Kareta - końcowe odliczanie. Będzie wypasiony wóz dla bezdomnych w Warszawie

Koniec zbiórki zaplanowano na najbliższą sobotę, czyli w sylwestra. Brakuje już mniej niż 10 tysięcy złotych. Trudno sobie wyobrazić, że miałoby znowu się nie udać. Bywało jednak, że przez miesiąc wpływało mniej pieniędzy od darczyńców, niż teraz trzeba zebrać przez pięć dni. Niezbędna jest ostatnia mobilizacja przyjaciół Ambulansu z Serca. Na ten nowy rok!

Trudno tak arbitralnie zakładać, że teraz naprawdę się uda. Próby zebrania niezbędnych środków na nową karetkę dla osób bezdomnych w Warszawie podejmowane są już od niemal roku (pierwsza zbiórka środków zakończyła się zresztą niepowodzeniem). Wprawdzie to, co robią wolontariusze z Karety, podziwia wiele osób, ale portfele są już bardzo puste, nie tylko poświątecznie. Niełatwo o każdy kolejny gest, nawet kilkuzłotowy. Czytelnicy Gazeta.pl niewątpliwie znacząco przyczynili się do tego, że udało się już zebrać łącznie 390 tysięcy złotych. Byłoby fantastycznie, gdyby po prostu zakończyli tę zbiórkę.

Zobacz wideo

Rok walki o kasę

- Kiedy już kupimy nowy wóz, zaprosimy wszystkich darczyńców, żeby mogli zobaczyć, na co poszły ich pieniądze - planuje Rafał Raffi Muszczynko, kierowca i ratownik z Ambulansu z Serca. Najpierw jednak trzeba dobić do szczęśliwego finału tej zbiórki. Jest tuż-tuż.

Takie oficjalne okazanie nowej karetki dla osób bezdomnych byłoby zapewne spektakularnym wydarzeniem, gdyby wszyscy wpłacający chcieli faktycznie w komplecie na nim się pojawić. Dobrze, że dzisiaj można już spotykać się również online. Do tej pory zbiórkę wsparło niemal 3700 osób. Zresztą Raffi planuje zaprosić także tych, którzy hejtowali pomysł ze zbiórką, a nawet niesieniem pomocy medycznej osobom w kryzysie bezdomności. Warto pokazać, że razem naprawdę można zrobić coś fajnego i dobrego.

Przypominamy: rozpada się wóz medyków Ambulansu z Serca. To grupa wolontariuszy nazywanych czasem "sprzątaczami", bo pozwalają "normalnym" ludziom nie widzieć gorszej strony stolicy. Po pracy czy zajęciach na uczelni ruszają na ulice Warszawy - do pustostanów, ogródków działkowych, koczowisk pod mostami, piwnic, szałasów i innych miejsc, gdzie mieszkają osoby bezdomne. Nikt im za to nie płaci. Niosą ratunek i nadzieję. Udzielają pomocy medycznej, ale ich ostatecznym celem jest zabieranie ludzi z ulicy - znalezienie bezpiecznego kąta, czasem pracy (jeśli tylko zdrowie pozwala).

Heroicznej pracy wolontariuszy przyglądamy się od trzech lat. Po raz pierwszy napisaliśmy o nich dopiero w lutym tego roku. Wcześniej nie rwali się do kontaktu z mediami. Robili swoje i uważali, że to w zupełności wystarczy. Zmienili jednak zdanie, bo okazało się, że sami potrzebują pomocy.

W lutym 2022 roku na koncie zbiórki nie było nawet 10 proc. potrzebnej sumy. Dziś jest już ponad 97 proc. Nie ma ryzyka, że zbierze się za dużo. Jeśli nawet, będą pieniądze na ubezpieczenie, paliwo, codzienne wydatki, na które wciąż trzeba pozyskiwać fundusze.

Niesamowite zwroty akcji

Po pierwszym tekście zbiórka znacząco się rozkręciła, ale nie tak, by można było kupić nową karetkę (zebrano ok. 30 proc. potrzebnej sumy). Łatany rzęch, nazywany ciepło Karetą, nadal był jedynym środkiem transportu medyków. Aż trudno uwierzyć, że w ogóle jeszcze dał radę jeździć. Auto ma niemal 19 lat, przebieg prawie 400 tysięcy km, jest przeżarte przez korozję i trudno znaleźć w nim coś, co byłoby w dobrym stanie - od blachy i sprzętu medycznego począwszy, na układzie wydechowym, sygnalizacji i drzwiach skończywszy.

Tymczasem wolontariuszom już w lutym przybyło pracy i podopiecznych.

Gdy tylko wybuchła wojna w Ukrainie, medycy z Karety stanęli na pierwszej linii wsparcia dla przybywających do Warszawy. 26 lutego włączyli się w bezpośrednią pomoc. Zajmowali się nie tylko łagodnymi przypadkami, jak zatrucia pokarmowe, infekcje czy wyczerpanie po podróży. Trafiały się też osoby z urazami wewnętrznymi, zawałem, z obrażeniami głowy nóg i miednicy, kobieta w zagrożonej ciąży...

A zbiórka stanęła. Trudno było o darczyńców, gdy wielu potencjalnych pomagających włączyło się w bezpośrednią pomoc uchodźcom. Nie pomagały też apele do warszawskich urzędników, by wsparli Fundację, pomocną przecież przy realizacji wspólnych celów. Miasto potrzebowało wsparcia nie tylko podczas największego napływu uchodźców. Każda sytuacja, że osoba bezdomna trafia do specjalnej karetki, a nie do "zwykłej" miejskiej, jest korzystna - osoba bezdomna dostaje pomoc i zrozumienie, a ambulans dla mieszkańców nie wymaga dezynfekcji. Niestety, ani ratusz, ani wojewoda nie byli w stanie pomóc (więcej na ten temat).

W kolejnych miesiącach staraliśmy się jednak nie zapominać o Karecie. Sporo uwagi poświęciliśmy samym wolontariuszom i ich podopiecznym. Tłumaczyliśmy też, dlaczego potrzeba aż tyle pieniędzy i skąd się biorą bezdomni na ulicach stolicy (to nieprawda, że są sami sobie winni i "zasłużyli"). Powoli, niemrawo, rosło, rosło, aż urosło. Chociaż wydawało się, że znowu może się nie udać zebrać potrzebnych funduszy w zakładanym czasie. I wtedy wydarzyło się coś niezwykłego.

Szczęki opadły

Tuż przed świętami anonimowy darczyńca wpłacił na konto zbiórki 32 400 zł. Tyle, ile ostatnio zbierało się przez kwartał, a może i dłużej. To wiele zmieniło. Łatwo było znowu uwierzyć, że teraz już pójdzie naprawdę szybko. Podobna sytuacja była kiedyś podczas wspieranej przez Zdrowie.gazeta.pl zbiórki dla Gabrysia Pasieki. Po naszej publikacji zgłosił się biznesmen (dane osobowe do wiadomości redakcji) i wpłacił 40 tysięcy złotych dla chłopca. Potem poszło już piorunem, Gabryś poleciał na operację do USA, która zakończyła się sukcesem (więcej na ten temat).

Tym razem nie wiemy, kto miał taki gest. Szczęki nam opadły, ale nie zapominamy, że góra forsy usypała się z niewielkich wpłat. Byłoby wspaniale, gdyby historia się powtórzyła i z Karetą też się udało. To co, po piątaku? Ostatni raz. Bez was może się nie udać.

LINK DO ZBIÓRKI

Więcej o: