I wojna światowa okazała się prawdziwą hekatombą. Po raz pierwszy na masową skalę użyto karabinów maszynowych, a te czyniły wśród żołnierzy prawdziwe spustoszenie. Do tego doszła ciężka artyleria i trujący gaz. Nieprzyzwyczajeni do takiego gradu kul mężczyźni (do tej pory używano broni strzeleckiej oraz szabel) wychylali głowy z okopów bez żadnej osłony, co w efekcie kończyło się obrażeniami twarzy i głowy. Do tego spadały na nich pociski wypełnione odłamkami, które dosłownie masakrowały ciała. W szpitalach na linii frontu ratowano przede wszystkim życie żołnierzy. Po wyleczeniu z ran wielu z nich powróciło do domów straszliwie okaleczonych i oszpeconych do końca życia.
- Urazy szczęki sprawiały, że mężczyźni nie mogli jeść ani pić. Niektórych trzeba było karmić w pozycji siedzącej, aby nie udusili się treścią pokarmową. Inni zostali oślepieni lub pozostawieni z dziurą w miejscu, gdzie kiedyś był ich nos - czytamy w serwisie National Army Museum.
Rannymi żołnierzami zajął się dr Harold Gillies, pionier w sztuce rekonstrukcji twarzy i nowoczesnej chirurgii plastycznej. Był nowozelandzkim chirurgiem, który szkolił się w Anglii, a następnie został skierowany na front we Francji. Po powrocie z wojny założył specjalny oddział leczenia ran twarzy w Szpitalu Wojskowym Cambridge w Aldershot i zaczął przekonywać władze wojskowe, że potrzebny jest specjalistyczny szpital dla ofiar wojny. Udało mu się tego dokonać i w 1917 roku założył The Queen's Hospital w Frognal House w Sidcup. Był to pierwszy na świecie szpital zajmujący się leczeniem urazów twarzy.
Celem The Queen's Hospital było jak najpełniejsze zrekonstruowanie twarzy rannych mężczyzn, aby mogli prowadzić w miarę normalne życie. W tamtych czasach jednak niewiele można było zrobić. Starano się przywrócić rannemu żołnierzowi funkcje oraz kształt twarzy, ale bez większych sukcesów estetycznych. Harold Gillies chciał to zmienić, pracując nad nowatorskimi metodami przeszczepów skóry. Prosił też o pomoc artystów, aby tworzyli podobizny i rzeźby przedstawiające mężczyzn przed obrażeniami. W ten sposób starał się, w miarę możliwości, przywrócić pacjentom ich poprzednie rysy twarzy.
- Gillies wiedział, że zdrowa tkanka musi zostać przywrócona do normalnej pozycji. Następnie wszelkie luki można wypełnić tkanką z innego miejsca na ciele. Chirurdzy mieli już pewne doświadczenie z przeszczepami skóry. A po zakończeniu prac nad strukturą kości twarzy mężczyzny, byli gotowi do rekonstrukcji tkanek miękkich - czytamy na stronie Muzeum.
- Udoskonalił ustalone techniki rekonstrukcji nosa, przeszczepów skóry i rekonstrukcji twarzy. Pod koniec I wojny światowej operował około 11 000 ofiar. Chirurdzy z każdego zakątka świata przyjęli jego nowe zasady i w ten sposób Gillies dał podwaliny pod nową specjalizację: chirurgię plastyczną i rekonstrukcyjną.
Drugą osobą, która walnie przyczyniła się do poprawy losu oszpeconych w okopach żołnierzy była rzeźbiarka Anny Coleman Ladd. Urodziła się w 1878 roku w Filadelfii jako Anna Coleman Watts. W 1905 wyszła za mąż za lekarza Maynarda Ladda i przeprowadziła do Francji. To wówczas postanowiła pomóc żołnierzom w powrocie do życia wykonując dla nich realistyczne maski.
Najpierw wykonywała odlewy twarzy żołnierzy, a następnie na tej podstawie wytwarzała maskę z ocynkowanej miedzi. Potem skrupulatnie malowała podobiznę emalią o cielistym odcieniu. Używała też prawdziwych włosów do stworzenia brwi, rzęs i wąsów. Produkcja każdej maski trwała około miesiąca. Gotowe maski często trzymały się na okularach. W sumie dała maski 185 weteranom. Współpracowali z nią także inni artyści, np. Jane Poupelet i Robert Wlérick.
Źródła: nam.ac.uk,