Więcej o śmierci, żałobie i Wszystkich Świętych na Gazeta.pl
Strata bliskiego człowieka jest wstrząsem. W obliczu nieodwracalnego czas się zatrzymuje, a życie wydaje się nie mieć sensu. Trudno wtedy uwierzyć, że w przyszłości nawet najbardziej bolesne doświadczenia mogą okazać się cenne.
Kiedy dowiadujemy się o śmierci znajomego, najczęściej koncentrujemy się na nim i wspólnych wspomnieniach. To zrozumiałe, ale warto pamiętać, że ktoś, dla kogo był najbliższym, bardzo potrzebuje teraz uwagi. Przed nim niezwykle trudne dni, a bywa, że i całe lata. Chociaż śmierć jest naturalnym elementem życia, niemal zawsze towarzyszy jej rozpacz i niedowierzanie.
Wiem, co czujesz
- to częsty sposób składania kondolencji; pozornie wygodne zdanie, kiedy nie wiemy, co powiedzieć. Tymczasem nikt z nas nie może przewidzieć, jak zachowałby się w obliczu nieodwracalnej straty. Póki śmierć nie dotknie nas najdotkliwiej, nie możemy nawet wyobrazić sobie, jakie to bolesne.
Współczuję, przykro mi
- wydaje się bardziej stosowne. I gotowość niesienia pomocy, kiedy będzie niezbędna. Zwłaszcza na początku przydaje się wsparcie przy opiece nad dziećmi czy przygotowaniu posiłków. Zdaniem specjalistów oparcie w rodzinie i najbliższym otoczeniu to najlepsza terapia dla żałobników.
Nieznośny ból wydaje się nie mieć końca. A jednak to nie truizm, a fakt, że czas w końcu goi rany. Chociaż proces radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby to sprawa indywidualna, specjaliści wyróżniają fazy żałoby.
Zdarza się, że podczas żałoby kulminacja nie nadchodzi, silne reakcje utrzymują się, przyszłość wydaje "czarną dziurą". Wówczas może być potrzebna pomoc specjalisty. Trzeba także rozważyć wizytę u psychologa bądź psychiatry i wtedy, gdy żałoba przebiega niemal bezobjawowo. Jeśli więź ze zmarłym była głęboka, pozornie doskonałe radzenie sobie z jego śmiercią powinno niepokoić. Niejednokrotnie podziwiamy ludzi, którzy sprawiają wrażenie, jakby nieszczęście ich nie poraziło. Tymczasem to może być przejaw braku zdolności do uświadomienia sobie straty. Dochodzi do reakcji odroczonej, typowej w depresji. W takiej sytuacji zwykle nie można wyjść z żałoby o własnych siłach.
Ci, którzy chcą naprawdę pomóc osobie pogrążonej w żałobie, muszą nauczyć się patrzeć głębiej. Nie jest tak, że największy dramat przeżywa na pewno ten, kto się z żałobą obnosi. O prawdziwym nieszczęściu nie świadczy przecież ani czerń, ani czas spędzany na cmentarzu. Introwertyk może zamknąć się w sobie, wycofać z życia. Czasem za bardzo, tak, że bez życzliwej osoby trudno mu do niego wrócić. Ekstrawertykowi pozornie jest łatwiej, bo umie wyrzucić swój ból. Z drugiej strony ten reagujący histerycznie, działający na pokaz, aż się prosi, by nie zwracać na niego uwagi.
Przyczyną wielu przedłużających się problemów emocjonalnych i psychicznych w żałobie są sprawy niedokończone. Zmarłego nie można przeprosić, nie da się już załagodzić drobnej sprzeczki. Skutek? Wyrzuty sumienia, rozpamiętywanie, przewlekły stres. Niewielu spośród nas żyje tak, jakby to był dzień ostatni, więc w obliczu nieodwołalnego zostajemy z przykrym balastem, nieraz na resztę życia. Czasem wyjściem jest wyłącznie pomoc psychologa lub psychiatry.
Po prostu bądź. Otoczenie często odnosi wrażenie, że nie jest potrzebne cierpiącemu. Warto jednak się upewnić, zapytać, co można zrobić dla osoby w żałobie. Ktoś taki często potrzebuje przede wszystkim bardzo cierpliwego słuchacza i zrozumienia. Nie jest to wcale łatwe, zwykle udaje się tylko tym, którzy sami doświadczyli bólu rozstania lub także byli mocno związani ze zmarłym.
