Eliza Dolecka otrzymała tytuł honorowy "Waleczne Serce". Jak czytamy w uzasadnieniu, jury postanowiło przyznać nagrodę "za przyczynienie się do pozytywnych zmian w systemie służby zdrowia, w tym udostępnienia nowoczesnych leków na mukowiscydozę oraz kontroli diagnozowania i terapii autyzmu w specjalistycznych placówkach w całej Polsce".
Jury doceniło m.in. wkład naszej dziennikarki w nagłaśnianie problemu osób chorych na mukowiscydozę. Jak podkreśla Dolecka, tematem zajmuje się od kilku lat. I mimo że wolałaby nagłaśniać już inne sprawy, trudno jest jej odwracać głowę, gdy chorym, którzy mogą być leczeni tabletkami, proponuje się przeszczep płuc. Jej zdaniem to niedorzeczne i przerażające.
- Odbierając dzisiejszą nagrodę, mam mieszane uczucia. Realnie "zawdzięczam" ją Ministerstwu Zdrowia i choremu systemowi opieki zdrowotnej. Gdyby teoretycznie obowiązująca od marca 2022 roku refundacja była sprawnie wdrażana i pacjenci dostali na czas należne im leki, nie byłoby tematu. Gdyby nie zapomniano o dzieciach, które za granicą również można leczyć, niepotrzebna byłaby moja interwencja w sprawie Ignacego. Wzruszam się do łez, gdy widzę jego roześmiane oczy, ale prawda jest taka, że powinien był dostać te leki bez mojej interwencji. I ciężko przyjmować jakąkolwiek nagrodę, gdy siedmioletnia Pola, tak samo potrzebująca pomocy, nadal czeka na ratunek - mówi Eliza Dolecka.
Mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedykolwiek dostanę nagrodę, to już nie za mukowiscydozę. Że piekło tych dzieciaków się skończy
- podsumowuje dziennikarka.
Jury doceniło także artykuły naszej dziennikarki, które przyczyniły się do kontroli w specjalistycznych placówkach w całej Polsce. Jak podkreśla dziennikarka, sprawa ma dla niej osobisty wydźwięk. Jej syn ma autyzm. I mimo że nagroda ją cieszy, ten sukces ma dla niej gorzki posmak.
- Mój syn nie jest małym geniuszem, tylko trochę dziwnym. Wręcz przeciwnie. Według specjalnego przedszkola, do którego trafił, "nie rokuje". Póki był grzeczny i nie sprawiał kłopotów, był mile widziany. Kiedy okazało się, że dziecko jednak wymaga więcej uwagi, kazano mi go zabrać donikąd - zdradza.
Dodaje, że nie planowała artykułu na ten temat. - Nie jest łatwo mówić takich rzeczy o swoim dziecku, o życiowych porażkach. Ale system kompletnie mnie olał, nie miał nic do zaproponowania, poza izolacją dziecka.
Dziennikarka wspomina, że po pierwszej publikacji otrzymała setki listów. - Okazało się, że nie tylko nie jestem sama, ale bywa gorzej. Jedna z rodzin dotknięta wykluczeniem postanowiła oddać dziecko do zakładu zamkniętego. Wyrzucanie niskofunkcjonujących dzieci to norma w polskich placówkach.
Tematem próbowała bezskutecznie zainteresować polskie władze. Wreszcie po jakimś czasie odbyły się kontrole kuratoryjne, ale tylko jednej sieci przedszkoli. Raporty były zatrważające.
- I co? Nic, absolutnie NIC z tego nie wynika. Minęły terminy na usunięcie nieprawidłowości. Nikt nie sprawdził, czy zostały usunięte. Potrzebne są zmiany legislacyjne, ale te wszystkie sejmowe komisje i podkomisje "zajmujące się" niepełnosprawnymi to jedna wielka ściema. Na moje publikacje zareagowała jedna posłanka. Sama nie zdziała nic. Nie poddaję się, będzie ciąg dalszy tematu. Walka z wiatrakami - podsumowuje.
na zdjęciu: wyróżnienie dla naszej dziennikarki fot. Kacper Piwnicki/Gazeta.pl
Przeczytaj najważniejsze artykuły Elizy Doleckiej z ostatnich miesięcy: