Czytelnicy Gazeta.pl jak zwykle nie zawiedli. Niby 10 tysięcy to nie jest dużo, ale żeby się zebrało, sporo ludzi musi otworzyć serce. W takim tempie za 17 dni byłoby po zbiórce. Brakuje jeszcze 165 tysięcy do szczęśliwego finału. Tak, jest wiele ważnych celów w tym kraju. Ten jest jednak wyjątkowy.
Ekipę Ambulansu z Serca stanowi grupa wolontariuszy, głównie ratowników medycznych, lekarzy i studentów medycyny (ale są też psychologowie, reprezentanci innych zawodów). Zasadniczo udzielają pomocy medycznej bezdomnym warszawiakom, ale ich cel jest szerszy. Zdobywają zaufanie osób mieszkających na ulicy, pokazują im, że świat jest dobry. Potem pomagają w przemianie, umożliwiają znalezienie dachu nad głową i pracy, wreszcie ostateczne wyjście z bezdomności.
Uważasz, że bezdomni są sami sobie winni i nie warto im pomagać? Pomóż sobie. Dzięki medykom z Ambulansu bezdomni znikają z twoich oczu, z czystych osiedli, altan śmietnikowych i innych koczowisk. "Sprzątacze", jak o medykach mówią złośliwi (a oni się nie obrażają) zabiorą ich w dobre miejsce.
Im niestraszne gnijące rany, ciała cuchnące moczem i kałem, bo wszędzie przede wszystkim widzą człowieka.
Warto też rozważyć, że każdego dnia można zostać potencjalnym pasażerem Karety. Pięknie opowiada o tym Grzegorz na poniższym filmie. Z dnia na dzień wylądował na miejskiej ławce i został na ulicy dwa lata. Dziś znowu ma godne życie.
Zbiórka została przedłużona o pół roku (standardowo), ale trzeba się spieszyć z pomocą. To nieprawda, że medycy mają najwięcej do zrobienia zimą, podczas siarczystych mrozów. Poza codzienną pracą teraz walczą ze skutkami upału.
- Pani z problemami krążeniowymi straciła kolejne dwa palce stopy. Uschły i odpadły. Dostaliśmy za późno informację, że jej stan się pogorszył. Mamy podopiecznego, który choruje na raka i mieszka w metalowym garażu - duszno tam. Osobom mieszkającym w altankach działkowych nie jest lżej - relacjonował 06 lipca Rafał "Raffi" Muszczynko, ratownik medyczny i kierowca Karety. Nie ukrywał, że obecnie praca to wyzwanie:
Rozdajemy wodę, przypominamy, że trzeba ją pić, ale nam też nie jest łatwo. W karetce we wtorek, jak wsiadałem, było 60 stopni. Klimatyzacja nie działa od lat. To już nie tylko zagrożenie dla komfortu dla ludzi, którzy chcą pomagać. To zagrożenie życia dla pacjentów. To stary wóz, nie ma lodówki na leki. Dowozimy tę wodę, a ona ma 40 stopni C.
Problem medyków to nie tylko brak klimatyzacji czy lodówki na leki. Ich obecna karetka to już trup, którego za chwilę nie zdołają wskrzesić. Coraz częściej stoi niż jeździ, naprawy pochłaniają coraz więcej pieniędzy, odpadają kolejne elementy wyposażenia, zepsute są nawet drzwi. Bez Karety, jak pieszczotliwie nazywają tego trupa, nie ma ich pracy. Nie dotrą z pomocą do koczowisk, ogródków działkowych i innych miejsc, gdzie żyją bezdomni. Medycy codziennie pokonują dziesiątki kilometrów. Trudno to zrobić na rowerze ze sprzętem medycznym, ważącym kilkadziesiąt kilogramów.
Inflacja jeszcze nie dotknęła zbyt mocno producentów specjalistycznego sprzętu. Wciąż można kupić profesjonalną karetkę za pieniądze założone w pierwotnym celu zbiórki. Niestety, to okno czasowe się zamyka. Lada chwila może się okazać, że nie pomoże już otwarcie serc.
Dziękujemy w imieniu Fundacji Ambulans z Serca za dotychczasowe i prosimy pokornie o więcej. Medyków i ich podopiecznych przy zakupie nowej karetki nie wesprą urzędnicy i politycy, chociaż tak pięknie umieją mówić o znaczeniu ich pracy. Zaczepieni o ewentualną pomoc Fundacji, nagle uznali, że praca medyków jest niemal niezauważalna.
I można w nieskończoność się na to oburzać (słusznie). Skuteczniej jednak będzie zrzucić się na ambulans. Apelujemy jeszcze raz: po piątaku?