W fazie szoku trzeba czasem podać tabletkę uspakajającą, a kiedy indziej razem cierpliwie poczekać na sen. To naprawdę bardzo wiele znaczy.
Człowiek, który nie radzi sobie z utratą ukochanej osoby, często nie może także zapanować nad codziennymi obowiązkami: zaniedbuje dzieci, zakupy, wyprowadzenie psa. W takiej sytuacji zalecana jest rozwaga w pomocy. Na początku to zrozumiałe, ale jeśli od śmierci upłynęły miesiące, nie przesadzajmy ze współczuciem. Czasem lepiej powiedzieć parę gorzkich słów sprowadzających na ziemię, zalecić leczenie. Nadmiar troski pomaga wycofywać się z życia, zachowywać niedojrzale.
Uciekanie od realnego życia prowadzi do samozniszczenia. Gdy cierpi psychika, podupada cały organizm. Osoba w żałobie jest bardziej podatna na depresję, a ta osłabia układ odpornościowy, prowadząc do przewlekłych infekcji czy chorób nowotworowych.
Wielu amerykańskich psychologów radzi, by niemal każdego człowieka pogrążonego w żałobie traktować jak chorego. Skoro ktoś źle się czuje, źle śpi, jest podatny na infekcje i nie radzi sobie z codziennymi obowiązkami, potrzebuje leków i konsekwentnej psychoterapii. Amerykanie polecają w pierwszej fazie żałoby "pełne wypłakanie". To znaczy konkretnie - oderwanie się od codziennego życia, wyjazd na urlop i pełne zanurzenie w cierpieniu. Po "obeschnięciu łez" mamy mieć szansę na pełny powrót do normalności.
Europejscy eksperci zwykle oceniają, że taki wyjazd to jednak spłycanie problemu. W Polsce przeszkodą jest także fakt, że niepopularne ubezpieczenia na życie nie pozwalają na taki luksus. Sztuczne warunki, oderwanie od normalnego życia, nie są najlepszym sposobem właściwego powrotu do normalności. Nie wystarczy wypłakać się poza domem, by w pełni zmierzyć się z głębokimi uczuciami. Człowiek jest istotą społeczną, dlatego powinien wracać do normy w swoim środowisku, zwłaszcza wtedy, gdy może liczyć na wsparcie rodziny. Dlaczego nie dzielić się bólem z tymi, którzy nam pozostali? Strata boli. Musi boleć. Cierpienie może być przejawem dojrzałości, świadomości własnych uczuć, więzi i sytuacji. Oczywiście bywa, że rozpacz związana ze śmiercią bliskiej osoby przybiera niebezpieczne rozmiary, nabiera niszczącej mocy. Wtedy niezbędna jest pomoc specjalistów.
Rozpoznanie takiego zagrożenia to głównie zadanie najbliższego otoczenia. Niestety, wciąż popularne u nas podejście do żałoby bywa przeszkodą. Często uważamy, że skrajne cierpienie i trwanie w żałobie to dowód prawdziwego przywiązania do zmarłego. "Nie ułożyła już sobie życia" - to przecież zdanie przerażające. Tymczasem bywa utożsamiane z głębokim zaangażowaniem, czymś pozytywnym. Zapominamy, że oznacza swoiste pogrzebanie za życia. Bezsensowne, niepotrzebne.
Trudno w to uwierzyć w pierwszej chwili, ale śmierć bliskiej osoby ma także dobre strony. Osoba dojrzała, która uporała się ze stratą, potrafi je w końcu dostrzec. Człowiek dowiaduje się o sobie bardzo wiele. Poznaje, jak jest silny i jakie przeciwności losu umie pokonać. Ciężkie doświadczenia uwrażliwiają na nieszczęście innych, a zarazem wzmacniają. Pozwalają nabyć specyficznej odporności. Często są też okazją do podejmowania nowych wyzwań: podniesienia kwalifikacji zawodowych, zmiany pracy, otoczenia. Nagle znajduje się czas na spróbowanie czegoś innego. Jest niepowtarzalna okazja, by sprawdzić siłę dotychczasowych przyjaźni. Bywa, że nowe związki i relacje z ludźmi są bardziej satysfakcjonujące.
Pewnym wytchnieniem mogą być po jakimś czasie specjalne okazje, choćby takie jak Wszystkich Świętych. W ten dzień razem z innymi bliskimi możemy oddawać się wspominaniu tych, których już z nami nie ma. Buduje to poczucie wspólnoty i wsparcia.