Nie ma się z czego śmiać - przeziębienie typu męskiego istnieje!

Ogarnia cię wściekłość, gdy twój partner "umiera" przy byle infekcji? Nim znowu oskarżysz go o hipochondrię przy temperaturze 37 stopni Celsjusza, zapoznaj się z poniższym. Coś bowiem jest w tym męskim, niezwykłym chorowaniu.

Więcej o męskich dolegliwościach i ich konsekwencjach na Gazeta.pl

"Męska grypa" to nie jest polski wynalazek. Choćby w krajach anglosaskich pojęcie występuje oficjalnie w słownikach i wcale nie odnosi się do prawdziwej grypy. Wręcz przeciwnie - ma być lekkim przeziębieniem, którego objawy są przez mężczyzn wyolbrzymiane. Przybywa jednak dowodów, że taka ocena jest wielce niesprawiedliwa.

Każda infekcja może być groźna

Możliwe, że to instynkt samozachowawczy wysyła nawet największych twardzieli do łóżek z powodu stanu podgorączkowego czy banalnego kataru. Niewykluczone, że męskie organizmy, nauczone doświadczeniem przodków, wiedzą, jak źle może się skończyć zlekceważenie stanu zapalnego o pozornie łagodnym przebiegu. Statystyki i badania pokazują, że niemal każda infekcja grypopodobna mężczyznom zagraża bardziej niż kobietom. Panowie częściej doświadczają groźnych powikłań i śmierci w ich wyniku. Wyjątkiem nie jest też zakażenie SARS-CoV-2. 60 proc. ofiar śmiertelnych COVID-19 to mężczyźni.

Badania, które miały wyjaśnić to zjawisko, prowadzono choćby na Uniwersytecie Yale w New Haven (USA). Prowadząca je wraz z zespołem Akiko Iwasaki obwinia układ immunologiczny za zwiększoną śmiertelność mężczyzn. Kobiece limfocyty T pracowały lepiej niż męskie. Nawet starsze panie budowały potencjalną długotrwałą odporność na wirusa skuteczniej od młodych panów.

To nie są zaskakujące wnioski. Od co najmniej dekady pozornie niepoważnym zjawiskiem "męskiej grypy" zupełnie na serio zajmują się naukowcy i instytucje odpowiedzialne za zdrowie publiczne.

Już w 2010 roku WHO informowała, że"płeć powinna być brana pod uwagę, gdy mamy oceniać ekspozycję na wirusa grypy oraz skutki infekcji". Komunikat był odpowiedzią na dane epidemiczne zebrane przez sześć sezonów grypowych w Hongkongu i dziesięć w USA. Wynikało z nich jednoznacznie, że mężczyźni częściej trafiają do szpitala i są narażeni na zgon w wyniku infekcji także wtedy, gdy nie są obciążeni dodatkowymi czynnikami ryzyka (np. choroby serca, nowotwory).

Zobacz wideo

Problem jaskiniowca

Kanadyjski lekarz, prof. Kyle Sue z Memorial University of Newfoundland, który przez kilka lat prowadził badania nad "męską grypą", różnic w przebiegu infekcji u kobiet i mężczyzn upatrywał głównie w biologii. Męską zdolność do obrony przed infekcją miałby osłabiać testosteron. Kobiecą wspierać żeński hormon estradiol. Niestety, szybko okazało się, że to za duże uproszczenie, skoro także panie po menopauzie, u których poziom hormonów płciowych spada, lepiej rokują niż panowie. Negatywnej roli testosteronu jednak nie wykluczono.

Prof. Sue zwracał także uwagę na procesy ewolucyjne, które miałyby się przyczynić do gorszej odpowiedzi immunologicznej u mężczyzn akurat w przypadku infekcji. Dla naszych męskich przodków celem nadrzędnym było przetrwanie gatunku, oparte na zdobyciu partnerki i jej zapłodnieniu. Jego realizacja zależała od gotowości do walki, ale nie z wirusami. Ryzyko śmierci z powodu urazu było większe niż z powodu infekcji. Kluczowe znaczenie miała siła, rozmiar i wytrzymałość, a nie sprawnie działający system immunologiczny. Dla biologii setki lat to mgnienie oka i proces przystosowawczy do zmienionych warunków najwyraźniej nie w pełni się udał.

Twardziel bez diagnozy

Oczywiście genetyczne uwarunkowanie nie wyjaśnia w pełni tych wszystkich męskich sygnałów rozpaczy z powodu bólu gardła czy zatkanego nosa. Tym bardziej że w przypadku poważnych schorzeń mężczyźni w naszym kraju wcale nie szukają szybko pomocy. Nie robią badań profilaktycznych. W razie wyraźnych objawów groźnej choroby, gdy ryzyko zgonu jest nieporównywalnie wyższe niż przy powikłaniach przeziębienia, z wizytą u lekarza zwlekają do ostatniej chwili. Skutki są opłakane: mężczyźni w Polsce żyją 7,5 roku krócej od kobiet. Dr Mateusz Grzesiak, psycholog i terapeuta*, uważa, że te lata zabiera im głównie wciąż obowiązujący "kult silnego faceta".

- Mają być twardzi, zaradni, produktywni, ukrywać słabości. To niszczy ich psyche i ciało - mówi ekspert, ale dodaje, że jednak jest nadzieja dla młodszych panów. Zmiana kulturowo-obyczajowa sprawia, że dbanie o zdrowie przestaje być niemęskie. W efekcie na badania prostaty łatwiej zagonić 40-letniego syna niż jego 60-letniego ojca.

Nowe pokolenie ma mniejszy problem z autoekspresją: wzrosła świadomość wraz z rozwojem i popularyzacją kompetencji społecznych, a także nie ma już takiego nacisku na bycie twardym mężczyzną.

Przytul mnie!

Nie doszukuj się w "męskiej grypie" sygnałów hipochondrii. Ta dotyczy wprawdzie obu płci, ale jest rzadka (dotyczy 2-5 proc. społeczeństwa) i raczej powiązana z zaburzeniami lękowymi, które częściej zdarzają się kobietom. Generalnie, jeśli bliska osoba sygnalizuje, że cierpi, lepiej tego nie lekceważyć i nie diagnozować samodzielnie, gdy problem się utrzymuje dłużej.

Niewykluczone, że twój partner, gdy prosi o herbatkę lub kocyk, tak naprawdę próbuje zaspokoić potrzeby emocjonalne. Czasem sam nie zdaje sobie z tego sprawy.

Niektórzy mężczyźni szukają sposobów na okazanie wrażliwości i zrealizowania potrzeby bliskości, bo nie robią tego na co dzień w sposób typowy, prosząc: przytul mnie, powiedz mi, że mnie kochasz. Społeczeństwo wymaga od nich bycia twardym, stąd takie wybiegi

- przekonuje dr Grzesiak.

Zdaniem specjalisty, zdarza się też tak, że na w sumie zrozumiałą prośbę o wsparcie w chorobie, kobiety reagują nadmiernym zniecierpliwieniem i rozdrażnieniem. Dotyczy to kobiet, które wypierają własną wrażliwość, boją się okazywania uczuć lub poszukują mężczyzny, który pasuje do tego stereotypowego modelu twardziela.

* Dr Mateusz Grzesiak (na trzecim zdjęciu w galerii na górze artykułu) - z zawodu wykładowca, konsultant i terapeuta. Ma trzy doktoraty, w dyscyplinach: zarządzanie, pedagogika i psychologia. Specjalizuje się w nauczaniu umiejętności miękkich, które naukowo klasyfikuje i praktycznie modeluje, dostarczając je w formie szkoleń i konsultacji. Napisał 24 książki, wykładał w siedmiu językach, jego profile społecznościowe mają w sumie blisko 800 tysięcy fanów.

Więcej o: