Oznaczanie statusu "w związku" na Facebooku to obciach?

Ustawiać czy nie ustawiać - oto jest pytanie. Z serii banalnych, nieistotnych, choć znacząco dzielących użytkowników Facebooka. Część osób nie widzi nic złego w dzieleniu się informacją dotyczącą statusu związku, inni uważają to za ekshibicjonizm. Na silne zyskuje tendencja, by życie prywatne zachowywać jednak dla siebie, niekoniecznie dla rzeszy często nie do końca znajomych znajomych.

"Czy nam się to podoba czy nie, Facebook stał się platformą, gdzie w znacznym stopniu toczy się nasze życie prywatne, miejscem deklaracji i odrzuceń. Możemy zaprzeczać, ale większość z nas nadaje znaczenie temu, co się tam dzieje" - pisze na blogu w portalu "Huffpost Women" pisarka Holly Sidell.

Po wpisaniu w Google'a hasła "status w związku na Facebooku" dostajemy szereg podpowiedzi: "jak ustawić/ zmienić/ ukryć/ usunąć". Ot, pełny repertuar działań. Ile z nas rzeczywiście je podejmuje?

Około 60 proc. użytkowników Facebooka oznacza status związku w swoim profilu - podaje brytyjskie Glamour. Nowe badania przeprowadzone prze Pew Research Center pokazują, że być może w niedalekiej przyszłości odsetek ten zmniejszy się. Jak twierdzą jego autorzy, stajemy się coraz bardziej ostrożni w kwestii udostępniania akurat tej informacji. Tendencja ta dotyczy zwłaszcza młodszych pokoleń.

Zobacz wideo

"Powiem ci wszystko o moich zainteresowaniach, o partnerze niekoniecznie"

Status "w związku" ujawnia 44 proc. osób w wieku 19 - 25 lat - wynika z przeprowadzonego w 2012 badania "Tożsamość jednostki w kontekście przemian ponowoczesnych na podstawie analizy portalu społecznościowego Facebook", które wykonała Małgorzata Kowalewska pod kierunkiem prof. Wiesława Godzica w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Dla porównania rubrykę z danymi o uczelni wyższej uzupełniło aż 76 proc. badanych, o wykształceniu średnim - 55 proc. Z tego i innych badań wiemy, że młodzi bez skrępowania ujawniają także swoje zainteresowania: ulubione zespoły, filmy czy książki. Związki i miejsce pracy to już inna kategoria. Skąd te różnice? Dlaczego nie jesteśmy tak ochoczy w pokazywaniu partnera?

Potrzeba prywatności vs. publiczne deklaracje

"Po pierwsze, może to wypływać z naturalnej potrzeby intymności i prywatności. Z drugiej strony, część osób prawdopodobnie nie chce się oficjalnie dookreślać. Aktualizacja informacji dotyczącej związku to przecież stosunkowo wiążąca publiczna deklaracja" - mówi psychoterapeutka Anna Bal. "W dodatku pociąga za sobą konsekwencje, jeśli coś się w naszym życiu miłosnym zmieni" - dodaje.

Ewentualne rozstanie łączy się z koniecznością zmiany tej informacji, jeśli wcześniej zdecydowaliśmy się ją zamieścić. W gronie specjalistów od etykiety w mediach społecznościowych toczą się już nawet dyskusje, w jakim czasie od rozpadu relacji wypada zmienić status na "wolny": zrobić to od razu czy trochę odczekać.

Ekshibicjonizm naszych czasów

"Umieszczanie statusów dotyczących związków w sieci to pewien rodzaj ekshibicjonizmu, w którym się współcześnie pławimy. Udostępniamy bardzo dużo i to jednocześnie bardzo dużej grupie ludzi. Jeszcze jakiś czas temu informacje o naszym życiu prywatnym miało raczej wąskie grono najbliższych znajomych. Dziś na profilach wielu osób, z którymi nie zawsze nawet mamy bieżący kontakt, znajdziemy informacje o doświadczanych przez nich aktualnie stanach emocjonalnych, wydarzeniach z ich życia" - komentuje psychoterapeuta Bronisław Hońca. Czy rzeczywiście takie zachowania są niezgodne z ludzką naturą?

