Antybiotyk 3-dniowy pomoże nawet na COVID-19? To warto wiedzieć o azytromycynie i innych makrolidach

Eliza Dolecka
Zasadniczo antybiotyki to leki skuteczne w zwalczaniu infekcji bakteryjnych, więc nie pomagają w przypadku chorób wirusowych. W czasie pandemii wiele osób słyszało jednak o skuteczności niektórych antybiotyków, zwłaszcza azytromycyny, w leczeniu COVID-19. Mowa jest nie tylko o nadkażeniach bakteryjnych, ale także zwalczaniu samego koronawirusa. Wyjaśniamy, skąd wziął się ten pomysł, ile w tym prawdy i o czym warto pamiętać, stosując antybiotyk 3-dniowy.

Więcej tematów zdrowotnych na Gazeta.pl

Chociaż niemal każdy z nas miał z nimi do czynienia, powszechna wiedza o antybiotykach wydaje się być dość ograniczona. Niby wszyscy wiedzą, że nie można ich nadużywać, brać na wszelki wypadek czy przerywać kuracji, a jednak wielu pacjentom zdarzają się takie błędy. Lekarze przyznają, że często chorzy próbują na nich wymuszać kurację antybiotykową, gdy ta zupełnie nie ma sensu, zgodnie z wiedzą medyczną. Bywa, że chcemy antybiotyk na "zwykły katarek, żeby się nic nie rozwinęło" i próbujemy sami dobierać lek ("bo sąsiadowi pomogło"). Ostatnio zdarza się to szczególnie często, bo wiele osób słyszało o "wygodniejszych" antybiotykach trzydniowych, które kojarzone są jako leki łagodniejsze od "zwykłych" antybiotyków i możliwe do stosowania np. podczas przeziębienia. Tymczasem to zupełnie nie tak.

Antybiotyki - porządkujemy informacje

Antybiotykami określamy naturalne i syntetyczne substancje, mające zdolność zabijania lub hamowania wzrostu bakterii. Bywają też pomocne w leczeniu niektórych zakażeń grzybicznych. Wydawane są wyłącznie na receptę. Lekarz decyduje o ich stosowaniu na podstawie wstępnego rozpoznania i doświadczenia oraz pogłębionej diagnostyki (głównie antybiogramu).

To nie jest wszystko jedno, jaki lek się stosuje. Lekarz nie tylko musi optymalnie zadbać o zdrowie pacjenta i umożliwić pokonanie infekcji, ale też zapobiegać lekooporności bakterii i przewidywać konsekwencje.

Przykładowo: u pacjenta z objawami wskazującymi na bakteryjne zapalenie dróg moczowych, lekarz często przepisuje od razu antybiotyk, Najchętniej robi to na podstawie badania ogólnego moczu (wynik można uzyskać bardzo szybko, nie opóźniając znacząco leczenia), które pozwala postawić wstępną diagnozę. Zleca też posiew moczu (próbkę najlepiej pobrać przed przyjęciem leku), ale na wynik trzeba poczekać. Brak leczenia do tego czasu nie byłby rozsądny, bo infekcja mogłaby niepokojąco się rozwinąć.

Lekarz dobiera zwykle preparat pierwszego rzutu (zalecany w pierwszej kolejności), adekwatny do stanu zdrowia pacjenta. To raczej nie będzie najmocniejszy dostępny preparat w przypadku infekcji układu moczowego, ale taki, który zazwyczaj się sprawdza przy częstszych zakażeniach, czyli spowodowanych przez bakterię Escherichia coli. To zwykle rozwiązuje problem. Jeśli jednak wynik posiewu wskaże, że bakterie, które zaatakowały pacjenta, są oporne na przepisany antybiotyk, ten zostanie zmieniony na inny. Także wtedy, gdy kuracja nie przyniesie efektów lub po leczeniu szybko dojdzie do nawrotu. Zaczynając od stosunkowo łagodnego preparatu, chociaż o udowodnionej skuteczności, mamy arsenał obronny, gdyby wkrótce zaatakowały nas groźniejsze bakterie.

Wyobraźmy sobie, że w przypadku każdej infekcji bakteryjnej, spowodowanej przez szczepy podatne na klasyczne leczenie, przyjmowalibyśmy antybiotyki bardzo silne, pomocne nawet przy najgroźniejszych mutantach. Mogłoby to doprowadzić do wyjałowienia organizmu, bądź, w przypadku powtarzania terapii, wytworzenia lekooporności. Co, jeśli wtedy dopadłby nas bardzo zjadliwy szczep? Ciężko byłoby znaleźć adekwatną broń.

Zobacz wideo

Antybiotyk 3-dniowy rzadko jest lekiem pierwszego rzutu

Określenie "antybiotyk 3-dniowy" nie jest żadną formalną nazwą farmaceutyku czy grupy antybiotyków, ale to dość powszechnie stosowane nazewnictwo (i pisownia) nie tylko przez pacjentów, ale nawet lekarzy, w popularnych publikacjach. Odnosi się oczywiście do tego, że taki antybiotyk przyjmuje się zazwyczaj przez trzy dni, co 24 godziny. Wygodnie, szybko, po chorobie? W pewnym sensie, chociaż to jednak uproszczenie.

To, że lek masz przyjmować przez trzy dni, wcale nie oznacza, że jest przeznaczony do leczenia banalnych "trzydniówek". Wbrew pozorom azytromycyna, antybiotyk, który często łykasz przez trzy dni (chociaż terapia w sytuacjach szczególnych może być przedłużona) jest mocnym antybiotykiem, skutecznym w leczeniu wielu poważnych zakażeń. To lek o przedłużonym działaniu, czyli uwalniany w organizmie także wtedy, gdy ty już nie przyjmujesz kolejnych dawek. Pamiętając o leczeniu zaledwie trzy dni (a właściwie dwa - od pierwszej dawki do ostatniej upływa 48 godzin), nie przerwiesz kuracji. Ważne, byś pamiętał o tym, że terapia nie kończy się wraz z ostatnią dawką i przyjmował osłonowo dla jelit probiotyki 10-14 dni po ostatniej tabletce antybiotyku.

Są antybiotyki, które przyjmujemy 6 dni i takie, gdy standardowa terapia jest przedłużana do 7, 14, a nawet 21 dni. Nic dziwnego, że wiele osób wolałoby od razu dostać antybiotyk trzydniowy i mieć szybko z głowy leczenie.

Nowoczesne makrolidy (tzw. analogi), do których należy azytromycyna, są bardzo skuteczne w leczeniu:

  • bakteryjnych zapaleń górnych i dolnych dróg oddechowych (np. zapalenia płuc, oskrzeli, zatok, ucha środkowego),
  • chorób przenoszonych drogą płciową,
  • poważnych infekcji w obrębie oczu i jamy ustnej.

Zwykle skutecznie rozprawiają się z gronkowcami, paciorkowcami czy listerią. Stosuje się je jednak często dopiero wtedy, gdy leczenie innymi antybiotykami (np. pochodnymi penicyliny) okazuje się nieskuteczne lub jest niemożliwe (choćby z powodu alergii).

Niezależnie od patogenu, który nas zaatakuje, to wyłącznie lekarz decyduje, jaki antybiotyk zastosować. Generalnie, gdy ma wynik posiewu, może go dobrać zgodnie z obowiązującymi zaleceniami w przypadku ataku konkretnej bakterii i jej szczepu. Kiedy jednak nie ma pewności, stosuje leczenie empiryczne, w oparciu o doświadczenie kliniczne. Może więc czasem zdecydować, że np. makrolidy najlepiej sprawdzą się w pierwszej kolejności lub wcale.

Był taki moment, gdy wydawało się, że stosowanie nowoczesnych makrolidów zrewolucjonizuje leczenie infekcji bakteryjnych - skróci nie tylko przyjmowanie leku, ale też długość zwolnienia lekarskiego i powrotu do zdrowia. Niestety, trzeba o tym pamiętać, że walka z bakteriami zwykle trwa dłużej niż przyjmowanie leku. Organizm potrzebuje chwili, by odzyskać formę. Podczas przyjmowania antybiotyku trzydniowego często bardzo szybko następuje poprawa. Nie oznacza to jednak, że zaraz możesz iść do pracy. To grozi nawrotem choroby czy powikłaniami. Trzeba się doleczyć i zastosować do zaleceń lekarza.

Antybiotyk 3-dniowy na COVID-19?

Skąd wziął się pomysł, że antybiotyk 3-dniowy, azytromycyna (nazwy handlowe leków np. Macromax, Sumamed), może pomagać w leczeniu COVID-19? Już kilka lat przed pandemią odkryto niezwykłą cechę tego leku. Zaprzecza ona temu, co generalnie wiemy o antybiotykach.

Lekarze z kilku dziecięcych szpitalnych oddziałów pulmonologicznych zaobserwowali dziwną zależność - pacjenci z wirusowym zapaleniem płuc i oskrzeli, u których zastosowano nowoczesne makrolidy, w tym azytromycynę, wracali do zdrowia szybciej niż ci leczeni innymi antybiotykami. Różnica była na tyle wyraźna, że nie było mowy o przypadku. Na ten temat powstało kilka prac naukowych, także w Polsce*.

Dlaczego pacjenci z infekcją wirusową dostali antybiotyk?

Gdy pacjent w poważnym stanie trafia do szpitala z zapaleniem płuc, dostaje leki ułatwiające oddychanie, ale procedurą standardową jest podanie antybiotyków do czasu uzyskania wyniku posiewu czy innych pomocnych analiz (np. niektóre atypowe zapalenia płuc rozpoznaje się na podstawie zdjęć obrazowych).

Czym tłumaczy się to bonusowe działanie makrolidów? Tak naprawdę do tej pory nie ma rozstrzygającej odpowiedzi, dlaczego niektóre antybiotyki "działają" na wirusy, ale ten efekt jest niepodważalny.  Podejrzewa się, że przyczyną jest ich działanie immunomodulacyjne (aktywizujące mechanizmy układu odpornościowego) i przeciwzapalne. Czyli: samych wirusów antybiotyk najpewniej nie zwalcza, ale pomaga organizmowi zwalczać chorobę, co skraca czas leczenia i łagodzi jej przebieg.

Dlaczego stosowanie antybiotyków nie stało się standardem leczenia COVID-19?

Właściwie od początku pandemii, na zasadzie analogii, wielu lekarzy stosowało (i część nadal stosuje) antybiotyki, głównie makrolidy, w leczeniu COVID-19. Mówi się też o obiecujących efektach stosowania linkomycyny. Nie dotyczy to tylko tych sytuacji, gdy podejrzewają nadkażenie bakteryjne (chociaż nie mogą go wykluczyć), ale również przy infekcji wyłącznie wirusowej. Odpowiedni antybiotyk uznają za wskazany, gdy infekcja ma przebieg umiarkowanie lekki, czyli możliwe jest leczenie w domu, ale objawy są uciążliwe (gorączka, silny kaszel, ból gardła).

Atak koronawirusa trudno czasem odróżnić od infekcji bakteryjnej, zwłaszcza gdy testy nie są wykonywane powszechnie. Przykładowo: u wielu pacjentów pojawiał się silny ból gardła i ropny nalot, typowy dla anginy. Różnica czasem była niepewna lub u pacjentów z COVID-19 w gardle powstawały ubytki błony śluzowej. Dla anginy bardziej charakterystyczne są czopy na migdałkach. Według niektórych lekarzy - w obu przypadkach ich pacjenci sprawniej wracali do zdrowia, jeśli zastosowano właściwy antybiotyk.

W ubiegłym roku sprawą zajęła się Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.** Analizując dostępne doniesienia naukowe, agencja zawyrokowała, że stosowanie antybiotyków w przypadku COVID-19 nie ma sensu. Wprawdzie stwierdziła, że dostępne badania nie mają wysokiej wartości naukowej i na pewno nie są rozstrzygające, ale zarazem nie zaleciła stosowania jakichkolwiek antybiotyków poza sytuacją, że podejrzewane jest nadkażenie bakteryjne. Z dostępnych badań wynika, że antybiotyki w monoterapii nie obniżają ryzyka zgonu z powodu COVID-19, nie skracają też czasu hospitalizacji.

To by się zgadzało z tym, co mówią lekarze stosujący antybiotyki przeciw wirusom. Jest ich sporo, chociaż nie chcą oficjalnie popierać takiego rozwiązania, gdyż jest wbrew obowiązującym zaleceniom.

Lekarze tłumaczą się, że takie leczenie ma sens, gdy COVID-19 przebiega lekko, a objawy dopiero się rozwijają. Takie są ich doświadczenia z dwóch lat pandemii. Podkreślają, że to leczenie wspomagające, a nie klasyczna terapia przeciw COVID-19. Jak tłumaczą brak pogłębionych badań na ten temat i generalnie opór przed taką terapią? Istnieją uzasadnione obawy, że pacjenci próbowaliby wymuszać antybiotyki na każdą infekcję wirusową, na wszelki wypadek. To grozi powszechną lekoopornością, nie ma medycznego uzasadnienia i mogłoby pogłębić kryzys lekowy. Już jest problem z dostępem do antybiotyków. Na razie nie dotyczy makrolidów. Sytuacja, gdy nadal to lekarz decyduje o ewentualnym zastosowaniu antybiotyku, jest optymalna.

Źródła:

* Andrzej Emeryk, Małgorzata Bartkowiak-Emeryk, Magdalena Kowalska, Klinika Chorób Płuc i Reumatologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, "Nowe oblicze azytromycyny w chorobach układu oddechowego u dzieci", ViaMedica Journal, Vol 84, Supp. VI (2016).

** Przegląd doniesień naukowych dla antybiotyków w leczeniu COVID-19, Opracowanie analityczne AOTMiT, Wydział Świadczeń Opieki Zdrowotnej, wersja 1.0, data ukończenia 15.06.2021 r.

Więcej o: