zwolenników i obrońców. Nie zdarza się już jednak, by rodzice smarowali pępek noworodka wysokoprocentowym spirytusem, a kilkanaście lat temu to była norma. Zapewne z czasem inne odkażacze, łagodniejsze od spirytusu, ale jednak wciąż drażniące, zostaną wyeliminowane.
Co istotne - obecnie polecane łagodne preparaty do odkażania ran są bezbarwne, więc nie niszczą pościeli, ubrań, ale przede wszystkim nie zafałszowują obrazu samej rany.
A jednak, gdy w ubiegłym roku gencjana zniknęła z aptek, wiele osób zauważyło jej brak i poszukiwało jej w aptekach. Pojawiały się spiskowe teorie o wykupie i wywozie za granicę, pogłębianiu kryzysu lekowego itp. Owszem, poważny kryzys mamy od paru lat, ale tu chyba nie miał większego znaczenia.
Wg serwisu GdziePoLek, przyczyną braków była przerwa w produkcji. Późną jesienią ubiegłego roku sukcesywnie gencjana znowu stawała się dostępna, a jednak wiele aptek jej nie ma. Robimy już zapasy przed wakacjami, gdy o zranienia i trudności z ich zabezpieczaniem przecież najłatwiej? Niekoniecznie.
- Od co najmniej trzech miesięcy nie sprzedałem ani jednego opakowania gencjany. Jest pani pierwszą osobą, która o nią w ogóle pyta od dawna. Po co mam ją zamawiać? - usłyszałam dziś w osiedlowej aptece. Faktycznie, chyba nie ma po co - chciałam tylko wiedzieć, czy jest, a nie kupić.
Źródła: