Początkowo żałoba jest jak lokator, który nie chce nas opuścić nawet na chwilę. Na pewno trzeba się go pozbyć?

"Kiedy sama mierzyłam się z cierpieniem po stracie dziecka, trafiłam na model pięciu faz. Nijak nie odzwierciedlał tego, co czułam. Zamiast zakwestionować ten model, zakwestionowałam siebie". O cierpieniu po stracie bliskiej osoby, celebrowaniu miłości silniejszej od śmierci i niefortunnym bagatelizowaniu doświadczeń innych ludzi, rozmawiamy z Anją Franczak*, zawodową towarzyszką w żałobie.

Więcej tematów psychologicznych i społecznych na Gazeta.pl

Najpierw jest szok, potem dezorganizacja dotychczasowego życia, wreszcie kulminacja w poczuciu straty oraz cierpienia i dopiero rozpoczyna się "proces zdrowienia". Tak w największym skrócie przedstawiana jest żałoba, również przez wielu specjalistów. Na pierwszy rzut oka wygląda to sensownie? Problem w tym, że model faz/etapów i zawarty w nim obowiązek wyzwalania się od przeszłości, jest mocno nieaktualny. Na świecie trafił do lamusa pół wieku temu.

W proch się obrócisz?

Anja Franczak, profesjonalna towarzyszka w żałobie, próbuje w Polsce zmienić podejście do straty i śmierci w ogóle. Gdy kilka lat temu, w wyniku osobistych trudnych doświadczeń, zainteresowała się tematem żałoby, rozważała wyprowadzkę z Polski. Zakładała, że w naszym kraju nie ma przestrzeni, by realizować się zawodowo w nowej specjalizacji. Dziś widzi się głównie w roli edukatorki. Szkoli terapeutów i osoby związane z branżą pogrzebową, a także pracuje indywidualnie z osobami w żałobie.

- Powszechnie udajemy, że śmierci nie ma. Podstawowa wiedza nawet o tym, jak wygląda sam proces umierania, zniknęła ze społeczeństwa. Kiedyś była w każdej rodzinie, bo ludzie umierali w domach. Dziś jest traktowana jako wiedza specjalistyczna, do której mają dostęp tylko lekarze lub ci, którzy zajmują się zmarłymi tuż po śmierci, czyli pracownicy branży funeralnej. Uważa się, że Kowalski nie musi, a wręcz nie powinien, nic wiedzieć na ten temat. Nie zgadzam się z tym. Każdy powinien mieć dostęp do tej wiedzy.

Według edukatorki Polska nie potrzebuje wielu profesjonalnych towarzyszy w żałobie. Podstawowe funkcje wsparcia znakomicie mogą wypełniać bliscy i przyjaciele. Specjalnego wyszkolenia potrzebują jednak terapeuci, pracownicy domów pogrzebowych, personel medyczny; wszyscy ci, którzy na co dzień mają kontakt z osobami doświadczającymi straty bliskiej osoby. Tam potrzeba więcej edukacji i uwrażliwienia na potrzeby człowieka w żałobie.

Koniec z fazami

Człowiek pogrążony w rozpaczy początkowo bywa niezdolny nawet do rozmowy z bliską osobą. Chcąc dowiedzieć się więcej o tym, co się z nim dzieje, niejednokrotnie szuka pomocy w sieci. Według Anji, może tam trafić na niebezpieczne bzdury typu: żałoba po mamie powinna trwać rok, a po babci cztery miesiące.

- Pozornie nie brakuje też profesjonalnych artykułów, ale w rzeczywistości opierają się one na wiedzy sprzed co najmniej 50 lat. Teoria pięciu faz (etapów) żałoby, nazywana w Niemczech teorią epoki kamiennej, w Polsce nadal ma się dobrze. Problem jest już na etapie akademickim, bo jak sygnalizują terapeuci, którzy trafiają na moje szkolenia, na studiach słyszą tylko o tych fazach, jeśli w ogóle poruszany jest temat śmierci i żałoby - twierdzi Anja Franczak i dodaje:

- Kiedy przed laty sama mierzyłam się z cierpieniem po stracie dziecka, trafiłam na model pięciu faz. Nijak nie odzwierciedlał tego, co czułam. Jednak zamiast zakwestionować ten model, zakwestionowałam siebie - uznałam, że coś robię źle. Te dodatkowe wątpliwości były nieznośnym balastem. Tego chciałabym oszczędzić innym w podobnej sytuacji. Dziś już wiem, że jest wiele teorii opisujących proces żałoby w sposób dynamiczny, uwzględniających prawo do indywidualnego przeżywania straty, zakładających poszanowanie i delikatność wobec uczuć innych.Tę wiedzę staram się szerzyć.

Co z tymi fazami jest nie tak?

Podstawowa kwestia, która została zakwestionowana w modelu faz, to założenie, że etapy żałoby mają nas gdzieś doprowadzić. Celem ma być zakończenie żałoby, domknięcie jej. Z pewnością nie brakuje osób, które tego pragną, jest to dla nich rozwiązanie. Okazało się jednak, że nie jest to rozwiązanie uniwersalne. Zdecydowanie lepiej ze stratą i dalszym życiem radzą sobie ci, którzy nie zrywają wewnętrznej więzi ze zmarłym. Osoby, które nawet wiele lat po stracie mają swoje małe rytuały związane ze zmarłym i pielęgnują wspomnienia, mogą realizować się w życiu, odnaleźć szczęście. Zachowana więź jest tym, co nas koi i wspiera.

- Dziś kluczowym pytaniem nie jest już, jak najszybciej uwolnić się od przeszłości, tylko w jaki sposób tej osobie, którą kochałeś, kochasz i zawsze będziesz kochać, dać symboliczne miejsce w swoim życiu - podkreśla Anja Franczak.

Czy przejawem utrzymanej więzi jest jesienne świętowanie? Nie do końca o to chodzi. Dla niektórych tradycje i stare zwyczaje są ważne, a dla innych nie. To mogą być dni zadumy, refleksji lub spotkań rodzinnych. Inni mogą w tym czasie inspirować się meksykańskimi obrzędami związanymi z Santa Muerte. A dla kolejnych to będzie dzień jak każdy inny.

Jak to się ma do przeżywania żałoby? Dla wielu osób to nie Wszystkich Świętych jest akurat takim ważnym, symbolicznym dniem. Czasem ważniejsze są urodziny, rocznica ślubu, data pierwszej randki - wciąż obchodzone z kimś, kogo zabrakło dawno temu.

- Na początku żałoba jest jak współlokator, który cały czas z nami jest. Potem lokator się wyprowadza, ale regularnie nas odwiedza. Często w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy się pojawia, nawet po wielu latach, najlepiej otworzyć mu szeroko drzwi, zaprosić gościa na herbatę, nawet razem popłakać, zapewne nie zostanie zbyt długo. Jeśli jednak spróbujemy go przepędzić, zaryglujemy drzwi, on z pewnością się włamie, wejdzie oknem. Nie ma niczego dziwnego w tym, że po latach wspomnienia obudzi stara piosenka, jakiś obraz czy wydarzenie. W całym tym doświadczeniu straty zawsze warto znaleźć przestrzeń na czułość i łagodność wobec siebie i własnych reakcji.

Gdy czai się depresja

A jednak żałoba bywa niszcząca. Mijają tygodnie, miesiące, lata, a przeszłość nie pozwala żyć tu i teraz. Nie ma pełnej zgody terapeutów, jak traktować osoby, które pogrążają się w rozpaczy, w jaki sposób je wspierać. Wciąż toczy się dyskusja, podejście jest różne. Jeden nurt mówi o żałobie patologicznej, wymagającej diagnozy, leczenia. Inny, że sama żałoba to ludzkie doświadczenie i nie może być patologiczna, ale może być połączona z depresją lub z traumą. Wtedy potrzebne jest leczenie traumy i depresji, z równoczesnym dbaniem o żałobę.

