Warszawski sen o karetce może się ziścić - czytelnicy Gazeta.pl znowu nie zawiedli

To był piękny sobotni poranek. Pieniądze na nową karetkę dla osób bezdomnych popłynęły strumieniem. W krótkim czasie udało się zebrać niemal 20 tysięcy, czyli prawie 5 proc. potrzebnej sumy. Nietrudno policzyć, że w takim tempie ta zbiórka mogłaby się szybko zakończyć. Niestety, to tak nie działa. Zaraz stuknie rok, od kiedy wolontariusze proszą o pomoc i koniec wcale nie musi być bliski.

Od wielu miesięcy powtarza się ten sam scenariusz. Piszemy o działalności Ambulansu z Serca, o dzielnych wolontariuszach, którzy niosą pomoc osobom bezdomnym w stolicy. Niestraszne im robaki w ranach, smród gnijącego ciała, moczu i kału. Widzą człowieka w człowieku i wierzą, że udzielanie pomocy medycznej to tylko pierwszy krok, by trwale zabrać tych ludzi z ulicy. Czasem się udaje.

Zobacz wideo

W chwili, gdy tekst stoi na stronie Gazeta.pl, pieniądze płyną, a my zachwycamy się szczodrością naszych czytelników. Przypominamy sobie, że świat jest dobry. Zapewne niejedna osoba, która wówczas wchodzi na konto zbiórki, jest przekonana, że to się musi udać i to wkrótce. Tymczasem z każdą godziną zainteresowanie opada, a wreszcie wpłaty się kończą. Bywa, że na wiele dni. To już druga zbiórka, bo podczas pierwszej, półrocznej, nie udało się zebrać potrzebnych pieniędzy.

Przepis na bezdomność

322 805 zł. Ponad 3290 osób wspierających zbiórkę. Trudno tego nie doceniać. A jednak widzimy wyraźnie, że z każdym kolejnym tekstem reakcja jest coraz słabsza. Trudno zrozumieć obojętność warszawskich urzędników, którzy zakupu karetki nie wsparli i wesprzeć nie zamierzają, ale też mieszkańców stolicy. Nawet jeśli nie wzruszają cię ludzie zamarzający na ulicy, to pewnie przeszkadzają. Spotykasz bezdomnego w altance śmietnikowej? Zanieczyszcza autobus? Dziś jeszcze możesz zadzwonić pod numer 663 600 856. Przyjadą ludzie z Ambulansu z Serca i "posprzątają". Wciąż realne jest zagrożenie, że ten numer zamilknie, a podopieczni wolontariuszy pozostaną bez opieki. W najgorszym możliwym momencie - ścisnęła już zima.

 Dlatego w ostatnim tekście o Karecie przypomnieliśmy, że na ulicy mieszkają ludzie. I naprawdę nietrudno zostać bezdomnym w Polsce. Nie trzeba chlać, być narkomanem, "zasłużyć" na taki los. Przedstawiliśmy siedem przepisów na bezdomność.

Wiele osób oburzył ten tekst, także kolegów z innych redakcji, którzy nigdy o Karecie nie napisali. Karetą wolontariusze nazywają dosłownie sypiący się zdezelowany wóz, którym teraz jeżdżą do osób w kryzysie bezdomności. Ambulans uszkodzone ma już chyba wszystko. Żre go korozja. Nie utrzymuje temperatury wewnątrz. Otwierają się drzwi w trakcie jazdy. Samochód coraz częściej stoi niż jeździ. Pożera skromne fundusze fundacji. Ma coraz większy problem, by docierać tam, gdzie czekają potrzebujący: do koczowisk, pod mosty, na teren ogródków działkowych, w szczere pole... Tej zimy najpewniej już nie przetrwa.

"Przepisy na bezdomność" to faktycznie "niestosowne żarty" i "klikbajt"? Nie jest nam do śmiechu. W Polsce naprawdę czasem łatwiej trafić na ulicę niż upiec szarlotkę. Wszystkie przedstawione "przepisy" zostały zrealizowane w realnym życiu i stoją za nimi konkretni ludzie. Klikbajt to niespełniona obietnica, zapowiedź czegoś innego, niż znajdziecie w środku. Tu, niestety, wszystko się zgadza. I prosimy o pomoc dla pani Basi, pana Grzegorza, Adama, Łukasza i setek innych, których wspierają wolontariusze. Naszym zdaniem naprawdę lepiej wpłacić na Karetę niż zamartwiać się semantyczną poprawnością, co trochę zajeżdża hipokryzją.

Na ulicach naprawdę mieszkają nasze babcie, wujkowie, ojcowie i byłe sąsiadki. Jeszcze niedawno wielu z nich należało do "słusznej" części społeczeństwa, balansując na krawędzi. Czasem jednak ktoś z krawędzi spada.

Dlaczego 400 tysięcy?

Regularnie przy temacie Karety wraca pytanie: Po co aż 400 tysięcy? Dlaczego nie można kupić starego wozu? Po pierwsze: stary wolontariusze już mają, a te oferowane na rynku zwykle nie różnią się za bardzo od obecnego rupiecia. Rzadko ktoś pozbywa się sprawnego wozu, a sposób użytkowania ambulansów naraża je na szybkie niszczenie. Po co za chwilę mieć ten sam problem? Po drugie: kryzys i wojna na Ukrainie wyczyściły rynek niemal do zera. I po trzecie, równie ważne: wóz dla Ambulansu z Serca musi spełniać konkretne funkcje. Nie dotyczy to każdej karetki.

