O "kryzysowej sytuacji" na oddziale chirurgii w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie i o tym, że brakuje pełnej obsady dyżurów pisała 31 maja www.warszawa.wyborcza.pl. Sytuacja nie wyglądała jednak w artykule na znacząco odbiegającą od tego, do czego już przyzwyczailiśmy się w polskich realiach. Chirurdzy chcą więcej zarabiać, szpital nie ma pieniędzy. Negocjują, jakoś to będzie. A jednak jak grom z jasnego nieba spadły kolejne informacje, które uzyskałam nieoficjalnie od pracowników szpitala.
W środę 31 maja, wkrótce przed godziną 18. odezwał się do mnie jeden z pracowników szpitala, ostrzegając, że w czwartek możemy mieć najsmutniejszy Dzień Dziecka od co najmniej kilkudziesięciu lat.
- Dyrekcja Dziecięcego Szpitala Klinicznego WUM przy ul. Żwirki i Wigury złożyła wniosek o likwidację oddziału chirurgii dziecięcej, co automatycznie oznacza likwidację Szpitalnego Oddziału Ratunkowego i jedynego w regionie centrum urazowego dla dzieci, a także jedynego w Polsce ośrodka, który leczy w kraju ciężkie przypadki przepuklin przeponowych u dzieci. Szpital straci też przy okazji III stopień referencyjności, który oznacza najwyższe standardy opieki - ostrzegał mój rozmówca.
Według jego relacji, pismo mieli widzieć lekarze chirurdzy, którzy potraktowali je jako "formę szantażu" w negocjacjach ekonomicznych.
- W szpitalu panuje chaos, rodzice zaczynają panikować. Nie ma grafiku dyżurów na czerwiec, a zawsze był do 25 dnia poprzedniego miesiąca. Nikt nic nie wie, ale może być grubo. Przecież gdzieś trzeba przenieść pacjentów, zapewnić im opiekę - ostrzegał pracownik szpitala.
Nikt nie miał kopii tajemniczego pisma. Nie znałam nawet jego adresatów. Zaczęłam trochę postrzegać całą "aferę" jak plotkę, a plotek nie lubię. Z drugiej strony - sprawa wydawała się zbyt poważna, by jej nie wyjaśnić. Niestety, informacja dla pacjentów w szpitalu jest nieczynna do odwołania. U wojewody, rzecznika Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, w sekretariacie szpitala - wszędzie włączały się automatyczne sekretarki lub po prostu nikt nie odbierał. Pora niby uzasadniona, ale nie w sytuacji kryzysowej. Dla pewności rozesłałam jeszcze maile i sms-y do instytucji, które przyszły mi do głowy i uznałam, że w zasadzie to chyba tematu nie ma.
Zmartwiła mnie jednak publikacja w portalu www.tvn24.pl, który informował o "zaniepokojeniu pacjentów" i potwierdzał istnienie tajemniczego pisma. Po północy wygrał zdrowy rozsądek - skoro do tej pory nic się nie dzieje, szpital pracuje normalnie (potwierdziłam to u pracowników szpitala), to znaczy, że ktoś mnie chyba trochę wkręcił. Kto byłby tak nieodpowiedzialny, by zapowiadać likwidację oddziału za dwa dni i nie przygotować jej szczegółowego planu, wariantów, nie powiadomić ludzi itd.?
Rano zadzwoniłam do dyrekcji szpitala, by ustalić, czy ktoś zamierza coś zrobić z tym informacyjnym bałaganem. Zostałam odesłana do Barbary Mietkowskiej, koordynatorki biura prasowego UCKW. Zapewniła mnie, że szpital funkcjonuje normalnie, nie ma mowy o żadnej likwidacji, więc tym bardziej o jej terminie. Wyraziła żal, że są podsycane emocje, a rodzicom przecież i tak jest wystarczająco ciężko w sytuacji, gdy dziecko jest chore i przebywa w szpitalu. Przyznała, że faktycznie pismo do wojewody i NFZ zostało wystosowane, ale jedynie w sprawie ewentualnego wstrzymania pracy oddziału Kliniki Chirurgii Dziecięcej. To w obecnej sytuacji ma być "wymóg formalny". Niestety, pani koordynator odmówiła udostępnienia mi dokumentu, twierdząc, że nie może tego zrobić.
NFZ najwyraźniej mógł. Poprosiłam i dostałam oficjalnie. W dokumencie rzeczywiście jest konkretna, możliwa data ewentualnego wstrzymania pracy oddziału.
Lekarze twierdzą, że miał to być straszak na nich, żeby ustąpili w sprawie podwyżki. CSK WUM, że standardowa procedura, przejaw odpowiedzialności za pacjentów. Efekt był zdecydowanie odwrotny od zamierzonego, bo pacjentom nikt tych nerwów już nie odbierze. Trudno też sobie wyobrazić, że po takich wydarzeniach lekarze "zmiękną", zamiast usztywnić swoje stanowisko.
Niestety, napięcie wciąż się utrzymuje, negocjacje trwają. Dyżury są obsadzone na kilka dni. Co dalej? Będziemy na bieżąco informować.