Dr Michał Domaszewski (1) jest lekarzem rodzinnym, na co dzień leczącym dzieci i dorosłych. Uważa, że współczesny lekarz powinien odważnie wychodzić zza biurka i starać się przekazywać swą wiedzę nie tylko w gabinecie, ale też poprzez dostępne media. Od roku regularnie występuje jako ekspert w programie "Pytanie na śniadanie", od niedawna prowadzi bloga dr Michał oraz rozwija swój kanał na YouTube. Ma to być odpowiedź na zalew nieprawdziwych informacji od "doktora Google".
Dr Michał Domaszewski: Tak i trzeba o tym głośno mówić. Od kilku lat śledzę, co internet wyprawia z medycyną i włos mi się jeży na głowie. Liczba kanałów na YouTube i blogów propagujących "wiedzę" jest przerażająca. Niestety, na propagowaniu "wiedzy" się nie kończy. Ci ludzie często sprzedają na potęgę swoje "leki".
Nie o tym mówię. Nie mam nic przeciwko medycynie alternatywnej, naturalnej, w przypadku sprawdzonych metod - bezpiecznych, o dowiedzionym działaniu. Sam czasem wolę dać pacjentowi zioła, nim wdrożę klasyczne leki. Przykładowo: przy stanie przedcukrzycowym zaczynam od morwy białej, nie metforminy. Gorzej, gdy w imię zysku ludzie na temat zdrowia sieją zwyczajne kłamstwa.
Sam trafiłem na bardzo popularne kanały, gdzie miły pan "lekarz" nieprawidłowo rysował anatomiczne szkice, a potem namawiał do zakupu własnych specyfików, które pomogą na "każde zapalenie ucha". Inny pan przekonywał, że zawał serca można "wyleczyć pocieraniem pod nosem specjalną szpatułką". Pamiętam też starszą panią, która przekonywała, że "biegunki są zaparciami", a przy okazji chciała sprzedać swoje broszury lecznicze.
Oczywiście. Ponoć są nawet specjalne grupy operacyjne do ich ścigania, ale ich skuteczność jest bardzo ograniczona. Kanały pojawiają się, znikają. Wymiar sprawiedliwości nie dość, że nie nadąża, to generalnie traktuje takie działania nader łagodnie, dopóki nie dojdzie do nieszczęścia. A nawet wtedy - poszkodowani niekoniecznie przyznają się do "leczenia" w sieci. Wstydzą się... Moim zdaniem jedynym sensownym działaniem specjalistów jest kontratak.
Trochę tak jest, chociaż nasza jedyna broń to wiedza. Obecność prawdziwych lekarzy w internecie jest konieczna. Bardzo fajną platformą stał się Instagram. Nie brakuje tam wartościowych blogerów medycznych, którzy są lekarzami i którym ufam. Są też farmaceuci rozprawiający się z mitami medycznymi, a także dietetycy, pielęgniarki i położne. To wszystko dopiero się zaczyna i wierzę, że się rozkręci. Trochę takie zjawisko: " wszystkie ręce na pokład".
Najwyższy czas, by prawdziwi lekarze wyszli do ludzi, pojawiali się w mediach, nie tylko w internecie. Wizerunek ma ogromne znaczenie, a z tym nie jest najlepiej. Utrwalony obraz lekarza: małomówny, siedzący za biurkiem człowiek, który "coś tam pisze w karcie choroby". Czasem jeszcze zrzędliwy, przepracowany.
Takiego doktora możesz mieć w ramach NFZ Milena Stańczak
Młodzi? Kojarzą się dla odmiany z protestami - zresztą jak najbardziej słusznymi. Sam w nich brałem udział. Przekaz medialny był taki, że chodziło w tym tylko o zarobki, a tymczasem było mnóstwo postulatów, które miały ulżyć chorym: zmniejszyć kolejki do lekarza, usprawnić system, ograniczyć biurokrację tak, by pacjent nie musiał ganiać z tymi karteczkami od gabinetu do gabinetu... Nie szukam winnych. Robię swoje, ale trochę żal, że w połowie czerwca był ważny protest lekarzy, dyrektorów szpitali i organizacji reprezentujących pacjentów, a w mediach nikt o tym nawet nie wspomniał.
Nie dostaję żadnych pieniędzy od firm farmaceutycznych za promowanie leków, nie jestem agentem WHO i nie stoi za mną agentura BIG PHARMA. Obecnie na blogu nie zarabiam, robię to z czystej pasji tworzenia. Robię filmy i wpisy na blogu z mocnym "przymrużeniem oka", ale jednocześnie w oparciu o prawdziwą wiedzę medyczną. Pojawiam się w telewizji, jeśli ktoś mnie zaprosi. Zrobiłem serię filmów dla Gazeta.pl (3). W kolejce czeka jeszcze kilka innych projektów medialnych, ale jednocześnie przez pięć dni w tygodniu pracuję normalnie w przychodni, na NFZ.
Zobacz jeden z naszych filmów z udziałem doktora Domaszewskiego:
W dzisiejszych czasach wszędzie brakuje lekarzy, nietrudno o zajęcia. Chyba wszyscy pracujemy za dużo. Jestem lekarzem pierwszego kontaktu. Mam do czynienia z całym przekrojem społeczeństwa, od niemowląt po emerytów. Może zgłosić się pacjent z zawałem, może z przeziębieniem. Przeważnie w ciągu dnia zdarzają się dwie, trzy osoby, które trzeba pilnie skierować do szpitala w stanie zagrożenia życia. Znakomita większość to infekcje, bóle brzucha (wszelakie), problemy dermatologiczne (też przeróżne), problemy z układem moczowym, cukrzyca i choroby serca. Około jedna trzecia wizyt czasem ogranicza się do zwykłej papierkowej roboty, ale ta też jest ważna. Niedawno był u mnie pan, który z dumą oświadczył, że nie był u lekarza 10 lat. Niestety, zgłosił się za późno, gdy dolegliwości były już nie do zniesienia. Tej samej nocy amputowano mu nogę z powodu nieleczonej cukrzycy. Ludzie masowo nie biorą leków zapisanych przez lekarzy, zapominają ich nazwy. Tu też lekarz ma swoją robotę - ważną, bo trzeba pacjentowi uświadomić, jakie to niesie zagrożenie.
Zazwyczaj jest bardziej otwarty niż w gabinecie: łatwiej pozbywa się lęków i wstydu, chętniej opisuje, co się z nim dzieje. O radę zazwyczaj proszą młodzi ludzie, rzadko hipochondrycy. To wyzwanie, by z jednej strony nie dać im niemożliwej konkretnej diagnozy, a z drugiej - nie pozwolić, żeby jej poszukali u chętnych oszustów. Przez internet nie przyłożę słuchawki, nie zbadam człowieka. Mogę jednak powiedzieć ogólnie o właściwościach leków, obalić mity na temat przeziębień czy leczenia okładami, zachęcić do wizyty u lekarza. Uważam osobiście, że leczenie internistyczne w sieci to ślepy zaułek i długo się nie utrzyma. Jest cennym wsparciem w takim zakresie, jak interpretacja wyników badań, choćby EKG czy obrazowych, ale to tyle. Owszem, szybkie narzędzia komunikacji pomagają w diagnozowaniu trudnych przypadków. Możliwe są błyskawiczne konsultacje lekarskie specjalistów z całego świata, ale w przypadku porad lekarskich gabinet zwycięży.
Życie. Pacjenci z obu grup - sieciowi i gabinetowi. Gdy widzę, że jakiś temat jest gorący, często wraca, ludzie snują jakieś zaskakujące teorie, to próbuję wyjaśnić, jak jest naprawdę. Stąd materiały o zapaleniu zatok, bezsenność, kaszel, nadciśnienie...
Mówiłem, że staram się nadać temu wszystkiemu lekką formę. To istotne, by także odczarować doktora - to pierwszy krok do budowania zaufania. Same rady są bardzo serio i wierzę, że pomocne.
Przypisy: