To była szalenie trudna zbiórka. Czasem towarzyszył jej hejt, niezrozumienie idei pomocy "żulom", "odpadom" i "nurom". Sporo osób sugerowało, że są ważniejsze cele, a niektórym ludziom po prostu nie warto pomagać. Zapomnijmy. 18 kwietnia wolontariusze Ambulansu z Serca oficjalnie pokazali nową karetkę, która będzie służyć bezdomnym mieszkańcom Warszawy. Podziękowali, tym, którzy umożliwili jej zakup. Były specjalne wyróżnienia i słowa uznania dla wszystkich, którzy pomogli zebrać ponad 420 tysięcy złotych. Na karetce jest informacja o 3486 darczyńcach. Już po zakończeniu zbiórki i wykonaniu napisu ktoś jednak wpłacił na konto 30 zł, więc aktualny stan to 3486 darczyńców + jeden. Oby to nie było ostatnie słowo. Rafał Muszczynko, wolontariusz, kierowca karetki i ratownik, zapewnia, że te pieniądze (i ewentualne kolejne wpłaty) też będą dobrze wykorzystane.
O Ambulansie z Serca po raz pierwszy pisaliśmy ponad rok temu, koncentrując się przede wszystkim na pracujących w nim wolontariuszach. Nie będziemy ukrywać, że to, co robią, zwyczajnie nas poruszyło. Po pracy czy zajęciach na uczelni, ruszają na ulice Warszawy - do pustostanów, ogródków działkowych, koczowisk pod mostami, piwnic, szałasów i innych miejsc, gdzie mieszkają osoby bezdomne.
- Hardcore? Jaki tam hardcore... Zajmujemy się głównie ranami. Jeśli ktoś żyje na ulicy, to normalne, że do takiej rany mucha może złożyć jajeczka, więc larwy wychodzą z owrzodzenia. A jak pan jest na wózku i nie ma dostępu do toalety dostosowanej dla osób niepełnosprawnych, to jest zasikany, brzydko pachnie. To jest normalne - tłumaczyła niemal bez zauważalnych emocji Zuzanna Matuszewska, wówczas 21-letnia studentka medycyny.
Tekst wywołał spore poruszenie wśród czytelników Gazeta.pl. Wiele osób zdecydowało się wpłacić na zakup nowej karetki, ale do celu było bardzo daleko. Podjęliśmy więc decyzję, by przybliżyć pracę wolontariuszy i odpowiedzieć na pozornie niewygodne pytania wątpiących w sensowność całego przedsięwzięcia.
Towarzyszyliśmy Ambulansowi z Serca, gdy nie tylko udzielali pomocy medycznej, ale choćby zawozili swoim podopiecznym koce, by przetrwali w chłodne dni. Byliśmy z nimi i wtedy, gdy nadeszły upały. To nieprawda, że latem nie ma co robić na ulicy. Brak dostępu do wody zabija równie skutecznie. Pokazywaliśmy, że udaje im się nie tylko udzielanie pomocy doraźnej, ale także trwałe zabieranie ludzi z ulicy. Pisaliśmy o nich, gdy udzielali pomocy medycznej uchodźcom z Ukrainy, również ludziom bezdomnym, zagubionym, potrzebującym wsparcia. Okazało się, że po każdym kolejnym artykule stan konta zbiórki szybował i nadzieja rosła.
Pamiętamy jednak moment, gdy wolontariusze byli bliscy rezygnacji i nawet na chwilę zbiórkę zawieszono. Informacja o tym wywołała społeczny zryw, znowu ruszyły wpłaty, a cel zaczął się realnie przybliżać. Zamiast oburzać się na tych, którzy mieli wątpliwości, czy jest sens kupować nowy samochód zamiast używanego, próbowaliśmy wyjaśnić, że samochód, który ma pracować w szczególnych warunkach, musi być dostosowany do niezwykłych zadań. Gdy pojawiły się głosy, że osoby na ulicy są "same sobie winne", opowiedzieliśmy prawdziwe historie tych, którzy stracili dach nad głową niekoniecznie dlatego, że mają problem alkoholowy.
Dzięki otwartości wolontariuszy i ich pomocy, powstało kilkanaście artykułów. Nie tylko przyczyniły się do ostatecznego zebrania potrzebnych funduszy, ale, mamy nadzieję, paru osobom przybliżyły temat i pomogły przypomnieć sobie, że na wsparcie empatyczne zasługuje każdy człowiek, a bieda nie odziera z człowieczeństwa.
O tym, że wsparcie Gazety i naszych czytelników miało znaczący wpływ na ostateczne powodzenie wielomiesięcznej zbiórki, mówiła 18 kwietnia prezeska Ambulansu z Serca, Emilia Wesołowska. Jako autorka publikacji otrzymałam pierwszą, indywidualną nagrodę dla dziennikarzy wspierających Ambulans z Serca (zdjęcie w galerii na górze artykułu) podczas uroczystości w Domu Pomocy Społecznej "Budowlani" w Warszawie. Jak tłumaczył Rafał Muszczynko, wsparcie mediów przerosło ich oczekiwania, ale to publikacje w naszym portalu i przede wszystkim odzew po nich był niewątpliwie największy.
Zdecydowanie łatwiej jest pisać teksty o pomaganiu niż nieść ją fizycznie, zwłaszcza gdy podopieczni są szczególnie wymagający. Co do samej zbiórki - nie będzie z pewnością nadużyciem stwierdzenie, że karetkę kupiliśmy. Poza ewentualnym wpływem publikacji na czytelników, wśród tych 3487 osób, które wpłaciły na zbiórkę, jest wielu pracowników naszego serwisu. Kupiliśmy zatem tę karetkę, podobnie jak inni darczyńcy. Nie tylko dla podopiecznych fundacji, ale też dla samych wolontariuszy. Ich godna podziwu praca niejednokrotnie przebiegała w fatalnych warunkach. Zimą w karetce temperatura spadała poniżej zera, latem w samochodzie było ciepło jak w dobrym termosie, a woda przeznaczona do picia miała ponad 40 stopni. Obsługa niesprawnego sprzętu zagrażała ich kręgosłupom i generalnie bezpieczeństwu.
Ratownicy mogliby godzinami opowiadać o zaletach nowego wozu - o sprawnych drzwiach, przesuwanych fotelach, działającej klimatyzacji, możliwości bezpiecznego przechowywania leków, prawidłowym oświetleniu. Prezentacja wozu na uroczystości, podczas postoju, to jednak nie to samo, co zaprezentowanie jego możliwości w akcji. Wybieramy się więc na patrol nową karetką lada dzień. Pokażemy wam, jak dobrze wydaliście swoje pieniądze.