Zobacz wideo

- Mnie osobiście bliski jest model podwójnego procesu, który zakłada, że osoba w żałobie podlega dwóm głównym nurtom w życiu. Jeden skierowany jest na stratę, koncentruje się na bólu i tęsknocie. Równolegle toczy się jednak proces drugi - odbudowy. Świadczą o nim wszelkie znaki budowania nowego życia. Naturalny ruch w żałobie przypomina wahadło - czasami nasza uwaga jest po jednej lub po drugiej stronie. Sygnałem, że ktoś może potrzebować pomocy, jest pozostawanie wyłącznie po jednej stronie. Niepokojące jest skupianie się wyłącznie na bólu, ale także wypieranie bolesnych doświadczeń. Wówczas potrzebne jest zapraszanie na tę drugą stronę. Nie na siłę, raczej wskazywanie, że ona jest.

Dlaczego uciekanie od cierpienia, negowanie bólu, miałoby być równie złe, jak zapadanie się w cierpieniu?

- Są głosy, że wyparcie to dla niektórych jedyna strategia i ona działa. Oczywiście, jeśli ktoś nie chce się skonfrontować ze swoją historią i bolesnymi doświadczeniami, ma do tego pełne prawo. Nikogo nie można zmuszać do podtrzymywania więzi z bliskimi. Często jednak jest tak, że "uwolnienie się" jest pozorne, a żałoba wraca inaczej - pojawiają się koszmary, bezsenność, objawy fizyczne. Ciało sygnalizuje, że coś jest nie tak - przypomina Anja Franczak.

Tęsknota może wyrażać się w postaci fizycznego bólu. Wiele osób jest zdumionych, jak bardzo cielesnym doświadczeniem bywa żałoba. Boli serce, głowa, brzuch, gardło. Pojawiają się choroby, bo stres rujnuje nam układ odpornościowy, hormonalny. Okazuje się, że siebie można oszukać, przekonać, że mamy to już za sobą. Nie oszukamy jednak swojego ciała.

Jak skutecznie wspierać w żałobie?

Nie możesz wiedzieć, co czuje osoba doświadczająca żałoby. To indywidualne, intymne doświadczenie, a sama sugestia, że wiesz, jak to jest, może urazić cierpiącego. Jak zatem możemy się wzajemnie wspierać i sobie pomagać w tak trudnych sytuacjach życiowych?

  • By okazać empatię, nie musisz być smutny, gdy ktoś inny czuje smutek. To nikomu nie pomoże.
  • Empatia nie polega też na dawaniu "dobrych" rad.
  • Empatia to otwartość, chęć zobaczenia drugiego człowieka i jego bólu.
  • Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? - to pytanie, które zawsze warto zadać.

Bezcenna jest umiejętność cierpliwego wysłuchania. To często przeskakiwany etap. Wiele osób od razu przechodzi do ocen, proponowania rozwiązań. W ten sposób, bardziej lub mniej świadomie, bagatelizuje doświadczenie drugiego człowieka.

- Widzę twój smutek, nie wiem, co z nim zrobić, ale zostaję z tobą, nie uciekam - taka prosta deklaracja to coś, co nie tak łatwo ofiarować, ale z pewnością jest dojrzałą formą wsparcia.

Nie umiesz patrzeć na cudze łzy? Nie powinno tak być.

- Łzy niestety mają kiepską reputację w naszej kulturze. Oceniane są jako oznaka słabości. Jak coś niepokojącego, co trzeba szybko zatrzymać. Tymczasem łzy mają niesamowitą moc uspokajającą, oczyszczają. To wspaniałe, że organizm dla nas je produkuje. Każdy, kto płacze, wie, że potem czuje się lepiej. To bardzo mądry mechanizm. Szkoda, że niedoceniany.

Anja Franczak (na zdjęciu w naszej galerii, na górze artykułu) - założycielka Instytutu Dobrej Śmierci, jest pół-Chorwatką-pół-Niemką, która w 2010 roku osiedliła się w Warszawie. Szkolenia z zakresu towarzyszenia w żałobie przeszła w Niemczech. Wcześniej studiowała kulturoznawstwo w Niemczech, Chorwacji i we Włoszech. Przez 10 lat pracowała w branży filmowej. Aktualnie prowadzi szkolenia o śmierci i wspieraniu ludzi w żałobie, najczęściej dla terapeutów i osób związanych z branżą funeralną, a także pracuje indywidualnie z osobami w żałobie.

Więcej o: