Grupa naukowców z Instytutu Nauk Farmaceutycznych w King's College London oraz z Królewskich Ogrodów Botanicznych Kew (Wielka Brytania) opublikowała raport, w którym zastanawia się, co utrata bioróżnorodności oznacza dla odkrywania nowych leków i medycyny przyszłości.
- Rośliny i grzyby dostarczyły lub zainspirowały powstanie wielu kluczowych środków farmaceutycznych, służących do zwalczania raka, chorób serca, demencji, malarii. Są też wykorzystywane w wielu regionach świata w tradycyjnej medycynie - piszą badacze na łamach czasopisma "Plants People Planet" (wydawcą jest New Phytologist Foundation - niezależna organizacja non-profit zajmująca się promowaniem nauki o roślinach). Co jednak się stanie, gdy te rośliny wyginą?
Jako przykład służy roślina o nazwie śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis). Z jej cebulek wiele lat temu wyekstrahowano alkaloid o nazwie galantamina, który obecnie służy do walki z chorobą Alzheimera i do spowalniania demencji starczej. Prowadzi się także badania nad przydatnością galantaminy do zwalczania infekcji HIV. Obecnie ten związek potrafimy już sami syntetyzować, ale i tak zdążyliśmy solidnie przetrzebić tę roślinę. Już kilka gatunków przebiśniegu to rośliny zagrożone wyginięciem.
Niezrównoważone wykorzystywanie dziko rosnących roślin leczniczych przyczynia się do utraty bioróżnorodności i może oznaczać, że stracimy naturalne źródło substancji leczniczych - alarmują eksperci. Od zarania dziejów ludzie wykorzystywali naturę i jej zasoby w celu leczenia chorób. Współcześnie nadal jednak potrzebujemy roślin i ich właściwości leczniczych. Nieustannie prowadzi się badania nad tradycyjnymi środkami leczniczymi, aby potwierdzić ich działanie. I tak, dla przykładu, znaleziono lek na malarię. Ten związek to artemizyna, składnik wyekstrahowany z rośliny o nazwie bylica roczna (Artemisia annua), zwana także słodkim piołunem. Roślina była od wieków wykorzystywana w medycynie chińskiej do leczenia gorączki.
Z naturalnego źródła pochodzą takie związki lecznicze jak penicylina, bez której trudno jest sobie wyobrazić XX wiek, morfina, niektóre leki na raka, wykorzystywane w chemioterapii, leki na serce. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że aż 11 procent podstawowych leków wykorzystywanych teraz na świecie pochodzi z roślin kwitnących.
Badacze ciągle znajdują w świecie roślin coś, co okazuje się rewolucją w medycynie. Jak choćby odkrycie farnezolu, który może pomóc w leczeniu choroby Parkinsona, albo peptydu (niewielka cząsteczka białka), który został wyizolowany z buraka ćwikłowego.
- Ze względu na szczególnie stabilną strukturę molekularną i właściwości farmakologiczne, peptyd buraczany może być dobrym kandydatem do opracowania leku do walki z chorobami neurodegeneracyjnymi i autoimmunologicznymi - uważają naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu, który dokonał odkrycia.
Rośliny mogą nam też pomóc w walce z opornością drobnoustrojów na aktualnie stosowane antybiotyki. Niedawno z liści europejskiego kasztanowca naukowcy z Uniwersytetu Emory’ego (USA) wydobyli cząsteczkę (nazwali ją Castaneroxy A), która ma moc neutralizowania lekoopornego gronkowca o nazwie Staphylococcus aureus. Oporność drobnoustrojów to jeden z najpoważniejszych problemów medycznych dzisiejszych czasów. Rocznie z powodu utraty skuteczności antybiotyków umiera około 700 tys. ludzi na świecie, a przewidywania mówią o 10 milionach zgonów rocznie już w połowie XXI wieku. Chyba że znajdziemy inne skuteczne leki, w czym może nam pomóc przyroda.
Szansę na nowe, rewolucyjne leki, tracimy nie tylko wskutek nadmiernej eksploatacji dziko żyjących roślin leczniczych, ale także z powodu braków w wiedzy o przyrodzie. Nie wiemy, co jeszcze ukrywa przed nami natura. I być może nigdy się nie dowiemy, jeżeli tymczasem wyginą miliony roślin i zwierząt w ramach czegoś, co nosi nazwę wielkiego wymierania gatunków.
- Leki znajdują się w każdym zakątku Ziemi. Grzyby pokrywające włosy leniwców można wykorzystać do zwalczania pasożytów, bakterii i raka. Leki pochodzące z jadu węża leczą choroby serca. Naukowcy odkryli nawet bakterię morską, żyjącą na głębokości do 6500 stóp, która, jak mają nadzieję, może pomóc w stworzeniu lekarstwa na agresywnego raka mózgu - czytamy w "The Guardian".
Jednak świat dzikiej przyrody się kurczy. World Wildlife Fund (Światowy Fundusz Dzikiej Przyrody) szacuje, że w czasie krótszym niż 50 lat populacje dzikiej fauny i flory skurczyły się o ponad dwie trzecie. Tempo wymierania przyspiesza. Trudno jest jednak podać tutaj konkretne liczby, ponieważ nie wiemy, ile gatunków rzeczywiście żyje na naszej planecie. Dla przykładu weźmy owady.
- Opisaliśmy nieco ponad milion gatunków owadów, ale są jeszcze miliony, których nie znamy. Ale nawet o tych, które nazwaliśmy, niewiele wiemy. (...) Z każdym utraconym siedliskiem tracimy z pewnością gatunki, które są unikalne we wszechświecie - mówi entomolog i zoolog Ross Piper z Uniwersytetu w Leeds (Wielka Brytania).
Owady mogą być źródłem wielu związków chemicznych o właściwościach przeciwwirusowych czy przeciwnowotworowych, czego przykładem jest jad osy Polybia paulista lub peptydy wyizolowane z larw muchy plujki Calliphora vicina.
Innym przykładem zwierzęcia, które ratuje nasze zdrowie, jest skrzypłocz, którego zabarwiona na niebiesko krew jest wykorzystywana do wykrywania zanieczyszczeń w lekach i szczepionkach, w tym w szczepionkach na COVID-19. Obecnie grozi mu wyginięcie z powodu nadmiernych połowów.
Konieczne zatem staje się pogodzenie ochrony bioróżnorodności i ludzkich potrzeb związanych z pozyskiwaniem leczniczych roślin, grzybów czy wykorzystywaniem zwierząt w produkcji leków. Mówi o tym raport opracowany przez międzynarodowy zespół naukowców opublikowany w czasopiśmie "Plants People Planet".
Źródła: The Guardian, New Phytologist Foundation