Minamata to japońskie miasto w prefekturze Kumamoto. Obecnie liczy zaledwie 27 tys. mieszkańców, ale pod koniec lat 50. XX wieku było ich prawie dwukrotnie więcej. Problemy zdrowotne osób, które na co dzień przebywały w tej okolicy, zaczęły się w 1956 roku.
Wtedy do szpitala trafiła 10-letnia dziewczynka z dziwnymi i trudnymi do wyjaśnienia dla lekarzy objawami. Po dwóch dniach na ten sam oddział została skierowana jej młodsza siostra, która miała m.in. napady drgawkowe, niekontrolowane skurcze i ból, który sprawiał, że ciało samoistnie wyginało się w różne strony. Dziewczynkom drętwiały kończyny, potykały się i przewracały, a nawet nie mogły zapiąć guzików.
Z czasem zaczęło przybywać pacjentów z podobnymi symptomami, a oddziały położnicze odnotowały wyraźny wzrost urodzeń dzieci z porażeniem mózgowym. Osoby, które zapadały w śpiączkę, umierały w ciągu kilku następnych tygodni. Długo nie zdawano sobie sprawy z tego, co mogło do tego doprowadzić.
Mieszkańcy Minamaty zaczęli coraz częściej zgłaszać nietypowe objawy także u okolicznych zwierząt — zwłaszcza u kotów, które kręciły się w nietypowy sposób — uderzały głową o ścianę, zaczynały się mocno ślinić, miały problemy z poruszaniem się lub pojawiały się u nich napady drgawek. Niektórym wydawało się, że koty... tańczą. Podobnych problemów w świecie przyrody zaczęło przybywać. Na powierzchni wody znajdowano coraz więcej martwych ryb i owoców morza, a z nieba zaczynały spadać ptaki.
Początkowo uważano, że tajemnicza choroba dotyka tylko najuboższych ludzi, którzy żywili się zepsutymi rybami. Dopiero po dłuższym czasie udało się ustalić, że powodem uszkodzenia układu nerwowego zarówno wśród ludzi, jak i zwierząt była metylortęć pojawiająca się w ściekach przemysłowych wytwarzanych przez firmę Chisso Corporation — producenta tworzyw sztucznych.
Protesty przeciwko temu koncernowi rozpoczęto w 1959 roku, kiedy naukowcy z lokalnej uczelni potwierdzili, że powszechne zatrucia mogą mieć związek z rtęcią. Okoliczne władze i potentaci przemysłowi bardzo długo starali się zbagatelizować ten problem.
Minęło kilka lat, zanim mieszkańcy Minamaty udowodnili, że Chisso Corporation odpowiada za wrzucenie do wody ponad 27 ton toksycznych odpadów, które spowodowały śmierć ryb i zatrucie innych zwierząt, które się nimi żywiły. Okazało się, że stężenie rtęci w mięsie ryb i różnych skorupiaków było od 2 do 10 tys. razy wyższe niż w wodzie. Wszyscy, którzy żywili się takim pokarmem — zarówno ludzie, jak i zwierzęta — mogli się zatruć.
Mieszkańcy masowo zgłaszali objawy tzw. rtęcicy, do której doprowadziło skażenie metylortęcią, a towarzyszące im dolegliwości nazwano "chorobą z Minamaty". Dopiero w 1968 roku, po kilkunastu latach zatruwania wody, Chisso Corporation przestało spuszczać skażone ścieki. Zaczęło jednak przybywać ofiar tego procederu. Wielu ludzi zaczęło domagać się odszkodowań.
Konflikt nasilił się w 1975 roku, kiedy do Japonii wysłano amerykańskiego fotoreportera, który miał zrobić reportaż dla magazynu "Life". W filmie opowiadającym historię choroby z Minamaty w autentyczną postać fotografa W. Eugene Smitha wcielił się Johnny Depp.
Choroba z Minamaty ma odpowiadać za uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych, m.in. mózgu, nerek, płuc, wątroby czy serca. Ze względu na to, że metylortęć łatwo się wchłania zarówno drogą wziewną, jak i pokarmową, a także przez skórę, może doprowadzić np. do wysypek skórnych i różnych zaburzeń w funkcjonowaniu całego organizmu.
Szacuje się, że choroba z Minamaty mogła dotyczyć około 3 tys. ludzi, a ponad 1,7 tys. zginęło z powodu zatrucia metylortęcią. Odszkodowania w tej sprawie wypłacono około 10 tys. osób. Procesy trwały przez lata, a niektóre toczą się do tej pory.
Firma, która doprowadziła do skażenia wody, zdążyła już zmienić nazwę, a dotąd nakazano jej wypłacić ponad 2 mln dolarów rekompensaty dla poszkodowanych.
Historia z Minamaty uznawana jest za jedną z najgorszych i najbardziej dotkliwych katastrof ekologicznych w Japonii. W miarę upływu lat zaczęto zgłaszać podobne przypadki zatruć, które nazwano z kolei chorobą Niigata Minamata.
Jednym ze świadków historii dotyczącej choroby z Minamaty jest pan Masami Ogata. 20 członków jego rodziny cierpiało z powodu zatrucia spowodowanego przez okoliczny zakład przemysłowy. Dziś prowadzi muzeum, w którym opowiada o przyczynach katastrofy ekologicznej sprzed lat. Kiedy zgłaszano pierwsze przypadki zatruć, był jeszcze dzieckiem. Do dziś odczuwa wiele problemów zdrowotnych w związku z narażeniem na oddziaływanie metylortęci.
W związku z katastrofą ekologiczną, do której doszło w Odrze, wiele osób może zastanawiać się, czy w tym przypadku przyczyny skażenia wody mogły być podobne. Zapytaliśmy więc o to ekspertkę.
Analogia dotycząca choroby z Minamaty w przypadku skażenia Odry nie jest możliwa, ponieważ obecnie nie stwierdzono tak wysokich stężeń, które mogłyby uśmiercić tysiące ryb w tak krótkim czasie. Musiałyby być wprowadzone bardzo duże ilości rtęci, które łatwo byłoby zidentyfikować.
- wyjaśnia w rozmowie z serwisem Zdrowie.gazeta.pl prof. Renata Krzyżyńska z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Wrocławskiej, która od lat zajmuje się badaniami naukowymi dotyczącymi przede wszystkim rtęci.