"Braki występują często jedynie lokalnie". Ministerstwo Zdrowia o kryzysie lekowym

"Często dziennikarze opierają się na kilku lub kilkunastu aptekach, czy też kilku lub kilkunastu farmaceutach, co nie stanowi obrazu rzeczywistości w całym kraju" - Ministerstwo Zdrowia obstaje przy swoim. Kryzysu lekowego nie ma.

Więcej o zdrowiu Polaków przeczytasz na Gazeta.pl

Najpierw, w oparciu o listę opublikowaną przez Ministra Zdrowia, napisaliśmy o produktach leczniczych, których w Polsce może zabraknąć.

W odpowiedzi przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia zarzucili dziennikarzom pisanie nieprawdy i zaapelowali "do wszystkich mediów o odpowiedzialność za słowo".

Nie chcąc być wyłącznym sędzią we własnej sprawie, oddaliśmy głos głównie farmaceutom, którzy o kryzysie lekowym mówią od trzech lat i narzekają na brak reakcji ze strony władz, by narastający problem rozwiązać.

W czasie, gdy kontaktowaliśmy się z przedstawicielami rynku farmaceutycznego, o wyjaśnienia poprosiliśmy również Ministerstwo Zdrowia, ale formalna odpowiedź przyszła już po publikacji tekstu. W nieznacznym stopniu odnosi się do samego artykułu i naszych ustaleń, koncentrując się na pierwotnych pytaniach. Przekazaliśmy resortowi również treść opublikowanego artykułu dobę przed tą formalną odpowiedzią, więc teoretycznie można było ją skorygować i uwzględnić argumentację farmaceutów. Tak się nie stało.

Co wynika z tej odpowiedzi? Nic nowego. Wg resortu - poważnego problemu z lekami w Polsce nie ma.

16 tysięcy leków?

Rzecznik resortu Wojciech Andruszkiewicz twierdził w lipcu, że problem dotyczy zaledwie 0,4 proc. leków dostępnych w Polsce. Tych jest bowiem 16 tysięcy, a na liście wprawdzie 215 produktów leczniczych, ale w rzeczywistości to tylko ok. 70 leków. Farmaceuci odpowiadali, że obie liczby niewiele odzwierciedlają. Te wyjściowe tysiące leków z ministerialnych wyliczeń to także leki OTC (dostępne bez recepty), które mają wiele zamienników i z zaopatrzeniem zazwyczaj nie ma problemu, a także preparaty, które dostępne są wyłącznie w lecznictwie zamkniętym, zastrzeżonym, a część dostępna jest tylko na specjalny wniosek składany do MZ. Nie one są źródłem regularnych problemów Polaków w aptekach.

Teraz Ministerstwo Zdrowia potwierdza to w oficjalnej odpowiedzi:

- Przepisy wyróżniają pięć kategorii dostępności produktów leczniczych przeznaczonych dla ludzi. Zgodnie z przepisem art. 23a ust. 1 tej ustawy wyróżnia się leki wydawane bez przepisu lekarza (OTC), wydawane z przepisu lekarza (Rp), wydawane z przepisu lekarza do zastrzeżonego stosowania (Rpz), wydawane z przepisu lekarza, zawierające środki odurzające lub substancje psychotropowe (Rpw) oraz stosowane wyłącznie w lecznictwie zamkniętym (Lz). Zatem wskazana liczba 16 tys. odnosi się do wszystkich produktów leczniczych zarejestrowanych w Polsce bez rozgraniczenia na poszczególne kategorie dostępności.

Jaki był sens, by Wojciech Andruszkiewicz mówił o tych wszystkich preparatach w kontekście braku głównie leków na receptę? Nadal nie wiemy.

Ok. 60 substancji czynnych? 

Rzecznik mówił też, że na liście leków zagrożonych brakiem dostępności w Polsce (tzw. liście antywywozowej) jest 215 pozycji, ale w rzeczywistości to "opakowania, nie leki", a tych brakujących jest tak naprawdę ok. 70. Teraz MZ doprecyzowuje, że zgodnie z przepisami jeden produkt może mieć różne kody GTIN, czyli numery za pomocą których identyfikowane są opakowania produktów leczniczych. Są nadawane mimo tej samej nazwy handlowej, międzynarodowej, dawki czy postaci. Czy to faktycznie mnoży sztucznie byty na liście braków? Farmaceuci wyjaśniali, że brakujących preparatów nie można nazywać "opakowaniami", bo w wykazie są przede wszystkim różne leki, przeznaczone dla różnych pacjentów:

- To prawda, że spośród 215 pozycji część zawiera tą samą substancję czynną czy ma tę samą nazwę, ale nie można powiedzieć, że to te same leki. Najczęściej różnią się między sobą dawką, a czasem również postacią. Różnice te mają dla pacjentów bardzo duże znaczenie. Leki z tą samą substancją czynną, ale w różnych dawkach, nie są zamiennikami.(...) Gdy brakuje leku w najniższych zarejestrowanych dawkach, to nie mamy tu już niestety żadnych możliwości substytucji z użyciem innej dawki. To lekarz dobiera pacjentowi lek w odpowiedniej dawce i postaci, mając pełny obraz kliniczny jego schorzenia. W przypadku braku np. tabletek, nie ma możliwości wydania np. czopków lub iniekcji. Możemy zastępować je tylko lekiem o tej samej drodze podania i sposobie uwalniania - tłumaczyła mgr farmacji Izabela Baj z Gemini Polska. Inna farmaceutka uzupełniała, że problem jest także wtedy, gdy zamiennik niby jest, ale kosztuje chorego nawet kilka razy więcej niż lek pierwotnie przepisany, bo refundacja obowiązuje tylko na ten jeden lek.

Do tych argumentów z naszej publikacji MZ się nie odniosło. Ministerstwo teraz mówi o "blisko 60 substancjach czynnych"  na liście i nadal nie widzi większego problemu.

Winne "decyzje biznesowe"?

Farmaceuci radzili nam, żeby nie koncentrować się na liście antywywozowej  i liczbie wymienionych leków, bo to nie oddaje skali problemu. Jeśli brakuje "tylko" kilku bardzo potrzebnych leków (np. przeciwnadciśnieniowych, przeciwzakrzepowych), które stosują dziesiątki tysięcy Polaków, to już jest poważny problem. Tymczasem ostatnio brakowało właśnie popularnych preparatów.

Jak to widzi MZ?

- Na bieżąco monitorujemy sytuację, obecnie nie ma ryzyka systemowego braku leków. Problemy z dostępnością dotyczą wyłącznie jednostkowych leków określonych firm farmaceutycznych - przekonuje Maria Kuźniar z biura komunikacji resortu, podpisana pod dokumentem.

Jakie, zdaniem resortu są przyczyny kryzysu, którego w zasadzie nie ma?

- Jedną z przyczyn niedoborów leków na rynku jest chęć szybkiego zysku przez hurtownie farmaceutyczne lub różne grupy interesu i odsprzedaż leków na rynki w Unii Europejskiej, gdzie obowiązuje dużo wyższa cena.(...)

Przyczyny braku poszczególnych leków konkretnych producentów są różnorakie. Mogą one wynikać zarówno z decyzji biznesowych podmiotów odpowiedzialnych (...), przez przyczyny losowe lub spowodowane siłą wyższą - zniszczenia, awarie, które powodują, że lek nie może być wprowadzony do obrotu - czytamy w ministerialnym dokumencie. Co jeszcze? "Zaburzenia w łańcuchu dostaw", spowodowane decyzjami aptek lub praktykami w hurtowniach. Skutkiem tych działań ma być "nierównomierna dystrybucja leków do aptek przez hurtownie farmaceutyczne".

Czyli, okazuje się, że według rządzących to przedstawiciele rynku, którzy apelują do władz o systemowe rozwiązania, w rzeczywistości mogą odpowiadać za problemy.

Prezes Irena Rej z Izby Gospodarczej "Farmacja Polska" twierdzi, że powracające problemy z dostępnością leków dla pacjentów w Polsce wynikają z wieloletnich zaniedbań. Od dawna wszyscy zaangażowani w dostarczenie leków dla chorych powtarzają, że kolejne propozycje przepisów zniechęcają do tworzenia zapasów leków refundowanych. Częste zmiany cen, nieustanna presja na ich obniżanie, brak kompensacji wzrastających kosztów funkcjonowania hurtowni i aptek, a przede wszystkim nie zmieniana od 11 lat marża, skutecznie utrudniają zapewnienie bezpieczeństwa lekowego obywateli.

Do tej opinii zamieszczonej w naszym artykule MZ też się nie odniosło.

Jednak prewencja?

Publikowane co dwa miesiące obwieszczenie Ministra Zdrowia dotyczy "wykazu produktów leczniczych, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych zagrożonych brakiem dostępności na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej" (oficjalna nazwa). Według MZ nie musi być spełniony wymóg niedostępności leku w 5 proc. aptek:

- Lista umieszczonych w wykazie produktów nie wskazuje leków niedostępnych czy leków, których zabraknie na rynku. Dotyczy ona produktów dostępnych na rynku, które mogą być przedmiotem wywozu poza granice Polski, co mogłoby prowadzić do powstawania niedoborów na polskim rynku farmaceutycznym. Zatem wykaz ten ma charakter prewencyjny.

Dlaczego zatem wielu z tych leków nie ma? Skąd zaniepokojenie farmaceutów oraz pacjentów i wielokrotne sygnały o braku ważnych leków?

Wg MZ: Problemy z dostępnością dotyczą jedynie jednostkowych leków określonych firm farmaceutycznych, zaś braki poszczególnych produktów leczniczych występują często jedynie lokalnie. Dziennikarze opierają się na kilku lub kilkunastu aptekach, czy też kilku lub kilkunastu farmaceutach, co nie stanowi obrazu rzeczywistości w całym kraju.

Cóż, byłby to faktycznie pech, gdyby problem był marginalny, a dziennikarze trafiali akurat na niewłaściwe apteki i ich pracowników. Rzecz w tym, że w tej ostatniej publikacji, do której resort się nie odnosi, o opinię poprosiliśmy Paulinę Front, farmaceutkę z Niepołomic, mgr farmacji Izabelę Baj z Gemini Polska (sieć, do której należy ponad 160 aptek i jedna z największych aptek internetowych w Polsce) oraz Irenę Rej, prezes Izby Gospodarczej "Farmacja Polska". Trudno sobie wyobrazić pełniejszy przekrój rynku farmaceutycznego, a panie mówią jednym głosem i sygnalizują, że sytuacja jest bardzo poważna, dotykająca tysięcy Polaków.

Problem z dostępem do leków to nie jest tylko sprawa polska. EMA (Europejska Agencja Leków) widzi problem i niedawno wydała wytyczne, jak sobie radzić z niedoborami. W Polsce monitorowanie rynku, o którym wspomina MZ, może nie wystarczyć, ale trudno sobie wyobrazić zdecydowane działania i konkretną strategię rozwiązania problemu, skoro rządzący nie widzą poważnych zagrożeń w braku leków dla Polaków.

Zobacz wideo

Gdzie po lek?

Pod koniec sierpnia ukaże się kolejne obwieszczenie Ministra Zdrowia, które sytuacji nie rozwiąże, bo od niego nie przybędzie leków. Lada dzień spodziewany jest też kolejny raport o braku leków, opracowywany przez popularną wyszukiwarkę GdziePoLek. Ostatni, czerwcowy, wskazywał istotny wzrost liczby deficytów. To nie są takie wielkie liczby, jak na liście antywywozowej, ale gdy okazuje się, problem dotyczy antybiotyków dla dzieci czy leków przeciwcukrzycowych, nietrudno wyobrazić sobie skalę i konsekwencje.

GdziePoLek w swoim raporcie nie zajmuje się ani prewencją, ani jednostkowymi przypadkami niedoborów. Analizowane są tylko leki na receptę, których dostępność spadła o minimum połowę. Nim lek trafi na listę, sprawdzane jest, czy ma zamienniki, czy nie jest sezonowy (np. szczepionka przeciw grypie), czy jest wciąż produkowany (jeśli nie, nie będzie go na liście). Jeśli tylko w czerwcu, według tych ścisłych kryteriów, zabrakło (a nie było tylko zagrożonych brakiem) dla Polaków 39 leków, w tym tak popularnych jak Zinnat, Rovamycine czy Ozempic, to nie można tematu lekceważyć i przerzucać winy - jak nie na dziennikarzy, to na aptekarzy czy hurtownie.

Więcej o: