Paul Alexander zachorował na polio (choroba Heinego-Medina), gdy miał sześć lat. Stało się to na początku lat pięćdziesiątych, w samym środku epidemii choroby. Życie uratowało mu tak zwane "żelazne płuco" - urządzenie, które zastąpiło pracę sparaliżowanych przez wirusa mięśni oddechowych.
Pierwsze "żelazne płuco" było dziełem dwóch amerykańskich specjalistów: prof. Philipa Drinkera (inżyniera) i fizjologa Louisa Shawa. Jest to rodzaj respiratora, chociaż bardzo się różni od dzisiejszych urządzeń podtrzymujących oddychanie. "Żelazne płuca" po raz pierwszy zostały użyte do wspomagania oddychania u pacjenta Children’s Hospital w Bostonie w październiku 1928 roku. Potem urządzenie udoskonalano. Słynne stały się w latach 50. podczas epidemii. Nazywano je wówczas "sarkofagami dla chorych na polio".
Jak działały? Pacjent był umieszczany w szczelnej metalowej tubie, z której wystawała mu tylko głowa, a specjalne pompy zasysały ze środka "sarkofagu" powietrze, tworząc próżnię. Wtedy podciśnienie zmuszało płuca do rozszerzenia się. Następnie, kiedy powietrze powracało, zmiana ciśnienia powodowała opróżnienie płuc.
Paul miał więc sześć lat, gdy został unieruchomiony w "żelaznym płucu", z którego wystaje mu tylko głowa. Wokół szalała epidemia i wiele dzieci już nie opuściło szpitala. W Stanach Zjednoczonych ogłoszono stan epidemii i kina, bary, kręgielnie, baseny, kościoły itd. zostały zamknięte. Paul zachorował w środku lata 1952 roku. Pięć dni po tym, jak źle się poczuł i zaczął gorączkować, nie był już w stanie utrzymać kredek w dłoni i zaczął mieć trudności z przełykaniem.
W szpitalu rodzice usłyszeli od lekarzy, że nic dla dziecka nie mogą zrobić. Gdy leżał na noszach na korytarzu w przepełnionym szpitalu, zauważył go lekarz, który widząc, że chłopiec ledwie oddycha, zrobił mu tracheotomię (polega na nacięciu przedniej ściany tchawicy i wprowadzeniu rurki pozwalającej na oddychanie z pominięciem krtani, gardła i nosa), aby odessać śluz i pozbyć się zatorów płucach.
Gdy trzy dni później Paul się ocknął, myślał, że nie żyje.
- Jego ciało było zamknięte w maszynie, która charczała i wzdychała. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł mówić. Nie mógł kaszleć. Nic nie widział przez zaparowane okna namiotu, który utrzymywał wilgotne powietrze wokół jego głowy - opisuje "The Guardian".
Przez 18 miesięcy czuł się jak na torturach. Obok umierały dzieci, z którymi dopiero co zdążył się zaprzyjaźnić. Organizm chłopca w końcu pokonał wirusa, jednak Paul pozostał sparaliżowany od szyi w dół. Aby w ogóle oddychać, musiał pozostać w "żelaznym płucu".
Uratowała go fizjoterapeutka, która na prośbę rodziców zaczęła go odwiedzać w szpitalu i zmobilizowała do ćwiczeń. Chłopiec nauczył się specyficznej techniki oddychania, nazywanej "oddychaniem językowo-gardłowym".
- Więzisz powietrze w jamie ustnej i gardle, spłaszczając język i otwierając gardło, tak jakbyś mówił "aaa" do lekarza. Przy zamkniętych ustach mięsień gardła wypycha powietrze w dół przez struny głosowe i do płuc - opowiada Paul.
Dzięki pomocy fizjoterapeutki chłopiec opanował nową technikę świadomego oddychania, dzięki czemu mógł najpierw na kilka minut, a potem nawet na dłużej wyjść z "sarkofagu". Skończył zaocznie szkołę, potem studiował prawo, a nawet rozpoczął własną praktykę adwokacką. Nocą musiał jednak korzystać z urządzenia. W wieku 74 lat musiał wrócić już na stałe do "żelaznego płuca" z powodu pogarszającego się stanu zdrowia.
Polio (poliomyelitis) jest wysoce zakaźną chorobą wirusową, która zagraża przede wszystkim dzieciom do piątego roku życia. Możemy się też spotkać z innymi nazwami polio, takimi jak choroba Heinego-Medina (od nazwisk dwóch lekarzy, którzy jako pierwsi opisali objawy), paraliż dziecięcy oraz nagminne porażenie dziecięce.
Choroba może mieć ciężki przebieg i nadal nie mamy na nią lekarstwa (stosuje się tylko leczenie objawowe, choremu podaje się środki przeciwbólowe, po zwalczeniu wirusa konieczna jest rehabilitacja). Jedna na 200 infekcji kończy się całkowitym paraliżem, najczęściej obejmującym nogi. Od 5 do 10 procent sparaliżowanych dzieci umiera. Wirus polio przenosi się głównie drogą fekalno-oralną, rzadziej poprzez skażoną wodę czy żywność. Dzisiaj jedyną bronią, jaką mamy, jest szczepionka.
Kampanie szczepień prowadzone są na całym świecie pod egidą Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Mimo niewątpliwych sukcesów w zwalczaniu choroby, dziki wirus polio typu 1 (WPV31) przetrwał na terenach przygranicznych Afganistanu i Pakistanu, skąd w każdej chwili może się przenieść do innych krajów. Niedawno opinia publiczna została zaalarmowana przypadkami polio w nieedemicznych regionach Afryki, w tym w Malawi, a genetyczne szczątki wirusa znaleziono w ściekach w Londynie i Nowym Jorku.
Na przedmieściach Nowego Jorku w lipcu tego roku został zidentyfikowany pierwszy od prawie dziesięciu lat przypadek polio. Niezaszczepiony mężczyzna został zakażony wirusem, który pochodził od kogoś, komu podano doustną szczepionkę przeciw polio starszej generacji, zawierającej niewielkie ilości żywego, ale osłabionego wirusa. Tego typu szczepionki są nadal wykorzystywane w niektórych krajach w biedniejszych regionach świata. W Stanach Zjednoczonych "żywej" szczepionki nie stosuje się od 2000 roku, a w Wielkiej Brytanii od 2004 r. Nasz kraj wycofał się z podawania tego typu preparatów w 2016 roku na rzecz inaktywowanej szczepionki zwanej IPV (w której skład wchodzi nieaktywny, czyli "zabity" wirus).
W sierpniu urzędnicy Nowego Jorku poinformowali, że ślady wirusa polio znaleziono w 57 próbkach ścieków pobranych między majem a sierpniem w kilku hrabstwach (Rockland, Orange, Sullivan, Nassau), co oznacza, zdaniem ekspertów, że wirus krążył w Nowym Jorku już w kwietniu. Hrabstwa Orange i Rockland mają najniższy wskaźnik szczepień w całym stanie.
Gubernator Kathy Hochul ogłosiła natychmiast stan wyjątkowy w związku z zagrożeniem epidemią polio w mieście i zaapelowała o zaszczepienie wszystkich nowojorczyków, którzy do tej pory nie przyjęli szczepionki, w tym dzieci do drugiego miesiąca życia, kobiety w ciąży i osoby, które wcześniej nie ukończyły serii szczepień przeciwko polio.
Paul Alexander jest jednym z ostatnich ocalałych po polio, którzy nadal korzystają z "żelaznych płuc".
O swoim życiu po polio i walce o oddech Paul Alexander opowiada na Youtubie. Film można obejrzeć pod tym linkiem. Napisał i wydał w 2020 roku wspomnienia, którym dał tytuł "Three Minutes for a Dog: My Life in an Iron Lung" ("Trzy minuty dla psa: moje życie w żelaznym płucu").
Źródło: The Guardian, The New York Times