Historię Charliego opisała na Twitterze jego żona Lindsay. Obydwoje chcieli w ten sposób zachęcić do szczepień przeciwko grypie tych, którzy tego nie robią.
Wszystko zaczęło się w styczniu od typowych dla grypy objawów u obojga partnerów. Poszli więc do lekarza, który potwierdził, że chorują na grypę (wirus typu A). Nie przejęli się tym jednak, ponieważ byli pewni, że to zwyczajna grypa sezonowa i nie grozi im nic poważnego.
Lindsay, która zachorowała później, dostała lek o nazwie Tamiflu. To lek przeciwwirusowy, który łagodzi przebieg choroby i skraca czas jej trwania. Najlepiej działa, kiedy przyjmie się go w przeciągu 48 godzin od wystąpienia objawów. - Ja zachorowałem 48 godzin wcześniej, więc go nie przyjąłem - wyjaśnia Charlie w rozmowie z serwisem BuzzFeed News.
Kilka dni później Amerykanin poczuł się gorzej, więc znów trafił do lekarza. Pobrano mu krew i odesłano z powrotem do domu. Dzień później stan Charliego jeszcze bardziej się pogorszył - mężczyzna miał wysoką gorączkę i zaczął majaczyć. Żona zawiozła go do szpitala, gdzie lekarze zdecydowali o wprowadzeniu chorego w stan śpiączki farmakologicznej.
Doszło do powikłań, w wyniku których mężczyzna zachorował na zapalenie płuc oraz sepsę, która przerodziła się w śmiertelnie groźny wstrząs septyczny. Doprowadziło to do niewydolności wielu narządów, m.in. nerek. Lekarze podłączyli do go aparatury podtrzymującej życie i walczyli o jego powrót do zdrowia.
Organizm Charliego okazał się na tyle mocny, że mężczyzna powoli zaczął odzyskiwać siły i został wybudzony ze śpiączki. Mężczyzna spędził w szpitalu 58 dni i stracił około 18 kilogramów. Rozwinął się u niego zanik mięśni, miał problemy z połykaniem, mówieniem i staniem.
Zanim wrócił do domu, spędził jeszcze 21 dni w placówce opiekuńczej. Wyszedł stamtąd w połowie kwietnia. Ma ubytek słuchu w jednym uchu i blizny pooperacyjne, wciąż potrzebuje też rehabilitacji i korzysta z opieki pielęgniarskiej w domu, ale jest dobrej myśli.
Charlie ma nadzieję, że jego historia zachęci ludzi do zaszczepienia się przeciw grypie i przyznaje, że nie jest przeciwny szczepieniom. - Uważam, że odporność zbiorowa to świetna rzecz. Niezaszczepienie się wynikło z lenistwa, poza tym z żoną w ogóle nie pomyśleliśmy o tym, że potrzebujemy takiego zabezpieczenia. Myślałem, że grypa jest groźna tylko dla dzieci i osób starszych - tłumaczy.
BuzzFeed News podaje, że nie oni jedni tak sądzą. Według amerykańskiego organu Center for Disease Control and Prevention około połowa Amerykanów pomija szczepienia przeciwko grypie. W Polsce jest jeszcze gorzej. Z roku na rok rośnie liczba zachorowań. W ubiegłym roku w naszym kraju zarejestrowano 5,4 mln przypadków. Tymczasem na szczepienia zgłasza się bardzo niewielki odsetek Polaków. W roku 2017/2018 zaszczepiło się tylko 3,7 procent obywateli.
Choć powikłania pogrypowe mogą być niebezpieczne dla osób w każdym wieku, szczególnie groźne są one dla osób starszych. 80 procent przypadków zgonów występujących w sezonie grypowym dotyczy chorych powyżej 65. roku życia. W związku z tym w roku 2018/2019 szczepienia dla osób w tym wieku będą refundowane w 50 procentach.