  • Karetki typu A, dostępne nawet już za 300 tysięcy złotych, to w rzeczywistości samochody z łóżkiem. Często nie ma możliwości przechodzenia od części dla kierowcy do pacjenta. Służą wyłącznie do transportu, a nie do udzielania pomocy medycznej.
  • Karetki typu B – stosowane przez podstawowe zespoły ratownictwa medycznego, wyposażone w najważniejsze urządzenia medyczne i monitorujące stan zdrowia. Cena: 400 tysięcy złotych i więcej.
  • Karetki typu C – używane w najcięższych przypadkach zagrożenia życia, kompleksowo wyposażone. Tu trzeba się liczyć z wydatkiem 600 tysięcy złotych i więcej. Niedawno miasto Szczecin kupiło 10 karetek za ponad 6 milionów 200 tysięcy złotych. Robiąc duże zamówienie niby można negocjować ceny, a jednak taki był rachunek. To obrazuje sytuację cenową.

Ambulans z Serca potrzebuje typu C, głównie ze względu na rozmiary (chociaż bywa, że typ B jest na tym samym nadwoziu) i funkcje. Ich karetka niejednokrotnie pełni funkcje szpitala na kółkach, nie tylko pojazdu do transportu ludzi. Poza pacjentami przewożą też wodę, odzież i żywność, więc potrzeba mnóstwo miejsca. Kluczowe jest przejście pomiędzy kabiną kierowcy a tyłem wozu, co niestety jest problemem, bo dyskwalifikuje większość dostępnych wozów używanych.

Jakim cudem ma więc wystarczyć "tylko" 400 tysięcy złotych? Rafał "Raffi" Muszczynko, kierowca i ratownik z Karety tłumaczy:

- Ogromna część ceny karetki to koszt wyposażenia. Z niektórych elementów możemy zrezygnować. Nie potrzebujemy chyba systemu kompresji klatki piersiowej, a to już koszt ok. 60 tysięcy złotych. Dobry defibrylator już mamy, chociaż przydałby się taki z ekg z 12 odprowadzeniami. Pompy infuzyjne bywają w nowych wozach dwie, po kilka tysięcy każda, a my nie chcemy żadnej. Wózek kardio dostaliśmy niedawno. Mamy też sponsora, który nie dołoży się do zakupu samej karetki, ale ze sprzętem pomoże. Nosze na pewno wystarczą zwykłe, mechaniczne. Są już hydrauliczne i elektryczne. Niby dbają o plecy sanitariuszy, ale są drogie i bardzo ciężkie. Nie oczekujemy napędu 4x4 czy pakietu terenowego. Idealnie, gdyby wóz miał napęd na tył. Lepiej się tym jeździ i skręca. Nie chcemy matrycowych reflektorów led i innych bajerów.

"Okazja"?

Wolontariusze wierzą, że mimo inflacji zmieszczą się w zbieranej sumie. Ważne, by udało się fundacji założyć w najbliższym czasie NZOZ (Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej). Bez tego przyjdzie jeszcze zapłacić akcyzę 20 proc., czyli tyle, ile wciąż brakuje na Karetę. Miejmy nadzieję, że skoro urzędnicy nie pomogli przy zakupie Karety, to chociaż tu nie będą przeszkadzać.

Wiele osób próbuje pomóc na różne sposoby. W sobotę 20 listopada zgłosił się do nas pan Paweł (nazwisko do wiadomości redakcji) i poinformował o interesującej aukcji karetki leasingowej w korzystnej cenie. Przez chwilę zabiły nam serca. Niby przebieg niewielki (chociaż podejrzany - najpierw wóz jeździł mnóstwo, a potem zupełnie przestał), gabaryty interesujące... I gabaryty okazały się ostatecznie przeszkodą najpoważniejszą. Wóz jest zarejestrowany jako ciężarówka. Wśród wolontariuszy nie ma kierowców z takimi uprawnieniami. I sprzęt na wyposażeniu nie taki. Może to wyjaśnia, że tuż przed końcem licytacji praktycznie nie ma oferentów.

Dalej więc z wolontariuszami marzymy sobie o nowej karetce. Jeszcze 77 tysięcy złotych i ziści się warszawski sen o karetce. Nietrudno się rozmarzyć, gdy wpada 20 tysięcy, ale wiemy, jak ciężko będzie uzbierać resztę.

LINK DO ZBIÓRKI

"Warszawkocentryczni"?

Wśród komentujących ostatni tekst o Ambulansie z Serca pojawił się zarzut, że zajmujemy się głównie potrzebującymi ze stolicy i okolic. Zarzucono nam wręcz, że jesteśmy "warszawkocentryczni". Przyznajemy, że "Warszawka" w kontekście bezdomnych mieszkańców Warszawy brzmi kuriozalnie. Zarzut w naszej ocenie zupełnie nietrafiony.

Przede wszystkim warto wiedzieć, że niewielu bezdomnych w Warszawie to ludzie, którzy urodzili się w tym mieście. Podobnie jest na całym świecie. Wielu szukało szczęścia w stolicy i po prostu nie wyszło. Warszawa gości przybyszów ze wszystkich zakątków kraju i z zagranicy.

Podejmując działania prospołeczne i interwencyjne, zaskakująco rzadko piszemy o stolicy. Przykłady z ostatnich tygodni, poza karetką, nie dotyczyły Warszawy. Pomagaliśmy w Sosnowcu, na Podkarpaciu, w Białymstoku. Reagujemy, gdy tylko możemy i temat zasługuje na uwagę. Sprawdźcie nas i napiszcie na adres: zdrowie@agora.pl.

Więcej o: