Choruje na otyłość. "To nie zawsze jest kwestia nadmiernego objadania"

- Świadomość społeczna tego problemu jest jeszcze zdecydowanie za mała. Ludzie postrzegają nadmiarowe kilogramy przez pryzmat własnej osoby i w ogóle nie patrzą na otyłość jak na chorobę. Myślą, że osoby z otyłością są po prostu leniwe i za dużo jedzą - mówi Emilia Modrzyńska, ambasadorka kampanii "Porozmawiajmy szczerze o otyłości".

Natalia Kondratiuk-Świerubska, Gazeta.pl: Czego pani zdaniem nie powinniśmy mówić osobom z otyłością?

Emilia Modrzyńska, ambasadorka kampanii "Porozmawiajmy szczerze o otyłości": Ludzie potrafią powiedzieć naprawdę wiele strasznych rzeczy. Niektórzy zupełnie nie mają hamulców. Myślę, że przede wszystkim warto pamiętać, że za każdą fizjonomią, za każdym ciałem, stoi jakaś indywidualna historia. Bardzo często nie wiemy, co dana osoba przeszła, co sprawiło, że wygląda tak, jak wygląda. Nie oceniajmy więc i nie krytykujmy wyglądu innych. Zrezygnujmy też z tzw. dobrych rad. W sytuacji, gdy się o kogoś martwimy czy troszczymy, znacznie lepiej będzie zapytać o to, czy ta osoba potrzebuje pomocy i czy my ewentualnie możemy ją jakoś wesprzeć. 

Zobacz wideo Co zrobić, gdy dziecko je za dużo?

Badania* pokazują, że aż 69 procent Polaków było świadkami przemocy słownej wobec osoby z otyłością. Z kolei 34 procent chorych doświadczyło negatywnego komentowania ich wyglądu w miejscu pracy.

Niestety to nadal poważny problem. I właśnie między innymi ta dyskryminacja słowna była przyczynkiem do powstania praktycznego słownika naszej kampanii. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się, jak mówić wspierająco, bez powielania krzywdzących stereotypów.

Tutaj możecie zapoznać się ze słownikiem >>

A co sądzi pani na temat słowa "gruby/gruba"? Wiele osób go nie lubi. Zresztą państwa słownik też nie zaleca stosowania go. Ale jakiś czas temu słuchałam podcastu, w którym osoby z otyłością mówiły, że nie mają nic przeciw. Jak tłumaczyły, dla nich to po prostu określenie cechy wyglądu.

To słowo według mnie jest problematyczne. Oczywiście nie mogę wypowiadać się w imieniu wszystkich osób z otyłością czy z nadwagą. Myślę jednak, że warto założyć, że może ono sprawić komuś ból. Według mnie bezpieczniej go nie używać.

Materiały prasoweMateriały prasowe Kampania 'Porozmawiajmy szczerze o otyłości'

Szacuje się, że aż osiem milionów Polaków choruje na otyłość. Jednak zdecydowana większość tych osób nie zdaje sobie sprawy z faktu, że to jest to choroba. A kiedy pani się o tym dowiedziała?

Ponad rok temu. Przeczytałam wówczas wywiad z profesorem Pawłem Bogdańskim, w którym mówił on właśnie na ten temat. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie. Wcześniej nigdy o tym nie słyszałam. Świadomość, że o otyłość to choroba, którą się leczy, była dla mnie wręcz rewolucyjną zmianą.

Jak długo w tamtym momencie zmagała się pani z otyłością?

Myślę, że to była kwestia jakichś kilku ostatnich lat. Jednak nadwaga towarzyszyła mi od okresu dzieciństwa. I z czasem stawała się coraz większa. Pamiętam, że już jako nastolatka byłam cięższa od koleżanek. W tamtym czasie zaczęłam też podejmować pierwsze próby redukcji masy ciała. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że te moje działania, zamiast pomóc, tak naprawdę napędzały i rozwijały moją chorobę.

Czy to oznacza, że w takich przypadkach diety nie działają? Przykładowo, ja jako osoba zdrowa, wiem, że jeśli obetnę liczbę spożywanych kalorii, zacznę więcej się ruszać, to po czasie kilogramy zaczną spadać. Słyszałam, że jednak u osób z otyłością nie jest to już takie proste. Często zdarza się, że jedzą znacznie mniej niż osoby zdrowe, a mimo to waga stoi w miejscu.

Znam to z własnego doświadczenia. Na przykład mój mąż często je więcej niż ja, a mimo to nie tyje. Dzieje się tak dlatego, że jego procesy metaboliczne są prawidłowe. Mam też znajomą, która niedawno przyznała, że kiedyś sama myślała, że osoby, które mają problemy z wagą są leniwe i się objadają. Jej perspektywa zaczęła jednak się zmieniać, dzięki obserwacji nawyków żywieniowych jej męża. Jak zauważyła, nie je wcale dużo, a mimo to jest coraz większy.

Dlatego też warto uświadamiać ludzi, że otyłość to nie zawsze jest kwestia nadmiernego objadania. Specjaliści, tacy jak na przykład wspomniany już profesor Bogdański, podkreślają, że w przypadku choroby otyłościowej mamy do czynienia z zaburzoną homeostazą energetyczną. Hormony są rozregulowane, a mózg dostaje nieprawidłowe sygnały.

Wydaje mi się, że ludzie, którym z taką łatwością przychodzi krytykowanie osób z otyłością czy z nadwagą, oceniają je ze swojej perspektywy. Gdy sami przytyją, zaczynają się więcej ruszać i mniej jedzą. I wydaje im się, że u każdego tak to zadziała.

Świadomość społeczna tego problemu jest jeszcze zdecydowanie za mała. Ludzie postrzegają nadmiarowe kilogramy przez pryzmat własnej osoby i w ogóle nie patrzą na otyłość jak na chorobę. 

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że nie używa już słowa "odchudzanie". Dlaczego?

Tak, bardzo go nie lubię. Gdy ktoś pyta, jak idzie mi odchudzanie, to od razu mówię, że to leczenie. Ale nie mogę mieć pretensji do ludzi o to, że go używają. Przez tyle lat żyliśmy bez świadomości tego, że otyłość to choroba. Nie dziwi mnie więc fakt, że tak wiele osób jeszcze o tym nie wie. Mam nadzieję, że dzięki kampaniom takim jak ta nasza zacznie to się zmieniać. Pamiętam, że 30 lat temu osoby chorujące na chorobę alkoholową, były po prostu pijakami. Teraz ta świadomość jest już znacznie większa i wielu z nas nie przychodzi tak łatwo ocenianie ludzi pijących nadmiarowo.

Co panią najbardziej denerwuje w dyskusjach na temat otyłości?

Zdecydowanie są to teksty w stylu: "Kiedyś nie było otyłych", czy "W Auschwitz nie było otyłości". Przeraża mnie, że chorzy słyszą takie rzeczy nawet w gabinetach lekarskich. Wiadomo, że obecnie żyjemy w czasach dobrobytu. Poprzednie pokolenia nie miały tak łatwego dostępu do żywności, nie było jedzenia przetworzonego. Fizjologicznie nasze ciała nie nadążyły jeszcze za taką zmianą. Ale przecież nie jest też tak, że otyłość pojawiła się dopiero w ostatnich latach. Wystarczy spojrzeć na portrety polskich szlachciców z pokaźnymi brzuszkami. Problem był, tylko że teraz jest znacznie większy niż w przeszłości. 

Na koniec chciałam zapytać jeszcze o sam proces leczenia. Na jakie metody zdecydowali się zajmujący się panią specjaliści? 

Ponad rok temu usłyszałam diagnozę: otyłość drugiego stopnia. Od tego czasu leczę się farmakologicznie pod okiem lekarza. Przyjmuję środki, które regulują moją gospodarkę hormonalną i najogólniej rzecz biorąc, zmniejszają łaknienie. Jestem też pod opieką dietetyczki. I mimo że efekty, w kontekście utraty kilogramów, nie są jakieś spektakularne, jest to powolny proces, to uważam, że rozpoczęcie leczenia było najważniejszą zmianą w moim życiu. Już sam fakt, że jestem pod opieką specjalistów, którzy mnie rozumieją i wspierają, jest bardzo cenny. Po pierwsze dzięki temu lepiej poznaję swoją chorobę i mam wsparcie, by ją okiełznać, regulować.

Jakie pozytywne zmiany pani dostrzega?

Przede wszystkim czuję się znacznie lepiej niż przed rozpoczęciem leczenia - zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Zmieniam nie tylko nawyki żywieniowe, lecz także styl życia. Przykładowo, każdego dnia staram się robić minimum osiem tysięcy kroków. Zaczęłam zwracać większą uwagę na ilość i jakość mojego snu. Te stopniowo wprowadzane zmiany sprawiły, że poprawiły się też wyniki moich badań. Wcześniej zmierzałam w kierunku nadciśnienia, a obecnie mam prawidłowe pomiary. Dla mnie to jest nawet ważniejsze niż utrata kilogramów. Mam świadomość, że choroba otyłościowa zostanie już ze mną na zawsze, że uczę się nad nią panować. Jednak wsparcie i zrozumienie, jakie dostaję daje mi siłę i wiarę w to, że tym razem mi się uda.

Trzymam kciuki za pani leczenie! Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego! 

*W ramach badania przeprowadzono 1012 ankiet, gdzie N=701 zostało przeprowadzonych na reprezentatywnej grupie Polaków, a N=311 na osobach z otyłością (z BMI powyżej 30). Badanie zostało zrealizowane w dniach 23.05 – 29.05.2023 roku przez SW RESEARCH Agencję Badań Rynku i Opinii. Badanie opinii zostało przygotowane na zlecenie Novo Nordisk

Więcej o: