Wydawało się niemożliwe, a jednak! Na koncie Wiktora Lewickiego już ponad 8,5 mln złotych. Czas ucieka

Ponad 173 tysiące osób wpłaciło już pieniądze. W tę zbiórkę zaangażowała się cała Polska. Dziś kończy się czas. Chociaż wciąż brakuje ponad 900 tysięcy złotych, chyba już nikt nie ma wątpliwości, że się uda. To tylko ok. 10 proc. potrzebnej sumy.

Guzy mózgu, wbrew powszechnym wyobrażeniom, to rzadkie nowotwory, stanowiące zaledwie kilka procent nowotworów. Niestety, preferują dzieci - wśród najmłodszych, aż 20 proc. zmian złośliwych dotyczy OUN (ośrodkowego układu nerwowego). Prawdopodobieństwo, że taki guz umiejscowi się w szyszynce, jest znikome. I całe szczęście - dostęp do niewielkiej szyszynki jest znacznie utrudniony, ryzyko powikłań operacyjnych znaczne. Niestety, 12-letni Wiktor Lewicki miał wyjątkowego pecha.

Zobacz wideo

Diagnoza

W Polsce mamy znakomite (na ile to możliwe) wyniki w leczeniu operacyjnym guzów szyszynki. Specjalizuje się w tym choćby Klinika Neurochirurgii w Centralnym Szpitalu Klinicznym MON, przy ul. Szaserów w Warszawie. Wykryty w listopadzie ubiegłego roku guz u dwunastolatka jest jednak nieoperacyjny: owinięty siecią żył, unaczyniony, sam otacza żyłę główną. 

Wiktor nie może po prostu z guzem żyć. To szyszyniak zarodkowy, pineoblastoma - bardzo rzadki (nawet jak na nowotwór szyszynki), szybko rosnący i wysoce złośliwy. W klasyfikacji WHO oceniany jako nowotwór IV stopnia (skala czterostopniowa).

Chłopak przeszedł ciężką i wyniszczającą chemioterapię. Jej cztery cykle zmniejszyły guza, ale to za mało, by Wiktora uratować. Radioterapia jest niemożliwa, podobnie jak klasyczna operacja. Podjęto decyzję o dwóch dodatkowych cyklach chemii. Pierwsza właśnie trwa, ale organizm Wiktora źle ją znosi.

Nadzieja

Rodzice są przekonani, że dla chłopca jest możliwy ratunek w USA.

- W obliczu całego naszego dramatu jest ogromna nadzieja! Jest tylko jedno miejsce na świecie, gdzie Wiktor ma szansę wyzdrowieć raz na zawsze - Szpital Dziecięcy w St. Louis w Stanach Zjednoczonych. Lekarze wypracowali tam metodę leczenia tego typu guzów, która - według medycznych publikacji wyników badań - daje aż 85 proc. szans na całkowite wyleczenie - informuje mama Wiktora na stronie fundacji Siepomaga.pl, która prowadzi zbiórkę dla Wiktora.

Oczywiście, trzeba pamiętać, że w przypadku chorób rzadkich precyzyjna ocena skuteczności metody ma konkretne ograniczenia. Nie ma choćby możliwości zrobienia szerokich badań klinicznych, wiele elementów ocenia się przez analogię, realne ratowanie życia odbywa się w ramach programów badawczych. Wiktor nie ma jednak nic do stracenia, a unikalny program faktycznie jest w szpitalu realizowany (więcej na ten temat na stronie szpitala w St. Louis). Metoda wykorzystuje przeszczep komórek macierzystych po agresywnej terapii celowanej. Jest stosowana wyłącznie u dzieci. Koszt to 2,2 mln dolarów.

Terapia jest bardzo obciążająca, dlatego musi być zastosowana jak najszybciej. Czas kwalifikacji Wiktora kończy się. Dziś mają być przekazane pieniądze szpitalowi.

Dlaczego Wiktor?

Decyzja o wsparciu konkretnej zbiórki zawsze jest trudna. Najczęściej nie jesteśmy w stanie wiarygodnie ocenić, na ile akcja ma sens, a leczenie szansę powodzenia. W grę wchodzą emocje, co dodatkowo utrudnia ocenę. Z drugiej strony - "zmarnowana" niewielka kwota, która nas nie zrujnuje, to takie sobie ryzyko, skoro jest też szansa na współtworzenie cudu.

Tysiące ludzi włączyły się w ratowanie chłopca. Licznik szaleje. Takie akcje są zawsze budujące. Człowiek myśli wtedy, że w obliczu nieprawdopodobnego nieszczęścia nie zostanie sam.

Niestety, wiele zbiórek nie kończy się happy endem. Zbiórki publiczne rządzą się swoimi prawami. Zazwyczaj udaje się zebrać pieniądze dla dzieci, których życie jest zagrożone. Trudniej dla osób niepełnosprawnych, które chcą "tylko" jakość życia poprawić.

W kwietniu pisaliśmy o 23-letniej Marlenie Pizoń, która chce odmienić nie tylko swoje życie, ale też odzyskać synka. Z powodu choroby nie może się nim zajmować (nie utrzyma go w ramionach). Przez wiele miesięcy na koncie pani Marleny było zaledwie ok. 10 tysięcy złotych. Po publikacji już prawie 50 tysięcy. I znowu stop. Na koncie ani drgnie. Czas ucieka. Brakuje 70 tysięcy. Życie nie jest sprawiedliwe.

A gdyby tak zdarzył się cud i udało się uratować i Wiktora, i panią Marlenę? Nie musimy im pomagać. MOŻEMY.

Więcej o: