Nie zrozumcie mnie źle, dla wielu osób takie zalecenia są skuteczne i przydatne. Ale mój apel jest taki, żebyśmy nie brały ich za bardzo do siebie. To niezwykle indywidualna sprawa i to, co sprawdzi się u jednej, niekoniecznie zadziała u drugiej.
Obecnie jestem na dobrej drodze, dbam o zachowanie deficytu kalorycznego, świadomie wybieram produkty, staram się nie chodzić głodna, itp. Niestety, nie zawsze działa to jak w przysłowiowym zegarku. Zmagam się też z zaburzeniami kompulsywnymi i depresją, a nawyk "zajadania" smutków i problemów wciąż jest niezwykle silny. Da się go poskromić, niektórym nawet udaje się go wyeliminować na dobre, jednak nie dzieje się to od razu. I na tym właśnie chciałabym się skupić. Może następnym jak ktoś, zupełnie nieproszony, zacznie "służyć" radami, jak schudnąć, zastanowi się, czy aby na pewno ta osoba JUŻ nie straciła, powiedzmy, dziesięciu kilogramów, a walczy z poważną nadwagą. Może zaświta mu w głowie myśl, że ta osoba już jest w procesie odchudzania i tego typu komentarze po prostu demotywują.
Zdaję sobie sprawę, że mogę brzmieć nieco cynicznie, ale naprawdę mam już dość. Jakiś czas temu, dokładniej rok, zaczynałam walkę z poważną otyłością. Przy wzroście 171 centymetrów ważyłam 125 kilogramów. Teraz waga pokazuje 100, a ja mam za sobą wiele wzlotów i upadków. Byłam na drastycznych, drakońskich dietach. Schudłam np. 10 kg w miesiąc, potem przytyłam podwójnie i znów musiałam zbijać wagę. Teraz dążę do utrzymania zdrowego balansu.
Ale obecnie jestem w takim momencie, że nie mogę więcej schudnąć. Nie wiem, co się dzieje. Próbuję różnych nowych metod, ale po prostu się nie udaje. Po chwilowej dobrej passie, moja waga po prostu stanęła w miejscu. To się czasami zdarza, więc staram się nie panikować, tylko próbować nowych rozwiązań i korzystać z tych już sprawdzonych.
Cieszę się ze swojego małego sukcesu - przy pierwszej lepszej porażce nie poleciałam do supermarketu po dwa kubełki lodów Grycan i chipsy cebulowe na "przełamanie smaku", jak to miałam kiedyś w zwyczaju. Nadal mam nadwagę, widoczną. Jestem już zapisana na komplet badań, które być może pozwolą wykryć więcej przyczyn takiego stanu rzeczy.
Dbam o siebie! Monitoruję swoje ciało, emocje, spożywane kalorie. Pilnuję regularnej aktywności fizycznej. Mam wrażenie nawet, że robię to znacznie uważniej od innych. Między innymi od tych, którzy uważają, że służą najlepszymi poradami na świecie...
Ostatnio byłam u rodziców na obiedzie. Przyszła też siostra mojej mamy, ciocia Agata, dla której coś takiego, jak wyczucie taktu nie istnieje. Kiedy odkładałam na bok ziemniaki (ograniczam węglowodany, stawiam głównie na produkty białkowe i te napakowane dobrymi tłuszczami), nie powstrzymała się od komentarza. - Gosiu, jeśli chcesz schudnąć... - zaczęła, nie pytając nawet o to, czy realnie chcę. Po prostu uznała za stosowane się wypowiedzieć. - To nie musisz, wiesz, nagle odmawiać sobie i tamtego. Dla takich dziewczyn jak ty, dopiero po 30-tce, najlepszy będzie post przerywany! Na przykład moja Ania ostatnio...
I tu zaczęła się tyrada, jaka to niezwodna metoda. Nie twierdzę, że nie. Nie twierdzę też, że ciocia Agata ma złe intencje. Przeciwnie! Ale tu chodzi o zwykłe wyczucie, nic więcej! Po prostu nie chcę przy obiedzie słuchać kolejnych porad, dotyczących odchudzania. Zwłaszcza, kiedy już dawno je wypróbowałam...
Kiedy zaś staram się kulturalnie zwrócić uwagę, że nie proszę o rady, natychmiast słyszę, że jestem "przewrażliwiona", że ona przecież chce dobrze, itp.
Albo kolejna sytuacja. Rozmawiamy przy stole (nader często dzieje się to przy rodzinnych obiadach) i nagle ni stąd, ni zowąd moja siostra wypala: - Ale wiesz, że żeby schudnąć to musisz całkiem odstawić słodycze?
Wiesz co? Nie, nie wiem. Dzięki za oświecenie! Ludzie myślą, że nie robię nic innego poza obżeraniem się pizzą i chipsami. Podczas gdy robię dosłownie WSZYSTKO, by tego nie robić.
Ale co ważne - nie zawsze wyglądałam tak, jak teraz. Moje życie to istna sinusoida wagowa - uzależniona od mojego aktualnego stanu psychicznego. Nie jest tajemnicą, że depresja, z którą walczę od wielu lat, często współwystępuje z zaburzeniami odżywiania - takimi jak np. anoreksja, bulimia czy zespół kompulsywnego jedzenia, który mnie dotyczy. Zostałam zdiagnozowana w tym kierunku przez specjalistę i wiem, że nakładanie na siebie dodatkowej presji związanej z szybkimi efektami wpływa na mnie bardzo negatywnie.
Pisze o tych "złotych radach" nie tylko dlatego, że są denerwujące i często zupełnie nietrafione. Najlepiej doradzać wtedy, gdy osoba dotknięta problemem cię o tę radę poprosi. Możesz zaoferować swoje wsparcie, wysłuchać, polecić specjalistów itp.
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że często otyłość ma podłoże przede wszystkim psychiczne. Dla osoby takiej jak, to walka na wielu frontach. Ale nie poddaję się. Trzymajcie za mnie kciuki.
Małgorzata.