Nowotwory są sprytne i świetnie kryją się przed układem immunologicznym. Częściowo to dlatego, że wytwarza je nasz organizm, więc nie są rozpoznawane jako zagrożenie z zewnątrz. Ich zabójcza moc polega również na tym, że potrafią wysyłać naszym "obrońcom", takim jak limfocyty czy makrofagi, sygnał "nie jedz mnie". W efekcie, niczym nie niepokojone, mogą się spokojnie rozrastać w naszym organizmie.
Istnieje jednak nowoczesna (i prężnie rozwijająca się) gałąź medycyny, która pozwala na zwalczanie raka za pomocą specjalnie dobranych białych krwinek. To właśnie immunoterapia, która daje wielu chorym na nowotwory największą nadzieję na wyleczenie lub zahamowanie progresji raka.
O co chodzi w tej metodzie leczenia? W dużym skrócie immunoterapia polega na tym, by nauczyć nasz organizm reagowania na zagrożenie i jego eliminowania. Mówiąc obrazowo, białe krwinki (głównie limfocyty T) "trenuje się" tak, by zauważały, atakowały i zwalczały (same lub przy pomocy makrofagów) komórki nowotworowe.
Ostatnio nowy rodzaj immunoterapii zastosowano w Radomskim Centrum Onkologii. Jak informuje Gazeta Wyborcza, leczeniu poddana została 62-letnia mieszkanka Radomia, u której wykryto niedrobnokomórkowego raka płuc, wymagającego chemio- i radioterapii. W jej przypadku zastosowano oba rodzaje leczenia, a także immunoterapię, by zwiększyć szansę na zapanowanie nad chorobą.
W terapii wykorzystano lek o nazwie durwalumab (Imfinzi). Do tej pory w Polsce stosowano go jedynie u osób biorących udział w badaniach naukowych. Od kilku miesięcy jest on już jednak stosowany w Stanach Zjednoczonych, gdzie uzyskał rejestrację Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) w terapii chorych z niedrobnokomórkowym rakiem płuca w III stadium. Durwalumab stosuje się w immunoterapii chorych, którzy nie mogą zostać poddani zabiegowi operacyjnemu w celu usunięcia guza i których nowotwór nie zaczął się ponownie rozwijać po zastosowanej radiochemioterapii.
Durwalumab zawiera ludzkie przeciwciała dobrane tak, by skłonić limfocyty T do wykrywania i niszczenia komórek nowotworowych (więcej na ten temat). Według danych z badania PACIFIC pacjenci leczeni tym lekiem mają o 20 procent mniej nawrotów po roku od zakończenia leczenia. Lek podawany jest dożylnie w dawkach co dwa tygodnie, a pomiędzy nimi pacjent nie musi leżeć w szpitalu.
Jak mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą rzeczniczka Radomskiego Centrum Onkologii, Izabela Leśkiewicz, pacjentka obecnie "czuje się dobrze, jednak leczenie potrwa jeszcze wiele tygodni".
Według szacunków ten typ raka stanowi 80 procent wszystkich tego rodzaju zmian w płucach (pozostałe 20 procent to rak drobnokomórkowy). Chorobę najczęściej diagnozuje się dopiero w III lub IV stadium zaawansowania. Z tego powodu jest to nowotwór, w którym rokowania są zwykle złe. Pięć lat po diagnozie przeżywa zaledwie 10 procent chorych.
W leczeniu niedrobnokomórkowego raka płuc stosuje się przede wszystkim metody operacyjne w połączeniu z radio- i chemioterapią. Metody walki z tą chorobą zależą jednak od stopnia jej zaawansowania. Na wczesnym etapie radio- i chemioterapia, a także chirurgiczne usunięcie nowotworu są możliwe i dają dobre rezultaty (jeśli nowotwór uda się wykryć we wczesnym stadium, możliwe jest nawet jego całkowite usunięcie). Im później pacjent trafi do lekarza, tym rokowania są gorsze, a w ostatnich stadiach choroby leczenie polega wyłącznie na łagodzeniu objawów (więcej na ten temat).
Czytaj również: