"M³odzi byli¶my, gotowi lecieæ ¶mig³owcem bez drzwi". Dzi¶ mija 26 lat od pierwszego udanego przeszczepu w±troby w Polsce

Przez pierwsze lata nie by³o kwiatów, gratulacji, nagród. Do dzi¶ niewiele osób wie, kto dokona³ pierwszego udanego przeszczepu w±troby u doros³ego pacjenta w Polsce, chocia¿ zabieg zakoñczy³ siê nieprawdopodobnym sukcesem. Pacjentka, wówczas 47-letnia Jadwiga Buczek, wci±¿ cieszy siê ¿yciem.

Artyku³ aktualizowany. Pierwsza wersja ukaza³a siê z okazji 25. rocznicy pierwszej udanej transplantacji w±troby u osoby doros³ej w Polsce.

Pierwszego udanego przeszczepu w±troby na ¶wiecie dokona³ prof. Thomas Starzl z Denver (USA) ju¿ w 1967 roku. 16 lat pó¼niej przeszczepienie w±troby zosta³o uznane za pe³noprawny zabieg terapeutyczny i przesta³o byæ traktowane w kategoriach do¶wiadczalnych. Polskie pocz±tki (nieudane) to rok 1987, Szczecin. Pora¿k± zakoñczy³y siê tak¿e pierwsze próby w Warszawie - w 1989 i 1993 roku. Dopiero zabieg przeprowadzony 30 grudnia 1994 roku w Centralnym Szpitalu Klinicznym przy ul. Banacha w Warszawie, przez zespó³ pod kierownictwem prof. Jacka Pawlaka (wówczas 40-letniego chirurga), zmieni³ wszystko.

Eliza Dolecka, zdrowie.gazeta.pl - Czy ³atwiej przeszczepiæ w±trobê ni¿ serce?

Prof. Jacek Pawlak - Z chirurgicznego punktu widzenia serce jest chyba naj³atwiejszym narz±dem do transplantacji.

Zatem - dlaczego wszyscy znaj± bogów od serca, a nie mówimy o bogach od w±troby, bez której równie¿ nie da siê ¿yæ?

Serce jest symboliczne i trzeba oddaæ cze¶æ prof. Zbigniewowi Relidze, ¿e uruchomi³ ca³y ten proces. Zreszt± chyba jako jedyny pogratulowa³ nam sukcesu, zachêca³ do kontynuacji.

Gdy zaczynali¶my, niemal z ka¿dej strony rzucano nam k³ody pod nogi. Zabiegi przeprowadza³o kilka o¶rodków w Polsce. Ile prób, tyle zgonów. Zapowiadano, ¿e nam te¿ nie wyjdzie, ¿e jeste¶my nie do¶æ wykszta³ceni. Nawet gdy siê uda³o, panowa³a cisza.

Kiedy uznano wasze osi±gniêcia?

Dopiero po kilku latach, gdy przekroczyli¶my setkê przeszczepieñ, zreszt± w do¶æ spektakularny sposób, bo niemal ci±giem odby³y siê trzy zabiegi:  99, 100 i 101. Przeprowadzi³ je ten sam zespó³, gdy¿ akurat pracowali¶my w okrojonym sk³adzie - czê¶æ pracowników by³a na konferencji poza klinik±, a chorzy i narz±dy nie mogli czekaæ na ich powrót. Opublikowali¶my wyniki, które nie odbiega³y od osi±ganych w najlepszych o¶rodkach na ¶wiecie - powik³ania pooperacyjne w ostatnich latach wynosi³y kilka procent. Wtedy to koledzy z Wroc³awia, Szczecina czy Zabrza ostatecznie ust±pili nam pola.

Dlaczego wam siê uda³o?

Z co najmniej kilku powodów. W pozosta³ych o¶rodkach zwykle by³a jedna osoba, która d±¿y³a do przeprowadzania u siebie zabiegów. U nas by³a spora dru¿yna wzajemnie siê wspieraj±ca. Po pierwszej nieudanej próbie, gdy pacjent zmar³ nam na stole, wiedzieli¶my, ¿e musimy siê uczyæ od lepszych. Dlaczego akurat w Polsce pacjenci mieliby byæ pozbawieni takiej metody leczenia? Pocz±tki sukcesów w transplantologii to ju¿ rok 1966 i udany przeszczep nerek.(2)

Wyjechali¶my na stypendium rz±du francuskiego do Pary¿a ca³± ekip± - nie tylko chirurdzy, ale te¿ anestezjolodzy czy histopatolodzy. Nasz ówczesny szef prof. Andrzej Karwowski i poprzedni, wówczas ju¿ na stanowisku w Genewie, prof. Jerzy Szczerbañ, usilnie zabiegali o to, by przeszczepiaæ w±trobê na Banacha. Oni zreszt± zdecydowali, ¿e mam kierowaæ tym pierwszym zespo³em i po prostu przyjêli¶my to do wiadomo¶ci. By³o nas wtedy chyba sze¶ciu przeszkolonych chirurgów, mieli¶my zmienników, realn± pomoc. Wtedy operowali ze mn± mój przyjaciel i nauczyciel zawodu doc. Bogdan Micha³owicz i dr Krzysztof Zieniewicz, dzi¶ kieruj±cy Klinik± Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i W±troby na Banacha.

Nieoficjalnie mówi³o siê wtedy, ¿e pacjentów g³ównie zabija³ brud.

To prawda, chocia¿ nie nazywali¶my tego tak wprost. Raczej mówili¶my o nieadekwatnych warunkach. Przeszczep w 1989 roku nie móg³ siê udaæ, bo w³a¶ciwie wszystko by³o nie tak. Umieli¶my tyle, ile przeczytali¶my. Pacjent by³ ¼le dobrany, przygotowania niew³a¶ciwe. Ju¿ po szkoleniach, w 1993 roku, znowu pora¿ka, ale tym razem stracili¶my pacjentkê w³a¶nie z powodu zaka¿enia bakteryjnego. To nas za³ama³o.

Problemem nie by³o to, ¿e lekarze siê nie umyli we w³a¶ciwy sposób czy fartuch by³ niedoprany. Brudne by³y ¶ciany, odpada³y tynki, a klasyczny OIT (Oddzia³ Intensywnej Terapii) to generalnie mikrobiologiczna katastrofa. Oczywi¶cie, mieli¶my ten komfort, ¿e szpital na Banacha by³ relatywnie nowy, dobrze wyposa¿ony i w koñcu sytuacjê uda³o siê opanowaæ. Wprowadzony re¿im higieniczny pomóg³ uratowaæ ¿ycie wielu ludzi.

Kolejny krok, wyodrêbnienie osobnego OIT-u tylko dla pacjentów przeszczepianych przez kolejnego szefa kliniki prof. Marka Krawczyka, sprawi³, ¿e nie tylko spad³a liczba zaka¿eñ, ale mogli¶my te¿ ograniczyæ stosowanie antybiotyków z bardzo wysokiej pó³ki.

Niewiele zapowiada³o, ¿e 30 grudnia 1994 roku odniesiecie tak spektakularny sukces. Trudno by³o przekonaæ pacjentkê, ¿eby odda³a siê w wasze rêce?

Pani Jadwiga wiedzia³a, ¿e nie ma nic do stracenia. Nie przekonywali¶my. Pacjenci na etapie kwalifikacji do zabiegu podejmowali decyzjê i trafiali na listê. Pani Jadwiga ca³y czas by³a pozytywnie nastawiona, taka pogodna gadu³a - przed zabiegiem i po. Chocia¿ raz da³a nam popaliæ.

Czyli?

Kilka miesiêcy po przeszczepie trafi³a do nas w ciê¿kim stanie. Niby brak cech odrzutu, niby przep³ywy prawid³owe, a ona ca³a ¿ó³ta, w kiepskiej kondycji. W³osy z g³owy rwiemy, zastanawiamy siê, co jest przyczyn±... nasza pacjentka zafundowa³a sobie zatrucie chemiczne. Okazuje siê, ¿e farb± okrêtow± machnê³a 300 metrów p³otu. Chcia³a, ¿eby nie rdzewia³.

I co dalej?

Wysz³a z tego. Wróci³a do normalnego ¿ycia, do pracy zawodowej. Oczywi¶cie, musi przyjmowaæ leki zapobiegaj±ce odrzuceniu przeszczepionej w±troby, ale mogli¶my ¶wiêtowaæ jej nowe urodziny po 10 latach, po 20 i, mam nadziejê, ¿e spotkamy siê za piêæ lat - na trzydziestych nowych urodzinach. Na co dzieñ mamy kontakt sporadyczny, ale z tego, co wiem, pani Jadwiga wci±¿ jest w niez³ej formie.(3)

Podobno nie by³o sprzyjaj±cego klimatu do przeszczepiania akurat w±troby, bo powszechnie wierzono, ¿e zajmujecie siê g³ównie alkoholikami.

To akurat nieprawda, bo choroby w±troby dotycz± wszystkich, ale dla nas nigdy nie mia³o to znaczenia, kogo ratujemy. Stosowali¶my jednak kryteria medyczne, a w¶ród nich, w przypadku poalkoholowej niewydolno¶ci w±troby, by³o pó³ roku abstynencji. Potem wymagali¶my ju¿ tylko trzech miesiêcy, gdy wzros³a liczba przeszczepów. Co ciekawe - akurat od pocz±tku u alkoholików by³y dobre wyniki.

Co zatem decydowa³o o miejscu na li¶cie do przeszczepu?

Nikt nie móg³ przewidzieæ, ile pacjent bêdzie czeka³ na w±trobê, bo przede wszystkim dopasowywali¶my biorcê do narz±du, który by³ do wziêcia. I bardzo ró¿nie siê to uk³ada³o. Pamiêtam chorego, który dosta³ nowy narz±d w tym samym dniu, w którym zosta³ zakwalifikowany do zabiegu. Po wypisaniu ze szpitala wsiad³ do poci±gu do Poznania i wraca³ do domu. Szczê¶liwie, by³y ju¿ wtedy telefony komórkowe. Zadzwonili¶my jeszcze w trakcie jazdy. Wysiad³ na najbli¿szej stacji i wróci³ na zabieg.

A stany nag³e? Pacjenci wymagaj±cy natychmiastowej pomocy?

Pocz±tkowo byli¶my bezradni, choæby przy zatruciach aspirynami, grzybami. Wówczas na ratunek s± dos³ownie godziny. Pamiêtam rodzinê. Mama, tata, dziecko. Wszyscy zatruci muchomorem. My uratowali¶my jednego doros³ego. W Centrum Zdrowia Dziecka pomogli dziecku. Drugi doros³y zmar³ z powodu braku dawcy. Dzi¶ jest ³atwiej. Jest wiêcej narz±dów do przeszczepów, specjalne urz±dzenia, jak Mars czy Prometeusz, które pozwalaj± choremu poczekaæ nieco d³u¿ej na dawcê. Podobne do dializatorów nerek, z tym, ¿e przejmuj± funkcje w±troby. Oczywi¶cie, wyd³u¿aj± ten czas raczej o godziny, dni, a nie miesi±ce, ale tak czy owak zwiêkszaj± szansê na prze¿ycie. Poza tym - lekarze stali siê odwa¿niejsi, podejmuj± czêsto ryzyko, na które nas nie by³o staæ.

Na przyk³ad?

Kiedy¶, je¶li w±troba dawcy by³a st³uszczona w ponad 20 proc., odstêpowali¶my od przeszczepienia, bo wydawa³o siê nam, ¿e to kiepsko rokuje dla biorcy. Dzi¶ wiemy, ¿e i przy st³uszczeniu rzêdu 40 proc. mo¿e byæ dobrze. Narz±dy s± pobierane od dawców starszych. S± techniki poprawy wydolno¶ci narz±du jeszcze przed przeszczepieniem. Leki immunosupresyjne najnowszej generacji sprawiaj±, ¿e nie musimy ju¿ te¿ rygorystycznie patrzeæ na zgodno¶æ tkankow±. Pozwalaj± choremu doczekaæ na lepiej pasuj±cy narz±d - na pocz±tku nie mogli¶my o tym nawet marzyæ. Ca³y ten postêp sprawi³, ¿e ju¿ tysi±ce ludzi ¿yj± z now± w±trob± i dobrze funkcjonuj±. Dzi¶ na Banacha przeprowadza siê 120-150 przeszczepieñ rocznie.

Czêsto spotykali¶cie siê z oporem rodziny dawcy? Nawet dzi¶ nie jest ³atwo.

Polskie prawo stanowi, ¿e je¶li nie ma oficjalnego sprzeciwu za ¿ycia, to jest zgoda na pobranie narz±dów po ¶mierci, ale zawsze pytamy rodzinê i szanujemy jej decyzjê. Nie potrzebujemy niezdrowego klimatu wokó³ transplantacji; protestów, oskar¿eñ. I wci±¿ bywa tak, ¿e od przeszczepu trzeba odst±piæ, bo bliscy siê nie zgadzaj±.

Pamiêtam sytuacjê, gdy ojciec odmówi³ pobrania narz±dów od syna, który dozna³ ciê¿kiego urazu g³owy, a lekarze stwierdzili u niego ¶mieræ pnia mózgu. Ten sam ojciec mia³ drugiego, m³odszego syna - bardzo chorego i niecierpliwie czeka³, a¿ znajdzie siê dla niego dawca. Jego dziecko potrzebowa³o nerki i tu nie by³o oporu, ¿eby przyj±æ dar ¿ycia.

Pora¿aj±ce.

Po ilo¶ci przeszczepów widaæ, ¿e z tym oporem udaje siê jednak czêsto wygraæ, ale bywa³o ciê¿ko nawet z lekarzami. By³y takie szpitale, które niemal od pocz±tku z nami sprawnie wspó³pracowa³y, ale i takie, z których mieli¶my zero zg³oszeñ. Fakt, przy pobraniu narz±dów by³o zawsze spore zamieszanie: wy¶cig z czasem, zajête sto³y operacyjne, rumor, nieraz w ¶rodku nocy, kilka ekip - ka¿da przyje¿d¿a³a po swoje, zostawia³a ba³agan...

Im mniejszy o¶rodek i mniejsza anonimowo¶æ pracowników, tym by³o trudniej. To dlatego Poltransplant nadzoruj±cy w Polsce przeszczepy narz±dów wprowadzi³ do szpitali koordynatorów, by wyszukiwali potencjalnych dawców, pilnowali procedur. Z czasem sytuacja w miarê siê unormowa³a. Tak¿e dlatego, ¿e dzi¶ jest wiêcej czasu na pobranie, transport, sam przeszczep - nie ma takiej partyzantki, jak w pionierskich czasach. Pocz±tkowo mogli¶my sobie pozwoliæ na osiem godzin tzw. zimnego niedokrwienia w±troby. Sama operacja trwa³a kilkana¶cie godzin. Obecnie jest dok³adnie odwrotnie. Narz±d mo¿na przeszczepiæ kilkana¶cie godzin po pobraniu, a sam zabieg trwa cztery-piêæ godzin. Po w±trobê nie trzeba jechaæ czy lecieæ. Sprawdzony zespó³ robi to na miejscu, wysy³a w±trobê choæby poci±giem, a wyspana ekipa rano przystêpuje do zabiegu. Nie zrywa siê ze snu ani chorego, ani lekarzy.

A jak to wygl±da³o w pierwszych latach?

M³odzi byli¶my, wiêc dzi¶ wspominamy wiele historii z sentymentem, rozrzewnieniem, ale nieraz nie by³o nam do ¶miechu. Generalnie przyjêli¶my zasadê, ¿e do 200 km mo¿emy jechaæ po w±trobê transportem ko³owym, powy¿ej - lotniczym. Pomaga³o nam wojsko, aerokluby, policja, korzystali¶my z samolotów vipowskich. A jaka ta flota by³a? Kolegom zdarzy³o siê kiedy¶ dolecieæ ¶mig³owcem bez drzwi. Doktora Piotra Ma³kowskiego wojskowi poprosili, ¿eby niczego nie dotyka³ w ¶mig³owcu, bo wracali w³a¶nie z manewrów i na pok³adzie by³a ostra amunicja. Niez³y ubaw. Chocia¿ ja najlepiej pamiêtam pewne wroc³awskie pobranie.

Dlaczego?

Na lotnisku we Wroc³awiu mia³a odebraæ nas karetka, ale odebra³a nas policja, bo tamten samochód okaza³ siê potrzebny komu¶ innemu. Chocia¿ uprzedzali¶my, ¿e w zasadzie po¶piechu nie ma, ch³opcy jechali ze zdecydowanie przesadn± fantazj±, na kogutach. Niekoniecznie siê ucieszyli¶my, kiedy siê okaza³o, ¿e do samolotu, ju¿ pobranym narz±dem, ma nas odstawiæ ta sama ekipa. Chocia¿ prosili¶my o ostro¿no¶æ, ju¿ za bram± szpitala panowie pokazali, na co ich staæ. Na lotnisku okaza³o siê, ¿e powrotnego samolotu jednak nie ma. Podczas tankowania cysterna urwa³a skrzyd³o. Niby sierpieñ, ciep³o, ale my w krótkich rêkawkach, robi siê wieczór, czas goni. Policjanci zaproponowali, ¿e mog± nas odwie¼æ do celu, ale grzecznie odmówili¶my ze wzglêdów bezpieczeñstwa. Poszed³em na wie¿ê kontroln±. Okaza³o siê, ¿e nad Wroc³awiem mia³ wkrótce przelatywaæ samolot pasa¿erski z Monachium do Warszawy. Pilota poproszono o miêdzyl±dowanie, wsadzono nas na pok³ad i polecieli¶my do Warszawy.

Niez³y cyrk.

Pocz±tek cyrku. Nie mieli¶my przy sobie ¿adnych dokumentów. Formalnie przylecieli¶my z zagranicy, chocia¿ nie by³o nas na li¶cie pasa¿erów, w dodatku z pojemnikiem, którego za nic nie chcieli¶my otworzyæ. Nie mogli¶my po prostu przekroczyæ granicy, dlatego musia³a przyjechaæ po nas karetka na sygnale i wywie¼æ jako przypadek nag³y. Uda³o siê, uratowali¶my ¿ycie. Dzi¶ jest chyba trochê nudniej, ale ca³e szczê¶cie.

  1. Prof. Jacek Pawlak (na zdjêciach w galerii) jest absolwentem I Wydzia³u Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie. Profesor nadzwyczajny Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej Transplantacyjnej i W±troby. Obecnie ordynator Oddzia³u Chirurgii Specjalistycznego Szpitala Zachodniego im Jana Paw³a II w Grodzisku Mazowieckim. Chirurg specjalizuj±cy siê w zakresie: chirurgia onkologiczna, w±troby, trzustki, ¿o³±dka, jelit, gruczo³ów wydzielania dokrewnego, naczyñ, transplantologia ( OLTx ). W 1994 roku kierowa³ zespo³em, który przeprowadzi³ pierwszy polski udany przeszczep w±troby. Zainteresowania: ¿eglarstwo, narciarstwo, turystyka.
  2. Pierwsze w Polsce udane przeszczepienie nerki odby³o siê 26 stycznia 1966 roku. Zespo³em operacyjnym kierowali prof. Jan Nielubowicz oraz prof. Tadeusz Or³owski z Kliniki Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie. Nerkê pobrano od zmar³ej osoby. Transplantacjê przeprowadzono u 18-letniej Danuty Milewskiej. Operacja trwa³a zaledwie 57 minut. Nerka tu¿ po przeszczepie podjê³a pracê. Z tej okazji 26 stycznia obchodzony jest w naszym kraju Dzieñ Transplantacji.
  3. Pani Jadwiga Buczek mia³a 47 lat, gdy przesz³a zabieg przeszczepienia w±troby. Jest najd³u¿ej ¿yj±c± w Polsce osob± po takim zabiegu. W czerwcu ubieg³ego roku udzieli³a wywiadu Markowi Nowickiemu z TVN-u. Zapytana, czy umawia siê na kolejn± rozmowê, za 10 lat, odpowiedzia³a: "Pewnie. Mo¿e nie bêdê chodziæ, ale w±troba bêdzie zdrowa."
Zobacz wideo