Więcej o wpływie zmiany czasu na nasze zdrowie przeczytasz na głównej stronie Gazeta.pl.
Przejście na czas letni, a także w ogóle coroczne zmiany czasu, od dawna budzą w nas mieszane uczucia. Oprócz rozważań na temat ekonomicznego sensu tej operacji (ma oszczędzać energię elektryczną, choć to w dzisiejszych czasach pozostaje dyskusyjne) pojawiają się też wątpliwości, czy to jest bezpieczne oraz jak wpływa na nasze zdrowie.
Szczególnie dotkliwie przeżywamy wiosenną zmianę czasu, gdy przesuwamy zegar o godzinę do przodu. Oznacza to bowiem, że aby w poniedziałek zdążyć do pracy musimy wstać godzinę wcześniej niż do tej pory, biorąc pod uwagę przyzwyczajenia z ostatnich miesięcy. Przez najbliższe dni czeka nas zatem trudny proces adaptacji do nowego rytmu dnia.
Czas letni po raz pierwszy wprowadzono około 100 lat temu, podczas I wojny światowej, a powodem była chęć dostosowania naszej aktywności do światła dziennego i oszczędzanie energii. Przesuwając zegary o godzinę, zyskujemy w pewnym sensie „dłuższy dzień", ponieważ zmrok nadchodzi później. A zatem dłużej cieszymy się popołudniowym słońcem i dłużej przebywamy na zewnątrz, co tylko wychodzi nam na zdrowie.
Z drugiej strony jednak aż dwa razy w roku zmuszamy nasz zegar biologiczny do przestawienia się na inny rytm. I to dość gwałtownie, bo z dnia na dzień. Nie ulega wątpliwości, że większość ludzi nie lubi takich zmian. Sondaże pokazują, że dla przykładu w Stanach Zjednoczonych, trzy czwarte ludzi jest przeciwna sezonowym przesunięciom czasu.
Przeprowadzono sporo badań mających ocenić, czy istnieje związek pomiędzy zmianą rytmu okołodobowego a zdrowiem i bezpieczeństwem ludzi. Wiele wskazuje na to, że rzeczywiście przechodzenie na czas letni nie jest łatwym dla nas okresem. Opracowany przez niemieckich ekspertów raport na temat przyczyn śmierci w latach 2006-2015 pokazał, że tuż po wiosennej zmianie czasu widać znaczny wzrost liczby zgonów spowodowanych chorobami serca, wypadkami drogowymi i samobójstwami. Prowadzone w Australii badania zdają się to potwierdzać. Wynika z nich, że liczba samobójstw wśród mężczyzn wzrasta po wiosennym i po jesiennym przesuwaniu zegarów.
Przestrzega się też przed zawałami serca lub udarami mózgu, których liczba wzrasta wiosną, a szczególnie w okresie, gdy przechodzimy na letni czas. Tego typu zależności nie widać jesienią, gdy zmieniamy czas na zimowy i cofamy zegary. Wówczas „dodatkowa" godzina snu wydaje się sprzyjać zdrowiu serca. Jesienna zmiana czasu ma jednak inną ciemną stronę - wiąże się z wyższymi wskaźnikami depresji. Duńscy naukowcy wyliczyli, że po przejściu na czas zimowy przypadki depresji wzrastają aż o 11 proc., aby dopiero po 10 tygodniach wrócić poziomu do zwykłego o tej porze roku.
Europa przesuwa zegary w ten weekend. Czas letni jednak nie dodaje nam wieczornego światła, on po prostu kradnie go porankowi, gdy tak ważne jest zachowanie biologicznego rytmu dnia
- taki wpis na twitterze umieścili eksperci z Society for Research on Biological Thytms (SRBT - międzynarodowe stowarzyszenie założone w 1986 roku w celu promowania badań nad rytmem biologicznym).
Uważa się, że ciągłe zakłócanie zegara dobowego może przyczyniać się do problemów zdrowotnych. Dzieje się tak w przypadku osób pracujących na nocnej zmianie. Organizm nie najlepiej znosi też tak zwany jet lag, który dopada nas po podróży, podczas której przekraczamy różne strefy czasowe.
- W dłuższej perspektywie utrata koordynacji między rytmami okołodobowymi a sygnałami środowiskowymi (w tym światłem słonecznym) może zwiększać ryzyko wielu chorób, takich jak cukrzyca, choroby serca i niektóre rodzaje raka. Dostrojenie się do wewnętrznego zegara może być kluczem do zdrowia i dobrego samopoczucia - czytamy na stronie SRBT.
Zmiana czasu ma też związek z naszą wydajnością w pracy przez co najmniej kilka dni, a także z koncentracją podczas prowadzenia samochodu. W pierwszych dniach po przejściu na letni czas możemy czuć się zmęczeni i senni, co ma oczywisty wpływ na naszą uwagę (więcej wypadków samochodowych o poranku) oraz na to, jak pracujemy. Na szczęście ten stan mija po kilku dniach, gdy nasz organizm przyzwyczai się już do innego rytmu.
Problemem jest też to, że takie nagłe zmiany rytmu dnia zakłócają nam sen. Jest to szczególnie bolesne dla tych, którzy cierpią na bezsenność lub inne zaburzenia snu. Nasz 24-godzinny zegar biologiczny jest uzależniony od światła. Melatonina - hormon snu - wydziela się w zależności od tego, ile promieni świetlnych dociera do organizmu. Za wahaniami nastroju po zmianie czasu stoją hormony, które "szaleją", gdy rozregulowuje się nasz wewnętrzny zegar biologiczny. Dotyczy to zarówno melatoniny, jak i kortyzolu (hormonu stresu) oraz serotoniny (hormonu szczęścia). Dlatego tak pogarsza się nam samopoczucie.
Eksperci mają dla nas kilka rad. Radzą, aby do zmiany czasu przygotowywać się sukcesywnie. Na kilka dni przed "godziną zero" powoli przesuwać czas pójścia do łóżka, tak aby zmiana nas nie zaskoczyła nieprzygotowanych, a także zmodyfikować harmonogram dnia (np. jeść obiad kilkanaście minut wcześniej niż zwykle). Ponadto trzeba zadbać o tak zwaną higienę snu (wywietrzyć sypialnię, obniżyć temperaturę, zaciemnić pomieszczenie, nie wpatrywać się w telefon czy w telewizor tuż przed snem, wyciszyć się, nie nadużywać kofeiny. A w niedzielę idźmy spać nieco wcześniej niż zwykle, co pomoże nam w poniedziałek wcześniej wstać. Ponadto niedziela to dobry czas, aby "zaznajomić" organizm z dziennym światłem podczas długiego spaceru.
Źródła: sbrt.org