Więcej ważnych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Osłabienie i wysoka temperatura nie wskazywały początkowo na poważną chorobę. Lekarze lekceważyli te objawy. Powiedzieli wówczas rodzicom, że to zwykłe przeziębienie. Następnie podejrzewali COVID-19 lub zapalenie stawów.
Jednak z czasem ból nóżek nasilił się do tego stopnia, że Miron był w stanie tylko leżeć i płakać. - Pękało mi serce, kiedy patrzyłam na jego cierpienie i nie wiedziałam, jak mu pomóc - zdradza pani Irina, mama Mirona.
Dopiero te objawy skłoniły lekarzy do przeprowadzenia serii badań. Ich wyniki były druzgocące - 6-centymetrowy guz w okolicy lewej nerki. Chłopiec przeszedł operację na początku lutego ubiegłego roku. Mimo że zakończyła się sukcesem, wynik badania histopatologicznego nie pozostawiał złudzeń - nerwiak zarodkowy nadnerczy.
Byłam załamana, nie rozumiałam i do tej pory nie rozumiem, dlaczego to spotkało moje dziecko. Musiałam wziąć się w garść, wytrzeć łzy, które cały czas spływały mi po policzkach, by szukać ratunku. Każda następna informacja przekazywana przez lekarza, sprawiała, że miałam w sobie coraz mniej wiary
- mówi pani Irina.
Okazało się, że w Ukrainie nie ma dla chłopca ratunku. Lekarze kazali rodzicom pożegnać się z synkiem. Jednak jak podkreśla pani Irina, ona i jej mąż nie mogli się poddać. Zaczęli więc szukać pomocy za granicą.
Okazało się, że możliwe jest leczenie w jednej z klinik w Barcelonie. Jednak koszt leczenia był bardzo wysoki. Rodzice Mironka zwrócili się więc o pomoc w zebraniu tych funduszy. - Dzięki dobrym ludziom udało się i zaczęliśmy leczenie w Barcelonie, na które synek zaczął reagować i pokonaliśmy kilka przerzutów w tkankach miękkich - mówi pani Irina.
W kwietniu niestety okazało się, że chłopiec ma dwa kolejne przerzuty w kościach czaszki. Natomiast w maju lekarze poinformowali rodziców, że nowotwór dał przerzuty do mózgu.
- W czasie drugiego cyklu nowej chemioterapii okazało się, że pieniądze na leczenie się skończyły, a my dostaliśmy nowy kosztorys na kwotę 700 tysięcy złotych. Pieniądze musimy jak najszybciej przelać do szpitala. Bez nich grozi nam przerwanie leczenia, a wtedy nasze dziecko bezpowrotnie straci szansę na życie - mówi pani Irina.
- Lekarz prowadzący powiedział, że na razie przerzuty są małe i mamy szansę je pokonać! Miron musi natychmiast rozpocząć radioterapię tych trzech przerzutów do mózgu, aby je zatrzymać - dodaje.