Praktycznie każdy lek może wywołać niepożądane skutki, podobnie zresztą, jak produkty spożywcze czy kosmetyki. Nie moglibyśmy leczyć żadnych chorób, nie podejmując ryzyka, że komuś jakaś substancja może zaszkodzić. Za każdym razem, badając substancje czynne, czyli te, które są kluczowe w procesie terapeutycznym, ale również pomocnicze (smakowe, zapewniające lekowi właściwą konsystencję, trwałość etc.), to ryzyko jest analizowane. Przepisy precyzyjnie określają, kiedy lek może być wprowadzony do obrotu, pacjenci są ostrzegani o zagrożeniach itd. Znaczenie przy ewentualnej decyzji o zastosowaniu leku ma to, jak poważne jest schorzenie, u jak wielu osób mogą wystąpić skutki uboczne i na ile potencjalnie są groźne. Rozważa się zyski i straty. Lamotrygina jest lekiem bezpiecznym. Zdecydowanie groźniejsze są choroby, w przypadku których jest stosowana. W przypadkgd młodej Amerykanki możemy mówić o niewyobrażalnym pechu, nieszczęściu i za sytuację winić nie lek, a niezdiagnozowany wcześniej u kobiety zespół Stevensa-Johnsona (erythema multiforme major, SJS).
Zespół Stevensa-Johnsona (SJS, skrótowiec od nazwy angielskiej) należy do chorób bardzo rzadkich - występujących z częstotliwością 1–6 przypadków/milion/rok. Może zdarzyć się w każdym wieku, stosunkowo częściej u dzieci i młodzieży, chociaż sporadycznie w okresie niemowlęcym. Śmiertelność w tym zespole sięga około 5 proc. (1) Problem diagnozuje się i leczy także w Polsce. W 2020 roku lekarze opisali szczegółowo przypadek nastolatka leczonego w Toruniu, zakażonego bakterią Mycoplasma pneumoniae, u którego zdiagnozowano SJS.(2)
Do dziś nie został w pełni poznany mechanizm powstawania SJS, który jest reakcją skórno-śluzówkową prowadzącą do martwicy tkanek. Najpierw pojawiają się zmiany skórne w postaci nadżerek i rumienia oraz spełzania naskórka. Odsłonięte tkanki obumierają. Rany i ich skutki przypominają ciężkie poparzenia. W przypadku SJS zmiany obejmują ok. 10 proc. ciała (skórę i błony śluzowe). Wyróżniamy jeszcze zespół Lyella TEN (zajęcie powyżej 30 proc. powierzchni ciała) oraz zespół nakładania TEN na SJS (gdy zmiany skórne zajmują 11–29 proc. powierzchni ciała).
Oba zespoły najpewniej są reakcją polekową lub zapalną. Najczęściej wiąże się ich wystąpienie ze stosowaniem leków (głównie niektórych antybiotyków i stosowanych w psychiatrii), ale też jako nieprawidłową reakcję na infekcję, zwykle spowodowaną przez wirusy. Część lekarzy podejrzewa, że czasem reakcja organizmu następuje, gdy wystąpią dwa niekorzystne czynniki równocześnie - infekcja i źle tolerowany lek. Kiedyś uważano, że SJS i TEN to odmiany rumienia wysiękowego wielopostaciowego. W jego wypadku jednak przebieg choroby jest znacznie łagodniejszy, ma skłonność do nawrotów i częściej wiąże się z czynnikiem zapalnym niż reakcją polekową.
Kayla Nelson, 23-letnia kobieta z Utah, raczej nie miała infekcji wirusowej i nie stosowała innych leków, stąd podejrzenie, że to reakcja akurat na lamotryginę. Trudno powiedzieć, czy coś podobnego nie przytrafiłoby jej się przy innym leku, a nawet po zakażeniu opryszczką czy wirusem grypy.
Lamotrygina to lek niezastąpiony dla wielu pacjentów z padaczką. Ze względu na jej pozytywny, stabilizujący wpływ na nastrój, znajduje też zastosowanie w leczeniu choroby afektywnej dwubiegunowej. Ma także zapobiegać atakom migreny. Typowe reakcje niepożądane po tym leku to bóle głowy, niegroźne wysypki, zaburzenia snu, czasem dyskomfort ze strony układu pokarmowego, suchość w ustach, bóle kości. Dla wielu pacjentów to nie jest wystarczająca przeszkoda, by preparat stosować, bo choroba główna zagraża i dokucza im bardziej. Decyzję o przerwaniu lub kontynuacji leczenia zawsze podejmuje się w porozumieniu z lekarzem. Przerwanie leczenia bywa groźniejsze niż ewentualne działania niepożądane.
Amerykanka zażywała lek przez trzy tygodnie, gdy zauważyła, że na jej skórze pojawiają się czerwone pęcherze. Była przekonana, że to reakcja alergiczna i zgłosiła się do szpitala. Niestety, jej stan błyskawicznie się pogarszał, życie było bezpośrednio zagrożone. Zmiany skórne zaczęły się rozprzestrzeniać w takim tempie, jakby ciało kobiet płonęło i bezpowrotnie znikało.
Nie ma kierunkowego leczenia SJZ - walczy się przede wszystkim ze skutkami martwicy tkanek i innymi objawami zespołu. Kobietę stabilizowano na intensywnej terapii przede wszystkim w związku z uogólnionym stanem zapalnym, przypominającym chorobę oparzeniową. Konieczna była też pilna operacja zajętych chorobą powiek Kayli Nelson. Groziła jej utrata wzroku, gdyby rozprzestrzeniająca się choroba "pożarła" także oczy.
20 maja szpital opiekujący się kobietą przekazał pierwsze optymistyczne wieści - stan pacjentki znacząco się poprawił, mogła nawet wyjechać na krótki "spacer" na wózku. Czeka ją jednak długotrwałe, kosztowne leczenie, na które prowadzona jest publiczna zbiórka. W USA również jest problem z leczeniem chorób rzadkich, jeśli masz standardowe ubezpieczenie. Kayla potrzebuje pilnie ok. 50 tys. dolarów, a rodacy wcale nie rwą się do tego, żeby ją wspierać (na koncie jest ok. 14 tys. dolarów).
Nie trzeba robić nic w związku z ekstremalnie rzadkim zjawiskiem. Jeśli po leku nie obserwujesz u siebie podejrzanych reakcji (np. zapalenie spojówek, kaszel, gorączka, ból głowy), nie ma się czym martwić. Gdy pojawiają się skutki uboczne, to najpewniej wciąż nie SJS czy TEN, ale trzeba skontaktować się z lekarzem, który dobierze inny preparat lub zmieni dawkowanie, żeby organizm bezpiecznie się do leku przyzwyczaił. Tak samo należy postępować w przypadku wszelkich innych leków, które stosujesz. Uwaga, SJZ ujawnia się w ciągu tygodnia-trzech od rozpoczęcia leczenia, więc jeśli przyjmujesz go dłużej, to w ogóle nie jest twój problem.