Wyleczyli w Czechach zęby ponad 1500 osób niepełnosprawnych. "Polska nie może pozbawiać ich podstawowych praw"

W Polsce tacy chorzy są wielokrotnie odsyłani nawet z bólem, niemile widziani w eleganckich gabinetach. Niewidomi, niesłyszący, upośledzeni umysłowo, więc czasem nieprzewidywalni, agresywni. Dla stomatologów w Czechach nie ma przeciwwskazań, tylko trzeba się odpowiednio przygotować, mieć podejście indywidualne do pacjenta. I chociaż ten klient osobiście nie płaci za leczenie, wszystkim się opłaca. Jedyne słabe ogniwo coraz sprawniej działającego systemu? Polski NFZ.

Program: "Kierunek: Uśmiech" umożliwia dostęp do bezpłatnego leczenia stomatologicznego w Czechach pełnoletnim osobom niepełnosprawnym. Dzięki obowiązującej w krajach Unii Europejskiej tzw. dyrektywie transgranicznej (więcej na ten temat), pacjenci mogą swobodnie korzystać za granicą z przysługującego im w Polsce, zapewnionego ustawowo, koszyka świadczeń gwarantowanych. Koszyk ten obejmuje dziś m.in. leczenie próchnicy, zabiegi chirurgiczne czy leczenie w znieczuleniu ogólnym (narkozie). Teoretycznie, osoba niepełnosprawna może leczyć zęby w każdym gabinecie, który ma umowę z NFZ (obowiązują zapisy), jeśli jej stan zdrowia na to pozwala. Gdy wymaga znieczulenia ogólnego, do dyspozycji na terenie całego kraju jest łącznie 65 gabinetów. Osób niepełnosprawnych w Polsce jest ponad trzy miliony.

Aktualne informacje o możliwości leczenia zębów w ramach NFZ:

  1. leczenie stomatologiczne (także w znieczuleniu ogólnym),
  2. lista gabinetów, które mają umowę na leczenie w narkozie (to nie oznacza, że mają miejsca).

Dyrektywa transgraniczna obowiązuje od listopada 2014. Dzięki niej tysiące rodaków, zmęczonych czekaniem miesiącami, a nawet latami, na operację zaćmy czy endoprotezę stawu biodrowego, przechodzą zabiegi za granicą, najczęściej u naszych sąsiadów. Czas oczekiwania zwykle nie przekracza 30 dni.

Przybywa firm, które organizują Polakom leczenie zagraniczne, jednak stomatologia dla niepełnosprawnych jest dostępna wyłącznie w ramach programu "Kierunek: Uśmiech", którego twórcą jest dr Piotr Borowski, ceniony stomatolog i implantolog, od lat prowadzący praktykę w Polsce, a obecnie także w czeskiej Ostrawie.

Eliza Dolecka: Skąd pomysł, by leczyć zęby niepełnosprawnym w Czechach?

Dr Piotr Borowski: Gdzieś przecież trzeba. Nie wolno pozbawiać ludzi ich podstawowych praw, a państwo polskie tak właśnie robi. To uderza w ludzką godność, pogłębia niepełnosprawność, dodatkowo obniża samoocenę i jakość życia. Niejednokrotnie zresztą brak leczenia to życie drastycznie skraca. Banalna próchnica niszczy serce, powoduje ciężkie odległe infekcje. Chorzy ogromnie cierpią, nie mając zazwyczaj szans na jakąkolwiek pomoc.

Generalnie uzębienie Polaków jest w fatalnym stanie, a możliwość leczenia w ramach NFZ to fikcja.

To prawda, ale pacjenci niepełnosprawni są w szczególnie trudnej sytuacji: bezradni, bezbronni, na szarym końcu. Niejednokrotnie w bardzo złej sytuacji finansowej. Pacjent niepełnosprawny wymaga specjalnego gabinetu, przystosowanego dla osób niepełnosprawnych. Zresztą ich niejednokrotnie lekarze nie chcą przyjmować nawet prywatnie.

Dlaczego?

Boją się kłopotów. Lekarze obawiają się, że to jednak pacjenci nieprzewidywalni, z którymi utrudniony jest kontakt. Bywa różnie, ale zazwyczaj wystarcza odrobina empatii. Poważniejsze trudności to sporadyczne przypadki. A zęby trzeba leczyć, bo bez nich nie da się jeść i mówić. Terapia zajęciowa, która ma usamodzielniać takie osoby, cały wysiłek logopedów, by poprawić komunikację z osobą niepełnosprawną, idą na marne u bezzębnych pacjentów. A polski niepełnosprawny często nie ma zębów. To go dodatkowo zamyka w domu. Bezzębna twarz stygmatyzuje. Zmieniają się rysy, upośledzenie bardziej widać. To niedorzeczne, że państwo polskie na to pozwala. Nie mogę się z tym pogodzić.

W jakim stanie są zęby niepełnosprawnych, którzy do Pana trafiają?

Niejednokrotnie mam pewność, że te osoby zębów nie myją wcale i odżywiają się fatalnie. Dodatkowo często dużo palą. To sprawia, że obraz jamy ustnej jest po prostu straszny. Często jedyne, co możemy zrobić, to zęby usunąć. Nie zastąpimy ich protezami, bo wielu niepełnosprawnych nie może lub nie chce ich nosić. Pamiętam kierownika domu opieki, który pokazał mi szufladę pełną protez zębowych swoich pensjonariuszy. Nie noszą. Nie chcą. Nie mogą, bo ich boli. Proteza wymaga prawidłowej higieny i korygowania, jeśli na przykład uciska dziąsło. W przypadku wielu niepełnosprawnych to nierealne.

Ma pan świetny, dobrze płatny zawód. Zęby trzeba też leczyć zdrowym. Pacjentów nie brakuje. Po co Panu ten program?

Jasne, ale pieniądze to nie wszystko. Nie narzekam na brak zleceń, dobrze zarabiam, jednak od lat nie mogłem pogodzić się z tym, w jak trudnej sytuacji są niepełnosprawni. Mnóstwo z nich, nim trafiło do mojego gabinetu, odbijało się od wielu drzwi. Niemal każdy taki pacjent to wstrząsająca historia. Kiedy weszła dyrektywa, uznałem, że trzeba z niej skorzystać. To oczywiście nie rozwiązuje problemu, nie jest sposobem optymalnym, bo nie naprawia systemu, nie zaspokaja wszelkich potrzeb, ale jakimś przecież jest.

I gładko poszło?

O nie, nie od razu w każdym razie. Nie jestem prawnikiem. Wczytywałem się w te przepisy, nabierałem pewności, że się da, a zaraz potem dopadały mnie wątpliwości, że może jeszcze czegoś nie wiem, nie zapoznałem się z jakimiś dokumentami lub źle je interpretuję i cały ten plan się posypie. Potem znowu wracała pewność: należy się, można. Wsparło mnie wiele osób. Udało się pozyskać partnera, który zakłada pieniądze na leczenie i odzyskuje je dopiero po wypłacie z NFZ. Przekonałem się, ilu pracowników pomocy społecznej chce nas wspierać, pomagać ogarnąć to wszystko logistycznie. I od trzech lat działamy. Coraz sprawniej. Od 2015 roku przyjęliśmy 1548 pacjentów, wyleczyliśmy 12300 ubytków, czyli średnio osiem ubytków u jednego pacjenta. Możemy leczyć coraz więcej osób. W całym 2018 roku przyjęliśmy 475 osób, a w tym roku już 341.

System to wytrzyma? Czechy to mały kraj.

Początkowo przyjmowaliśmy pacjentów w klinice w Ostrawie, a w związku z rosnącym zainteresowaniem usługami w ubiegłym roku otworzyliśmy filię w mieście Náchod, także niedaleko granicy. Nie brakuje chętnych lekarzy. Proszę się nie martwić: damy radę przyjąć kolejnych pacjentów.

Dlaczego Czechom się opłaca? Bo przecież stawki są takie same.

Jest co najmniej kilka powodów. Usługi dodatkowe, a tym właśnie jest leczenie Polaków dla większości partnerów zagranicznych, zazwyczaj jest szczególnie opłacalne. Wiadomo, że najłatwiej obniżyć koszty, maksymalnie wykorzystując możliwości ludzkie i sprzętowe. W Polsce mamy takie niezdrowe sytuacje, że ludzie czekają w kolejce miesiącami, a z powodu limitu lekarz nudzi się w pustym gabinecie i nie zarabia na utrzymanie. Same koszty w Czechach też są niższe. Niewiele, ale zawsze. I system podatkowy jest inny, bardziej przyjazny przy takich świadczeniach. To wszystko razem sprawia, że się opłaca.

Żadnych problemów?

Jest jedno słabe ogniwo - NFZ. O ile już przebrnęliśmy przez procedury, mamy to wszystko sprawnie opracowane, nie mamy wpływu na nieraz skandaliczną wręcz opieszałość urzędników. Prawo mówi wyraźnie, że do 60 dni powinniśmy otrzymać zwrot kosztów poniesionych na leczenie, a okazuje się, że mija pół roku i nikt nawet nie zajrzał do dokumentów. Mamy w takich przypadkach już wyroki sądowe, w końcu jakoś udaje się to wszystko spiąć, ale mogłoby być lepiej. To nienormalne, że na pieniądze czasem czekamy nawet dwa lata.

Przy okazji Olimpiad Specjalnych w ramach programu 'Kierunek - Uśmiech' udało się zorganizować dentobus, w którym przebadano 120 sportowcówPrzy okazji Olimpiad Specjalnych w ramach programu 'Kierunek - Uśmiech' udało się zorganizować dentobus, w którym przebadano 120 sportowców A.Rojek

Państwa podopieczni są przede wszystkim ze Śląska?

I z województwa mazowieckiego, ale leczymy też pacjentów z warmińsko-mazurskiego czy pomorskiego. To pokazuje skalę problemu. Pacjenci naprawdę nieraz nie mają wyjścia i są gotowi jechać setki kilometrów, by leczyć zęby.

Jak to w praktyce wygląda?

Różnie. Bywa, że kontaktuje się z nami przez internet pacjent indywidualny. Wypełnia odpowiedni formularz. Jeśli spełnia kryteria, umawiamy mu termin wizyty, zgłasza się, leczymy go w systemie jednodniowym i tyle. Jeśli podpisze umowę na bezgotówkowe rozliczenie usługi, na nas spada odzyskiwanie pieniędzy z funduszu zdrowia. Mamy też zorganizowane grupy, ale nie mogą być zbyt liczne. Tu logistyka bywa bardziej skomplikowana.

Skąd się biorą?

Współpracujemy z zakładami pracy chronionej, ośrodkami pomocy społecznej, domami opieki, różnie. Wciąż spotykam zaangażowanych ludzi, którym naprawdę zależy na losie podopiecznych: siostry zakonne, młodych pracowników socjalnych. Pracują po godzinach, bez dodatkowego wynagrodzenia i bez większej szansy, że ktoś, poza pensjonariuszami, im za to podziękuje. Niejednokrotnie takie ośrodki mają przystosowane pojazdy i mogą jednorazowo przywieźć nawet sześć-osiem osób. Dajemy radę, by pacjentów leczyć wtedy równocześnie. Przed często stosowanym znieczuleniem ogólnym trzeba być na czczo. Nie możemy więc robić zabiegów na raty, przetrzymując pozostałe osoby głodne. Zwarci i gotowi czekamy na całą grupę. Załatwiamy to sprawnie i wierzymy, że do nas wrócą za rok, góra dwa.

Dlaczego?

Nie da się wyleczyć zębów raz na zawsze, chociaż można odnieść wrażenie, patrząc na limity NFZ na te usługi, że tak właśnie jest, bo średnio jedna osoba niepełnosprawna w polskim systemie może spotkać stomatologa raz w życiu. Teoretycznie system dba o niepełnosprawnych, którzy stracą zęby, bo gwarantuje im leczenie protetyczne. Problem w tym, że niepełnosprawność, zwłaszcza intelektualna, jest zwykle istotnym przeciwwskazaniem, więc pacjent z tego przywileju i tak nie skorzysta. Idealnym rozwiązaniem byłoby więc ocalenie tych zębów, które jeszcze są i utrzymanie ich w dobrostanie.

Najważniejsze zyski?

Moje osobiste? Praca stomatologa jest jednak dość odtwórcza, a ja lubię wyzwania, budować, szukać rozwiązań. Ale najważniejsza jest satysfakcja, taka ludzka. Wzruszenia niezapomniane. Ostatnio mieliśmy pacjenta z wodogłowiem, aż z Pomorza. Miał duże problemy z komunikacją, a jednak, gdy w geście podziękowania, jedynym, jaki był dla niego dostępny, uścisnął dłoń pani anestezjolog, wszystkim nam w zespole zaszkliły się oczy. Nie zapomnę też nigdy "pacjenta agresywnego", pensjonariusza ośrodka dla chorych psychicznie z Wielkopolski.

Zrobił komuś krzywdę?

Regularnie robił: sobie i otoczeniu. Faszerowanie go lekami niewiele pomagało. Okazało się, że on po prostu krzyczał o pomoc. Wymagał usunięcia 16 zębów. I już nie jest agresywny.

Przerażające.

Ta praca wciąż uczy pokory, zmusza do refleksji. Ostatnio przyjęliśmy pacjentkę, która wszystkich wprawiła w osłupienie. Niewidoma trzydziestolatka, całkiem sama, przyjechała pociągiem za granicę, żeby leczyć zęby. Silna, niezależna, nie zgodziła się, żebyśmy ją odwieźli z powrotem, bo w jej ocenie nie było takiej potrzeby. Po prostu. Ilu w pełni sprawnym osobom zdarza się z byle powodu twierdzić: "nie dam rady, nie mogę, nie uda się"? Wystarczy przypomnieć sobie tę dziewczynę, żeby ugryźć się w język.

Zobacz wideo
Więcej o: