Więcej niezwykłych historii na Gazeta.pl
O Zuzannie i Grzegorzu pisaliśmy już w naszym serwisie.
O niej - przy okazji publikacji dotyczącej wolontariuszy warszawskiego Ambulansu z Serca. Zuzanna Matuszewska, 21-letnia studentka medycyny, przekonywała nas wówczas, że w tym, co robi dla bezdomnych, nie ma niczego nadzwyczajnego:
Hardcore? Jaki tam hardcore... Zajmujemy się głównie ranami. Jeśli ktoś żyje na ulicy, to normalne, że do takiej rany mucha może złożyć jajeczka, więc larwy wychodzą z owrzodzenia. A jak pan jest na wózku i nie ma dostępu do toalety dostosowanej dla osób niepełnosprawnych, to jest zasikany, brzydko pachnie. To jest normalne
Grzegorz, który przeżył dwa lata na ulicy, a dziś, dzięki pomocy Ambulansu z Serca, ma gdzie mieszkać, był bohaterem naszej osobnej publikacji. Wówczas, zgodnie z życzeniem, zmieniliśmy mu imię, a pod artykułem pojawiły się komentarze, że to ckliwa opowiastka pewnie wyssana z palca.
Teraz Grzegorz zdecydował się nie tylko ujawnić imię i pokazać twarz. Wystąpił z Zuzanną w filmiku, by wspierać ją i ekipę Karety. To grupa warszawskich wolontariuszy, która pomaga osobom w kryzysie bezdomności, wymagającym pomocy lekarskiej. Wsparcie w chorobie ma być pierwszym krokiem w nawiązaniu relacji. Ostatecznym celem jest zabieranie ludzi z ulicy, dawanie im kolejnej szansy.
Ostatnie miesiące zmieniły i ją, i jego. Zuzanna wydaje się pewniejsza siebie. Nie ma już oporów przed kontaktem z mediami, gdy chodzi o szczytny cel. Ambulans z Serca walczy wręcz desperacko o przetrwanie. Ich karetka coraz częściej się psuje, lada chwila ostatecznie się rozpadnie. Medycy i przyjaciele Karety próbują wszystkiego, by uzbierać na nową karetkę. Na pewno nie wspomogą ich w tym warszawscy urzędnicy.
W połowie maja ujawniliśmy oficjalne stanowisko wojewody i ratusza. Wskazaliśmy w nim nieścisłości, zaskakującą obojętność wobec bezcennej dla miasta inicjatywy. Artykuł pozostał bez reakcji. Na początku czerwca powiadomiliśmy oba urzędy o planowanej kolejnej publikacji, pytając o ewentualną zmianę stanowiska. Znowu zero reakcji.
Licytacje, pikniki, publiczna zbiórka - jest już na pół nowej karetki. A właściwie - tylko pół, bo przecież połowa nigdzie nie pojedzie. Zbiórka od dłuższego czasu szła niemrawo, poza chwilowymi zrywami. Teraz już stoi. Filmik to desperacka próba dotarcia do kolejnych osób, które mogłyby pomóc. Tylko w Warszawie mieszka kilka milionów ludzi. Brakuje jeszcze ok. 200 tysięcy (profesjonalny ambulans, taki, jaki potrzebuje fundacja, kosztuje ok. 400 tysięcy złotych). Zrzuta po parę groszy i będzie po temacie? Jakoś to nie chce zadziałać. Dziennie wpływa dosłownie po parę złotych, a czasu już nie ma.
Zmienił się także Grzegorz. Jego odmiana losu nie wydaje się już być krucha, chwilowa. Mężczyzna uporał się z problemem alkoholowym i nie tylko ma gdzie mieszkać, ale także pracuje. To już solidne podstawy nowego życia.
Historia Grzegorza pokazuje dobitnie, jak wielu z nas może pewnego dnia potrzebować wsparcia Ambulansu. Bezdomnym można zostać z zaskoczenia, w pozornie unormowanym życiu. Jak relacjonuje mężczyzna:
- Pewnego dnia ktoś powiedział: zostaw klucze i wyjdź. Wylądowałem na ławce w parku.
Niestety, wyrwać się z ulicy łatwo nie jest. Człowiek dość szybko staje się swoim największym wrogiem. Nie umie szukać pomocy. Traci nadzieję. Nieraz sam sobie wmawia, że to wybór i wolność.
- Pierwszą iskierką byłaś ty - mówi do Zuzanny i podkreśla, że w jego przypadku kluczem do sukcesu było skierowanie go do odpowiedniej placówki. Tylko tyle i aż tyle. Najpierw nie chciał nawet spróbować, a potem przekonał się, że tam doskonale pasuje.
Zuzanna podkreśla, że sama również znalazła wsparcie u Grzegorza. Mogła z nim rozmawiać na tematy, które przerastały rówieśników, o których trudno mówić własnym rodzicom, itp. Uważa, że cenny jest kontakt z każdym człowiekiem, wzbogaca nas, daje możliwość spojrzenia na siebie z innej perspektywy. Dla przyszłej lekarki to również bezcenne doświadczenie zawodowe.
- Mam możliwość sprawdzenia w praktyce tego, czego się uczę na studiach, zwłaszcza w zakresie komunikacji.
Dyżury wolontariuszki w karetce dla osób bezdomnych to nie jest taka zwykła praca, zwłaszcza ostatnio, gdy zajmują się także uchodźcami. Trafiła się rana postrzałowa, było wożenie rodzącej w szczycie pandemii, której nie chciał przyjąć żaden szpital, pacjentka z ropowicą na pół pleców, pan z dziurą w nodze do kości, z której wystawał drut...
Dla Zuzanny Matuszewskiej jednak nie takie przypadki stanowią największe wyzwanie na ulicy.
- Najtrudniejsze jest oddzielenie się od emocji, niezbędne do profesjonalnego działania. Za każdym razem trudno jest zostawiać kogoś na ulicy czy na działce. Ciężko mi jest znaleźć balans między działaniem dla innych a dbaniem o siebie. Staram się tego uczyć i wydaje mi się, że wychodzi to coraz lepiej. Czasem ciężko mi też poradzić sobie z faktem, że walczymy z problemem, którego nie powinno być i spokojnie by mogło nie być, bo każdy zasługuje na dach nad głową i odpowiednią opiekę medyczną. Są momenty, kiedy mam wrażenie, że próbujemy przelać ocean łyżką. Wtedy muszę przypomnieć sobie, że nawet jeśli nie możemy zmienić systemu, to możemy zmienić życie konkretnej osoby. To jest wartościowe i potrzebne.
Zuza nie planuje uciekać z Polski. Chce tu żyć i pracować.
Dlaczego medycyna?
- To dynamiczna dziedzina, wymagająca ciągłego, wszechstronnego dokształcania się, polegająca na pracy z innymi ludźmi i dla innych ludzi.
Dlaczego pomoc bezdomnym?
- Naprawdę wierzę, że siła społeczeństwa zależy od tego, jak dba o swoje najsłabsze jednostki. Wierzę, że każdy człowiek jest wartościowy, a obowiązkiem państwa, samorządów i obywateli jest troszczenie się o współobywateli. Ponieważ nasze państwo (jak większość) nie wywiązuje się dobrze z tego obowiązku, musimy polegać na oddolnych działaniach. Uważam, że każdy zasługuje na komfort, poczucie bezpieczeństwa i wiedzę, że może polegać na innych.
A wolny czas?
- Rozwijam swoje hobby: chodzę na zajęcia ze śpiewania, szydełkuję, haftuję, lubię spędzać czas w lesie i ze znajomymi.
A znajomi jak reagują na pracę dla bezdomnych?
- Część uważa, że robię coś niezwykłego, podziwiają, uważają, że to działania charytatywne. Nie lubię tak myśleć. Staram się opierać swoją pracę i działania na solidarności, nie charytatywności. Są i tacy, dla których ta moja praca jest bez sensu, bo ludzie na ulicy są sami sobie winni i "wystarczy przestać chlać". Tych jest niewielu. Raczej otaczam się ludźmi wyznającymi podobne wartości. Wielu wspiera Ambulans.
Uważasz, że opieka zdrowotna jest na coraz gorszym poziomie? Twierdzisz, że przyszli medycy mają problem z empatią i zaangażowaniem? Nie brakuje wrażliwych, młodych ludzi, którzy garną się do zawodu lekarza. To oczywiście nie rozwiązuje wielu systemowych problemów, ale daje nadzieję. Warto dostrzec takich ludzi, nawet jeśli to tylko wyjątki.