"To, czym i jak dzielimy się na Facebooku na pewno odzwierciedla jakieś nasze rzeczywiste potrzeby. Potrzeby są prawdziwe. Nikt przecież nikogo nie zmusza, aby pokazywać siebie i swoje życie w serwisach społecznościowych" - zaznacza Bal. Z czego wypływają te potrzeby?

Jeśli twoi znajomi udostępniają informacje o związku, ty też będziesz bardziej skłonny

"Dla wielu osób punktem odniesienia dla własnych aktywności na Facebooku jest to, jak w serwisie zachowują się osoby z ich grona znajomych. Na podstawie tego, w jakim stopniu i w jaki sposób znajomi dzielą się informacjami z życia prywatnego w serwisie budujemy normy obowiązujące w grupie, np. czy akceptowane jest publikowanie wspólnych zdjęć, oznaczanie partnera itd." - mówi Hońca. Idąc tym tropem: jeśli w naszym fejsbukowym gronie przyjaciół przeważają osoby chętnie dzielące się informacjami dotyczącymi związku lub robią tak osoby dla nas ważne, możemy czuć większe przyzwolenie, aby również to robić. I odwrotnie: jeśli nasi znajomi cenią prywatność i raczej z rozwagą dzielą się nią w serwisie, odczuwane przyzwolenie może być mniejsze.

"Chcę, żeby inni mnie lajkowali, ale nie do końca wiem, co jest fajne i kim jestem"

"Facebook umożliwia tworzenie narcystycznego obrazu siebie związanego z nadmiarową koncentracją na własnej osobie. Można zauważyć, że rośnie w nas potrzeba bycia podziwianym, zdobywania poklasku. Z drugiej strony nie wiemy, co nam ten podziw zagwarantuje. Budowanie swojego wizerunku w oparciu o to, jak prezentują się inni, pokazuje pewne zagubienie i niepewność co do własnej tożsamości. Bo skoro szukamy na profilach znajomych, jakim warto być, to znaczy, że nie do końca wiemy, kim naprawdę jesteśmy, co sami uważamy za słuszne. Szukamy wskazówek na zewnątrz, w innych zamiast w sobie. Tymczasem najbardziej optymalne zachowania to te, które są zgodne z nami samymi" - zauważa Hońca.

Trend na prywatność na Facebooku - kultura sama się równoważy?

"Patrząc na naszą kulturę łatwo zauważyć naprzemienne nawracanie przeciwstawnych tendencji. Być może w tym przypadku też tak jest. Raz modna jest prywatność, raz jej brak. Raz pokazywanie, jaki mam samochód, wakacje, wystawne życie etc. Raz - umiarkowane dawkowanie informacji o sobie" - zastanawiają się psychoterapeuci. Już teraz obserwuje się, że najmłodsze pokolenia w ogóle uciekają z Facebooka, bez którego życia nie wyobraża sobie wielu dorosłych. Młodsi mają problem, którego z oczywistych powodów nie mają starsze roczniki. Na Facebooku są ich rodzice: oznaczający na zdjęciach, inwigilujący życie prywatne dzieci.

"W znacznym stopniu społeczeństwo samo potrafi się regulować, naturalne procesy ludzkie chronią same siebie" - dodają. Boom na pewne zachowania, w tym takie, które uważamy za ekshibicjonistyczne, oznaczałby więc ich upadek w bliższej bądź dalszej przyszłości, tak jak narodziny człowieka oznaczają zarazem jego nieuchronną śmierć.

Anna Bal - psycholog, psychoterapeutka Gestalt, prowadzi psychoterapię indywidualną i psychoterapię par, pracuje w Ośrodku Psychoterapii Klinika Stresu w Warszawie.

Bronisław Hońca - psychoterapeuta, członek Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej, prowadzi psychoterapię indywidualną, grupową i par w podejściu integratywnym metasystemowym, specjalista terapii uzależnień, pracuje w Ośrodku Psychoterapii Klinika Stresu w Warszawie oraz w Ośrodku Psychoterapii Integratywnej w Tczewie.

Bronisław Hońca odpowiada na pytania Czytelników w naszym Dziale Porad

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do Zdrowia na Facebooku!

Więcej o: