Więcej tematów społecznych na Gazeta.pl
Trudno powiedzieć, że zbiórka na nową karetkę dla Ambulansu z Serca to porażka. Wsparło ją ponad 2130 osób. Udało się zabrać ponad 225 tysięcy złotych. Zważywszy na pozornie niszowy cel, suma jest zawrotnie duża i na początku wydawała się nierealna.
"Normalnym" ludziom trudno zrozumieć grupę wolontariuszy, którzy w wolnym czasie ratują warszawskich bezdomnych. U wielu medycy budzą jednak podziw. Niestraszne im gnijące rany, ciała cuchnące moczem i kałem, bo wszędzie przede wszystkim widzą człowieka. Po pracy czy zajęciach na uczelni, ruszają na ulice Warszawy - do pustostanów, ogródków działkowych, koczowisk pod mostami, piwnic, szałasów i innych miejsc, gdzie mieszkają osoby bezdomne. Najpierw udzielają pomocy medycznej. Zdobywają zaufanie, pokazują, że świat jest dobry. Potem pomagają w przemianie, pomagają znaleźć dach nad głową i pracę, wreszcie ostatecznie wyjść z bezdomności.
Z drugiej strony: inne cele wydają się ważniejsze. Ludzi "z marginesu" wolimy omijać z daleka, uznając, że wielu zapracowało na swój los. Dlaczego ktoś miałby kupować dla nich nową karetkę?
O motywach wolontariuszy pięknie opowiada Zuzanna Matuszewska, 22-letnia studentka medycyny, która twierdzi, że w jej pracy dla bezdomnych nie ma niczego nadzwyczajnego:
- Hardcore? Jaki tam hardcore... Zajmujemy się głównie ranami. Jeśli ktoś żyje na ulicy, to normalne, że do takiej rany mucha może złożyć jajeczka, więc larwy wychodzą z owrzodzenia. A jak pan jest na wózku i nie ma dostępu do toalety dostosowanej dla osób niepełnosprawnych, to jest zasikany, brzydko pachnie. To jest normalne.
A dlaczego to robi?
- Każdy zasługuje na dach nad głową i odpowiednią opiekę medyczną. Są momenty, kiedy mam wrażenie, że próbujemy przelać ocean łyżką. Wtedy muszę przypomnieć sobie, że nawet jeśli nie możemy zmienić systemu, to możemy zmienić życie konkretnej osoby. To jest wartościowe i potrzebne - mówi Zuza i dodaje, że praca wolontariuszki daje jej nie tylko satysfakcję, ale też osobiste zyski. Uważa, że cenny jest kontakt z każdym człowiekiem, wzbogaca nas, daje możliwość spojrzenia na siebie z innej perspektywy. Dla przyszłej lekarki to również bezcenne doświadczenie zawodowe.
Wielu czytelników Gazeta.pl wsparło już zbiórkę na nową karetkę. Medycy budzą podziw i sympatię warszawskich strażników miejskich, z którymi zwłaszcza ostatnio bliżej współpracowali choćby przy pomocy dla uchodźców z Ukrainy.
Ich niezwykłą pracę na warszawskich ulicach docenili Medycy na granicy, którzy zdecydowali się przekazać na zakup nowej karetki 10 tysięcy złotych.
Przed samym finałem zbiórki, podczas szalejących upałów, do wsparcia wolontariuszy zachęcała aktorka Katarzyna Zielińska, która często angażuje się (skutecznie) w pomoc dla potrzebujących. Rzeczywiście po jej dwóch wystąpieniach na Instagramie na konto zbiórki, którego stan od dłuższego czasu praktycznie się nie zmieniał, wpłynęło sporo pieniędzy.
Wszystko to za mało. Pół karetki nigdzie nie pojedzie. Obecnie wykorzystywany przez medyków ambulans to trup, z coraz większym trudem wskrzesywany, powoli zagrażający bezpieczeństwu ludzi. Rozpadnie się ostatecznie lada chwila.
Wielu osobom się wydaje, że symboliczne wpłaty, kilkuzłotowe, nie mają większego sensu. Tymczasem to właśnie z nich ostatecznie zbiera się największa suma. Wpłaty musi jednak dokonać wiele osób, które nie uznają, że wrzuta rzędu 10 zł to "obciach na tak piękny cel". Nie, to wciąż dar serca, który ciebie nie zrujnuje, a pozwala być częścią czegoś dużego i pięknego: ratowania życia ludzkiego.
Co do jednego mamy pewność: medyków i ich podopiecznych przy zakupie nowej karetki nie wesprą urzędnicy i politycy, chociaż tak pięknie umieją mówić o znaczeniu ich pracy. Zaczepieni o ewentualną pomoc Fundacji, nagle uznali, że praca medyków jest niemal niezauważalna.
I można w nieskończoność się na to oburzać (słusznie). Skuteczniej jednak będzie zrzucić się na ambulans. Po piątaku? Jak dotąd wszystkie zbiórki, o których pisaliśmy w serwisie Zdrowie.gazeta.pl, kończyły się dobrze (chociaż czasem dopiero po wznowieniu). Nie kończmy tej dobrej passy. Niemal zawsze podejmujemy tematy, w których potrzebujący jest na przegranej pozycji i zbiórka wydaje się z góry skazana na porażkę. A potem może być tak pięknie. Jeszcze raz?
Trzeba się spieszyć z pomocą. To nieprawda, że medycy mają najwięcej pracy zimą, podczas siarczystych mrozów. Poza codzienną pracą teraz walczą ze skutkami upału.
- Pani z problemami krążeniowymi straciła kolejne dwa palce stopy. Uschły i odpadły. Dostaliśmy za późno informację, że jej stan się pogorszył. Mamy podopiecznego, który choruje na raka i mieszka w metalowym garażu - duszno tam. Osobom mieszkającym w altankach działkowych nie jest lżej - relacjonuje Rafał "Raffi" Muszczynko, ratownik medyczny i kierowca Karety. Nie ukrywa, że obecnie praca to wyzwanie:
Rozdajemy wodę, przypominamy, że trzeba ją pić, ale nam też nie jest łatwo. W karetce we wtorek, jak wsiadałem, było 60 stopni. Klimatyzacja nie działa od lat, a to już nie tylko zagrożenie dla komfortu dla ludzi, którzy chcą pomagać, ale także dla pacjentów. To stary wóz, nie ma lodówki na leki. Dowozimy tę wodę, a ona ma 40 stopni C.
- Niby co mamy zrobić, poddać się? - pyta retorycznie Rafał Muszczynko, a prezeska Ambulansu z Serca już zapowiada przedłużenie zbiórki na karetkę, która będzie odpowiednio wyposażona i posłuży fundacji długie lata bez wydatków na naprawy, bez przestojów w pracy. Pieniądze można wpłacać już teraz. I trzeba się spieszyć. Inflacja jeszcze nie dotknęła zbyt mocno producentów specjalistycznego sprzętu. Wciąż można kupić profesjonalną karetkę za pieniądze założone w celu zbiórki. Niestety, to okno czasowe się zamyka. Lada chwila może się okazać, że nie pomoże już otwarcie serc.