Rak piersi (a właściwie rak sutka) to najczęściej występujący nowotwór złośliwy u Polek i nie tylko - w samym 2018 roku na całym świecie zdiagnozowano aż dwa miliony nowych przypadków. Ten typ nowotworu zagraża szczególnie kobietom powyżej 50. roku życia, jednak młodsze również powinny mieć się przed nim na baczności. Bardzo ważne jest regularne samobadanie się, dzięki temu ma się szanse na jak najwcześniejsze wykrycie nieprawidłowości i odpowiednią diagnozę.
To jednak oczywiście nie wystarczy. Specjaliści na całym świecie nie ustają w zmaganiach, by poprawić diagnostykę raka piersi, a także znaleźć skuteczne sposoby na jego leczenie. Podobnie, jak w przypadku innych nowotworów, im wcześniej zostanie on zdiagnozowany, tym pacjentka - lub, co zdarza się jednak rzadko, pacjent - ma większe szanse na wyjście z choroby albo jej zahamowanie.
Ostatnim znaczącym dokonaniem w tej materii jest odkrycie zespołu amerykańsko-norweskiego zespołu naukowców (z ośrodka Icahn School of Medicine at Mount Sinai i Szpitala Uniwersyteckiego w Oslo). Udało im się odkryć zupełnie nowy biomarker w postaci białka o nazwie NR2F1, które może wiele powiedzieć o rokowaniach dla chorych na raka piersi pacjentek, a także posłużyć jako podstawa do opracowania nowych terapii, dzięki którym unikną śmiertelnie niebezpiecznych przerzutów.
Konkretniej, chodzi o obecność NR2F1 lub jego brak w szpiku kostnym chorej, w którym stwierdzono tzw. rozsiane komórki nowotworowe (z ang. residual disseminated tumor cells, DTC), które świadczą o potencjalnych przerzutach. Na tej podstawie możliwe jest precyzyjne określenie tego, czy rak jest uśpiony, czy też ma nastąpić jego nawrót ze śmiertelnymi przerzutami. W toku eksperymentu, który pozwolił stwierdzić tę zależność, naukowcy zaobserwowali, że ochotniczki, u których odnotowano tylko niewielką ilość białka albo jego brak, zmarły w krótkim czasie.
Z kolei u pacjentek, u których stwierdzono wysoką koncentrację NR2F1 w DTC w szpiku kostnym, zwykle nie odnotowywano przerzutów i żyły zdecydowanie dłużej. Naukowcy twierdzą, że to właśnie duże stężenie białka powoduje uśpienie aktywności komórek rakowych, a właściwie ich dezaktywację, co przekłada się na to, że rak piersi nie rozprzestrzenia się dalej i nie rozwija.
Samo badanie szpiku kostnego w celu określenia stopnia zaawansowania raka piersi nie jest nowością, bo często jego przerzuty ujawniają się na kościach. Szpik sprawdza się pod kątem obecności rozsianych komórek nowotworowych. Nie jest to jednak precyzyjna metoda - nawet 60 procent chorych, u których stwierdzono obecność DTC w szpiku kostnym, nie ma nawrotów choroby przez pięć lat lub dłużej. A zły wynik badania skłania do rozpoczęcia inwazyjnych, w wielu przypadkach niepotrzebnych, terapii.
Dlatego opracowanie testu na obecność NR2F1 może się okazać prawdziwą rewolucją w diagnostyce raka i określaniu rokowań dla pacjentek. Co więcej, wiedza o istnieniu samego białka i tego, co oznacza jego obecność w szpiku kostnym, może stać się podstawą do opracowania nowych metod leczenia raka piersi, ale też usprawnić te już istniejące. Mówiąc wprost: białko można by podawać chorym, żeby uśpić nowotwór albo - w przypadkach stwierdzenia braku NR2F1 lub jego niewielkiej ilości w szpiku kostnym - szybciej wdrożyć odpowiednie leczenie, by nie dopuścić do śmiertelnie groźnych przerzutów.
Wyniki badań, które już zostały ochrzczone przez niektóre media jako rewolucyjne i przełomowe, zostały opublikowane w Breast Cancer Research.
Zobacz też: