Więcej kobiecej anatomii na Gazeta.pl
Niemal każdemu może przydać się taka lekcja anatomii. Bez odpowiedniej stymulacji łechtaczki szanse na satysfakcję seksualną kobiety są niewielkie. Czego jej trzeba, by zająć się nią odpowiednio? Chociaż to narząd przeznaczony wyłącznie do dawania przyjemności i zaskakująco podobny do penisa, okazuje się znacznie bardziej wymagającym.
Łechtaczka w XX wieku nazywana chętnie "kobiecym guziczkiem", zupełnie guziczka nie przypomina. Ma 12-15 cm, wąsy i rozgałęzienia. Może jeszcze się powiększyć, bo, jak penis, rośnie pod wpływem pieszczot, czyli ma wzwód. Skąd zatem ta nazwa, wskazująca na określony kształt i minimalny rozmiar? W ten sposób określano jedynie widoczną na zewnątrz część łechtaczki, czyli jej żołądź, uznając, że to cały narząd. Naprawdę trudno wyjaśnić, dlaczego szerze poznaliśmy prawdę dopiero kilkanaście lat temu. Wydawać by się mogło, że od dziesiątek lat anatomia człowieka nie stanowi już tajemnicy.
Oprócz żołądzi łechtaczka składa się z dwóch ciał jamistych, dwóch odnóg w kształcie skrzydeł, oraz łechtaczkowych opuszków przedsionka.
Żołądź łączy się z wewnętrznym trzonem za pomocą dwóch ciał jamistych. Ciała te rozwidlają się i otaczają pochwę dookoła, tworząc przy wzwodzie coś w rodzaju uścisku wokół pochwy. Właśnie mniej więcej na tej wysokości ma się znajdować słynny punkt G. Wszystko wskazuje na to, że został przedwcześnie zdetronizowany, a jego poszukiwania wciąż mają sens, bo są dobrą drogą do kobiecego orgazmu. Dziś jednak raczej seksuolodzy podkreślają, że wrażliwa jest cała przednia ściana pochwy, a nie "jedno magiczne miejsce", jak kiedyś określano właśnie punkt G.
Ciało jamiste dodatkowo rozgałęzia się tworząc strukturę zwaną odnogami łechtaczki, przypominającymi w swojej formie skrzydła. Mogą one mieć rozpiętość do 9 cm. W czasie spoczynku skierowane są w kierunku pachwin. Podczas wzwodu odchylają się w kierunku kręgosłupa (patrz na ilustracje w naszej galerii na górze artykułu).
Blisko odnóg, u ujścia pochwy znajdują się jeszcze opuszki przedsionka, ułożone w głębi dużych warg sromowych. Podczas podniecenia nabiegają krwią, a wagina dosłownie otwiera się na penisa.
Łechtaczka pozwala kobietom na bardziej zróżnicowane i silniejsze doznania seksualne niż penis. Ma ok. osiem tysięcy zakończeń nerwowych. Tymczasem męski członek połowę tej liczby.
Trudno zrozumieć, dlaczego dopiero w XXI wieku możemy zobaczyć, jak dokładnie wygląda jedyny narząd człowieka służący wyłącznie przyjemności. Teoretycznie w 1998 roku zespół prof. Helen O’Connell, wybitnej urolog z Australii, zaprezentował zdjęcia łechtaczki, wykonane za pomocą rezonansu magnetycznego. Pokazano jej kompleksową budowę, a przede wszystkim zwrócono uwagę na wynikające z tego konsekwencje. Wiedza ta jednak nie przyjęła się jeszcze przez co najmniej kolejną dekadę. Zresztą koniec XX wieku to wciąż bardzo późno.
Dlaczego specjaliści od anatomii tak zaniedbali łechtaczkę i wiedzę o niej? Czemu nie poświęcono jej uwagi w słynnym na całym świecie podręczniku dla studentów medycyny "Anatomia Greya"? Może dlatego, że łechtaczka w zasadzie nie choruje, a kobietom przez wieki odbierano prawo do czerpania w pełni radości z własnej seksualności.
Niby znana od zawsze, wspominana przez Arystotelesa i Hipokratesa, w anatomicznej literaturze łechtaczka pojawiła się po raz pierwszy dopiero w XVI wieku. Realdo Colombo, wykładowca chirurgii na Uniwersytecie Padewskim, który w 1559 roku opublikował dzieło "De re anatomica", łechtaczkę zauważył. Niewiele tam konkretów, a jedynie trochę wątpliwej poezji o "siedzibie kobiecej rozkoszy" i "słodyczy Wenery".
Na poważniejszy opis łechtaczki pozwolił sobie w XVII wieku holenderski lekarz, anatom i fizjolog Reiner De Graaf. Jędrzej Krupiński, polski anatom żyjący w XVIII w., definiował łechtaczkę jako: "żołądź białogłowską" i również nie pozbawił swojego opracowania elementów literackich:
Łechtaczka jest małe, żołędzi podobne ciało, wewnętrznie zaraz pod spojeniem się do kupy wielkich warg wyższym leżące.
W 1844 roku niemiecki anatom Georg Kobelt wykonał rysunki łechtaczki. Zdaniem współczesnych: tak znakomite i precyzyjne, że dziś mogły posłużyć za wzór. Zagadką więc pozostaje, dlaczego przez kolejne dziesiątki lat nikt tematu nie zgłębił staranniej. Łechtaczka pozostała guziczkiem, a jej dominujące nie tylko rozmiarowo elementy wewnętrzne zupełnie pominięte.
W latach 60. ubiegłego wieku, gdy przyszła rewolucja seksualna i kobiecy orgazm stał się niemal obowiązkiem, nie tylko słynni badacze William H. Masters i Virginia E. Johnson zaczęli mówić głośno o roli łechtaczki w kobiecej rozkoszy. Przez długie lata jednak spór co do wyższości orgazmu pochwowego nad łechtaczkowym (lub odwrotnie) wydawał się nie do rozstrzygnięcia. Tymczasem: orgazm jest jeden. Nie dlatego, że nawet kobiety odczuwające rozkosz waginalnie w rzeczywistości mają stymulowaną łechtaczkę. Odnogi łechtaczki, zakończenia nerwowe, itd. tak szeroko i dokładnie oplatają żeńskie genitalia, że podczas stosunku czy pieszczot po prostu łechtaczki nie uda się pominąć. Także wtedy, gdyby ktoś bardzo chciał.
Byłoby dobrze, gdyby o roli łechtaczki jak najwięcej wiedziały młode kobiety i mężczyźni. We Francji to możliwe. U nas wciąż wydaje się więcej niż nierealne. Modele łechtaczki stosowane we francuskich szkołach mają w pewnym stopniu korzenie we wspomnianych badaniach australijskich. Dr Odile Buisson, badaczka francuska i ginekolożka, zainspirowała się danymi australijskimi i stworzyła w 2008 roku obraz trójwymiarowy, który ostatecznie powstał w 2008 roku.
Pamiętam ze studiów, że w podręcznikach medycznych łechtaczce poświęcona była jedna strona, zawierająca same ogólne informacje
- mówiła wtedy dr Buisson.
Zespół dr Buisson pracował także pod kierownictwem Pierra Foldesa, urologa i seksuologa, który łechtaczką interesował się od dawna. Badał, jakie spustoszenie powoduje wycinanie łechtaczek, a także jakie są możliwości odtworzenia tego skomplikowanego i kluczowego dla kobiecej seksualności narządu.