Przerwanie ciąży za pomocą środków farmakologicznych jest w Polsce nielegalne. Często mylone jest z antykoncepcją po stosunku, całkowicie legalną i nie mającą nic wspólnego z aborcją. Takie preparaty działają do72, a nawet do 120 godzin, po niezabezpieczonym stosunku płciowym (Escapelle, cena ok. 60 zł lub EllaOne ok. 120 zł, oba leki wyłącznie na receptę).
W Polskiej rzeczywistości bywa, że do aborcji farmakologicznej wykorzystywane są różne środki, np. stosowane w leczeniu żołądka, których skutkiem ubocznym może być wywołanie poronienia. Dr Południewski przestrzega, że niewiedza i pokątne rozwiązywanie problemów zagraża bezpieczeństwu, a nawet życiu kobiet, a przede wszystkim nie ma nic wspólnego z nowoczesną aborcją farmakologiczną, popieraną przez ONZ i WHO (Światowa Organizacja Zdrowia).
Dr nauk med. Grzegorz Południewski, prezes Towarzystwa Rozwoju Rodziny: - Aborcja farmakologiczna powstała po to, by zwiększyć bezpieczeństwo kobiet. Trudno w to uwierzyć z perspektywy Europy, ale są kraje, w których śmierć co drugiej kobiety w wieku rozrodczym, spowodowana jest źle przeprowadzoną, nielegalną aborcją. Tak się dzieje w Afryce, Azji. Nie chodzi tu o dziesiątki tysięcy, ale o miliony ludzi, którzy umierają z powodu źle wykonanej aborcji. O życiu tych kobiet myślano wprowadzając do obrotu w latach 90. grupę leków, które znalazły zastosowanie, jako aborcja farmakologiczna. Metoda jest rekomendowana przez ONZ i Światową Organizację Zdrowia, gdyż zwykle nie wymaga interwencji lekarskiej lub innych osób, realnie zmniejszając ryzyko zgonu kobiety.
- Kobieta przyjmuje doustnie przepisany przez lekarza lek z grupy antyprogestagenów, czyli antyhormon, a następnie preparat z grupy prostaglandyn w odpowiedniej dawce, co w ponad 90 proc. przypadków wywołuje poronienie o przebiegu zbliżonym do poronienia naturalnego. Antyhormony (na przykład słynna pigułka RU 486, mifepristone) sprawiają, że ciąża przestaje być chroniona przez hormony w organizmie kobiety, a prostaglandyny wywołują akcję skurczową macicy. Taka sekwencja leków gwarantuje w 96-98 proc. przypadków nie tylko skuteczność aborcji, ale i podobny do naturalnego obraz kliniczny po poronieniu. Jajo płodowe zostaje usunięte w całości wraz ze śluzówką, nie ma powikłań.
- Zastosowanie jednego leku, albo jakiegoś preparatu, którego skutkiem ubocznym są jedynie skurcze macicy, jak ten osławiony lek na żołądek, nieporównywalnie zwiększa zagrożenie zdrowia i życia kobiety. Powikłania w przypadku aborcji bywają poważne, nawet zagrażające życiu. Zwykle jednak poronienie indukowane właściwymi lekami nie wymaga żadnej interwencji lekarskiej, może odbyć się w domu, zagrodzie, na polu, etc. Wiąże się oczywiście z bólem, cierpieniem kobiety, ale jej życiu nic już nie zagraża. Taka idea przyświecała stworzeniu pigułki i potwierdziła ją praktyka. W Polsce leki te oficjalnie nie są dostępne, w mojej ocenie z przyczyn ideologicznych.
- Zagrożenia są podobne, jak przy poronieniach naturalnych: zdarzają się krwotoki, pozostają w macicy resztki poporodowe, bardzo rzadko powstają stany zapalne. Krwotoki mogą nawet zagrażać życiu. Z grupy kobiet stosujących metodę aborcji farmakologicznej powinny być wykluczone panie chorujące na astmę, gdyż może dojść do zaostrzenia dolegliwości. Także w przypadku alergii na lek reakcja organizmu bywa zupełnie inna, groźniejsza, niż zwykle. Zatem to, co dobre i konieczne w krajach Trzeciego Świata, nie jest rozwiązaniem optymalnym w Polsce. Każda kobieta, która zdecyduje się zastosować pigułkę aborcyjną, powinna mieć możliwość dostępu do opieki lekarskiej i informacji, na jakie objawy ma zwracać szczególnie uwagę i jak wówczas postępować.
- Przed zabiegiem konieczne jest wykonanie badania usg, by potwierdzić ciążę, jej wiek, a także wykluczyć ciążę pozamaciczną. Niezbędne jest oznaczenie grupy krwi. W przypadku obecności czynnika RH (-) aborcja farmakologiczna może wygenerować w przyszłości wystąpienie konfliktu serologicznego. Zatem nie można wszystkiego zostawić w rękach kobiety: potrzebna jest, zwykle minimalna, ale jednak niezbędna, pomoc lekarza. W krajach cywilizowanych, w których aborcja farmakologiczna jest dozwolona, nie ma możliwości jej przeprowadzenia bez nadzoru lekarskiego.
- Wskaźnik naturalnych poronień wynosi 20 proc. i nikogo nie powinno dziwić, że kobieta poroniła. Obraz kliniczny po poronieniu samoistnym i farmakologicznym jest taki sam. Teoretycznie można stwierdzić obecność leku we krwi (badanie toksykologiczne), ale się tego nie praktykuje. Polka po poronieniu naturalnym, jak i wywołanym lekami, może liczyć w polskim szpitalu na taką samą pomoc i traktowanie.
- Nie jest moją rolą ocena polskiego prawa i decyzji kobiet, ale chciałbym mieć pewność, że nawet te, które je złamią, nie będą się bały wizyty u ginekologa. Tym bardziej, że zgodnie z ustawą, kobieta, która dopuści się aborcji nielegalnej, czyli bez wyraźnych wskazań medycznych, nie jest karana.
- W przypadku ciąży bardziej zaawansowanej ryzyko powikłań, w tym najpoważniejszych, jest znacznie wyższe. W krajach, gdzie aborcja jest legalna, ciąże starsze niż dziewięciotygodniowe usuwa się już instrumentalnie, zazwyczaj metodą podciśnieniową, znacznie bezpieczniejszą od stosowanej w Polsce metody łyżeczkowania. Niestety, z tej metody bezpieczniejszej zwykle, nie mogą skorzystać nawet kobiety, które mają prawo do legalnej aborcji z przyczyn medycznych. Polskich lekarzy nawet się jej nie uczy.
- Wielu Polaków chyba nie czuje się komfortowo, że trzeba korzystać z takiej pomocy. To fatalne rozwiązanie także ze względów społecznych. W krajach bogatych, nowoczesnych, gdzie aborcja jest legalna, kobieta podejmująca decyzję nie jest pozostawiona samej sobie. Otrzymuje profesjonalną pomoc medyczną, psychologiczną i socjalną. Decyduje sama, ale musi rozważyć wszystkie fakty. To smutne, że Polka, jak kobieta w Ugandzie, zostaje pozbawiona racjonalnego systemu pomocy. Decyzja bywa więc przypadkowa i jej realizacja również.