Dr Nancy Kalish, która poświęciła 20 lat na badania nad związkami z odzysku, wiąże to zjawisko z rozpowszechnieniem mediów społecznościowych. - Serwisy społecznościowe sprawiają, że łatwiej jest dotrzeć do osób, z którymi kontakt urwał się dawno temu i w normalnych okolicznościach nigdy by się nie odnowił - zauważa. Ponadto poprzez możliwość śledzenia losów poprzednich partnerów czy sporadyczną wymianę wiadomości serwisy społecznościowe dają złudne poczucie utrzymywania relacji, mimo faktycznego jej braku.
Dlaczego decydujemy się na powrót do przeszłości? Wśród powodów podawanych przez osoby badane przez dr Kalish często pojawiała się potrzeba domknięcia niedokończonej historii. Niektórych kusi, aby dopisać inne zakończenie, tym razem z "happy endem".
- Jednym z motywów odświeżania takich związków może być idealizacja przeszłości, czyli tendencja do zachowywania raczej dobrych wspomnień z życia niż tych złych - twierdzi psychoterapeuta Bronisław Hońca. Nasza pamięć działa tak, że po dłuższym czasie po prostu umykają nam te gorsze rzeczy. - Poprzedni partner, przez to, że ileś z nim przeszliśmy, stanowi też w jakiś sposób "znane terytorium". To daje złudne poczucie bezpieczeństwa i kontroli. Rozpoczynanie nowego związku może jawić się tymczasem jako wielka niewiadoma i większe ryzyko - mówi.
- Pierwsza, młodzieńcza miłość zwykle odzwierciedla najsilniejsze potrzeby i oczekiwania wobec związku. Najczęściej są one tożsame z tym, czego brakowało nam w relacji z rodzicami - twierdzi psychoterapeutka Anna Bal. - Nie bez znaczenia jest też bardzo duża intensywność pierwszych relacji miłosnych. Z każdym kolejnym związkiem ta intensywność słabnie, z wiekiem pewne rzeczy przestają być tak ekscytujące - podkreśla Bronisław Hońca. - Gdy wciąż jesteśmy zalewani dużą ilością bodźców, również w sferze związków, możemy mieć tendencje do szukania partnera, który zapewni nam jeszcze mocniejsze, intensywniejsze doznania, żeby w ogóle móc go zauważyć, poczuć cokolwiek - twierdzi terapeuta.
- Warto sobie zadać pytanie, dlaczego ludzie w dorosłości szukają niesłabnącej intensywności, związków typowych dla czasów nastoletnich czy okresu zakochania - zwraca uwagę Anna Bal.
Kolejne zaobserwowane zjawisko dotyczy głównie młodszego pokolenia. Jeśliby wierzyć naukowcom, tradycyjny flirt w tej grupie jest na wymarciu. Ostatnie badania przeprowadzone wśród amerykańskich studentów wykazały, że większość z nich nigdy nie była na randce. Przedstawiciele obydwu płci deklarowali, że nawiązują kontakt z płcią przeciwną poprzez rozmowy na czatach serwisów społecznościowych lub spotkania towarzyskie, lecz w większym gronie, nie bezpośrednio twarzą w twarz. Pierwsze spotkania we dwoje coraz częściej to po prostu spotkania na seks.
Studenci tłumaczyli, że wolą unikać tradycyjnych randek, bo nie wiedzieliby, co powiedzieć i jak się zachować w ich trakcie.
- Pokazuje to niemożność wytrzymywania odczuć, które z założenia występują w pierwszym kontakcie. Kiedy się nie znamy, naturalnym jest, że czujemy się niepewnie, możemy być trochę zalęknieni - komentuje Anna Bal. Jak wygląda współczesny podryw, gdy młodzi wolą unikać tego dyskomfortu?
- Mężczyźni coraz częściej rozsyłają za pośrednictwem internetu krótkie niezobowiązujące wiadomości jednocześnie do wielu kobiet, którymi są wstępnie zainteresowani Często jest to po prostu lakoniczne "hej" - zauważa Jessica Messa, autorka książki "How to Find Love in The Post-Dating World" w brytyjskim wydaniu Glamour. - W ten sposób minimalizują ryzyko doświadczenia odrzucenia, przerzucają odpowiedzialność za ewentualny dalszy ciąg konwersacji na adresatkę wiadomości - wyjaśnia. Jeśli upatrzona kandydatka odpisze - świetnie, jeśli nie - trudno, poniesiony koszt i tak był mały. Jak wiele można ugrać w taki sposób?
- Zastanawiałbym się, czy osoby, które poznają się jedynie poprzez komunikatory typu czat na Facebooku czy gadu gadu, naprawdę się poznają czy raczej żyją w świecie swoich fantazji, wyobrażeń dotyczących drugiej osoby. Niby rozmawiają z tą druga osobą, ale przecież nie mają z nią takiego kontaktu emocjonalnego jak podczas rozmowy twarzą w twarz, nie widzą jej reakcji, ich kontakt jest uboższy - zaznacza Bronisław Hońca.
- Gdy zaczynamy znajomość od poznawania siebie nawzajem, w naturalny sposób powoli buduje się zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, ciekawość tej drugiej osoby. Spotykamy się z nią i zastanawiamy, kto to właściwie jest po drugiej stronie. To jest jak powolne smakowanie tej osoby jeszcze przed jakimkolwiek kontaktem seksualnym. Później oczywiście pojawia się chęć, aby pójść krok dalej - tłumaczy.
Załóżmy jednak, że para, pomijając etap poznawania, zaczyna znajomość od seksu. Zachodnie czasopisma kobiece ogłaszają przecież: coraz częściej związki zaczynają się od przygodnego seksu. Czy rzeczywiście i o czym to świadczy?
- Kontakt seksualny zamiast poznawania się może być rozpaczliwą próbą przebicia się przez mur, za którym jest prawdziwa bliskość. Decydującym się na takie rozwiązanie osobom może być jednak trudno go rozbić, bo nie używają do tego odpowiednich narzędzi - podkreśla Hońca. - Oczywiście zdarza się tak, że para zaczyna od seksu, a potem wychodzi z tego udany związek. Jednak jeśli ktoś przejawia tendencję do zaczynania relacji od zbliżeń seksualnych, może to oznaczać, że szuka raczej szybkiego rozładowania napięcia, chwili ekscytacji z kolejnymi, nowymi partnerami zamiast trudu i wysiłku towarzyszącemu budowaniu związku - tłumaczy psychoterapeuta.
- Wiele zależy od tego, jaką ten początkowy seks pełni funkcję: czy jest po to, żeby szybko się zbliżyć, czy po to, aby coś pominąć, zastąpić czy jest wstępem do poznania - wyjaśnia Anna Bal. - Jeżeli ludzie chcą budować coś razem, to prędzej czy później będą musieli zmierzyć się z zadaniami dotyczącymi wytworzenia więzi emocjonalnej, niezależnie od tego, czy zaczęło się od seksu czy nie. Nie da się tego uniknąć - zaznacza psychoterapeutka. Co jeśli para jednak decyduje się na coś poważniejszego?
Decyzja o wspólnym zamieszkaniu zdaje się naturalnym etapem funkcjonowania związku, jeśli partnerzy planują wspólną przyszłość. Chociaż większość par trzyma się tego tradycyjnego scenariusza, to społeczną akceptację powoli zdobywa także inne rozwiązanie: bycie w związku i mieszkanie osobno.
Szacuje się, że zjawisko to, zwane "Living Apart Together" (ang. LAT; razem, ale osobno) dotyczy już 10 proc. brytyjskich par (dane organizacji ESRC), 14 proc. niemieckich (dane Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych). Podobny odsetek notuje się także m. in. we Francji, Belgii, Norwegii czy Szwecji. Również w naszym kraju pojawiają się takie pary. Skąd to zjawisko?
Teoretycznie taki model bycia razem ma na celu zachowania niezależności, podtrzymanie aktywności własnej na niezmienionym poziomie, mimo bycia w relacji z drugim człowiekiem. A w praktyce?
- Taki związek wyklucza nie tylko dzieci, na pewno wyklucza bliskość i dojrzałość w związku. Zresztą po to został stworzony - dla namiastki. Żeby dzisiejszy Piotruś Pan i jego damski odpowiednik mieli złudne poczucie bycia z drugą osobą, a jednocześnie równie złudne poczucie wolności i swobody - przekonuje na forum "apolka73". Czyżby był to sposób, żeby mieć marchewkę i zjeść marchewkę?
- Obecnie wiele osób z jednej strony doświadcza lęku przed bliskością, z drugiej - wielkiej, naturalnej potrzeby bliskości. Dochodzi więc do takiej sytuacji, że ludzie trochę chcą być razem, a trochę boją się do końca zaangażować. Pragnienie bycia blisko jest wtedy trudne do zrealizowania, bo towarzyszy mu obawa przed więzią - podkreśla Bal.
- Widoczna jest tu dynamika zbliżania się i oddalania. Obrazuje to potrzebę kontrolowania stopnia bliskości, tak aby nie była ona zagrażająca: zbyt daleka czy zbyt bliska. Optymalnie w relacji intymnej ani bycie blisko partnera ani daleko nie powinno być odczuwane jako zagrażające - tłumaczy Hońca.
Psychoterapeuci zastanawiają się, czy LAT nie jest pewnym znakiem pokazującym kryzys instytucji rodziny czy małżeństwa w tradycyjnym ich rozumieniu.
- Mimo że taki model może budzić kontrowersje, jest on pewnym rozwiązaniem na bycie razem, bezpiecznym sposobem, gdy inne z jakiś względów są zbyt trudne do zrealizowania dla partnerów - podkreśla jednak Bal.
Taki układ wydaje się wygodny. Nawet sceptycznie nastawieni użytkownicy forum są w stanie wyliczyć ewentualne zalety "LAT-owania". - Mamy większą kontrolę nad własnym czasem, nad tym co i kiedy chcemy robić (choćby i nawet chodziło o oglądanie jakiegoś romansidła, gdy akurat leci mecz). Takie pary może mają lepsze życie erotyczne, bo widzą siebie atrakcyjnymi niemal zawsze. Każde z nich ma swoja jaskinię, swój azyl - zauważa "shemreolin".
- "LAT" może sprawdzić się w przypadku partnerów już po przejściach, którzy mają swoje przyzwyczajenia i niekoniecznie chcą je zmieniać - zwraca uwagę "gdynianka11". - W pewnym wieku, gdy ciężej już o elastyczność, przy pełnej niezależności finansowej każdej ze stron, dlaczego nie? - pyta. - Poza tym łatwiej w takim związku o samorealizację, można naprawdę zająć się swoimi sprawami - twierdzi.
Samorealizacja i niezależność - te słowa często padają odnośnie bycia razem. Kulturowo wpaja się nam: najpierw postaw na siebie, potem na związek. Brzmi rozsądnie? U nas owszem, choć w innych miejscach globu już niekoniecznie.
Kultura zachodnia, określana w psychologii jako indywidualistyczna, promuje wzorce związane z jednostkowymi potrzebami, rozwojem osobistym. I tak przeciętny Europejczyk czy Amerykanin jest uczony, aby stawiać na siebie, swoją niezależność, wolność, osiągnięcia, dopiero potem na innych, relacje, grupę, rodzinę.
Zupełnie inaczej niż we wschodnich kulturach, zwanych kolektywistycznymi (przykładami takich kultur są np. Indie, Korea, Japonia), gdzie priorytetem jest dbanie o wspólny dobrobyt - nawet kosztem poświęcenia samego siebie. Wszystkiemu temu towarzyszy silne poczucie przynależności do rodziny i większej społeczności. Efekt? Podczas gdy osoby z kultur kolektywistycznych postrzegają siebie raczej jako "my" - rodzina, ród, ludzie Zachodu mają tendencję, by myśleć o sobie w kategorii "ja", "moje życie, potrzeby". W świetle wzniesionej na ołtarze niezależności związek może być postrzegany jako zatracanie siebie, nie wartość dodana. Rozwiązania tej sytuacji bywają, jak widać, różne.
Anna Bal - psycholog, psychoterapeutka Gestalt, prowadzi psychoterapię indywidualną i psychoterapię par, pracuje w Ośrodku Psychoterapii Klinika Stresu w Warszawie.
Bronisław Hońca - psychoterapeuta integratywny, terapeuta uzależnień, prowadzi psychoterapię indywidualną, grupową oraz psychoterapię dla par, pracuje w Ośrodku Psychoterapii Przychodnia Terapeutyczna w Warszawie oraz w Gabinecie Psychoterapii Integratywnej w Trójmieście i Tczewie.
Bronisław Hońca odpowiada na pytania Czytelników w naszym Dziale Porad
Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa - psycholog, psychoterapeutka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu psychologii oraz rozwoju osobistego.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do Zdrowia na Facebooku!