Światowe media obiegła informacja o 12-latce z Kazachstanu, która przeszła operację w jednym z tamtejszych szpitali - Mangystau Regional Children's Hospital. Nastolatka trafiła do placówki, bo skarżyła się na "ekstremalny" ból brzucha, który nasilał się stopniowo przez dwa lata, oraz towarzyszące mu, ciągle nawracające nudności.
Oprócz tego była poważnie osłabiona, miała opuchnięte nogi, a także wyraźnie wydęty brzuch, mimo że jadła niewiele i była bardzo szczupła. Przyczyną stanu 12-latki okazał się trichobezoar, czyli zlepek włosów, który zalegał jej w żołądku. Był tak duży, że nie obyło się bez operacji pod narkozą, na którą - ze względu na osłabienie - dziewczynka musiała poczekać kilka dni.
- W związku z niskim poziomem białka i opuchlizną, lekarze potrzebowali dwóch dni, by przygotować ją do operacji - zrelacjonował kierujący zespołem chirurgów Sułtanbek Tumaszew. Nastolatka była wręcz wychodzona i niedożywiona, bo zlepek zajmował niemal całą przestrzeń w jej i tak już rozciągniętym żołądku.
W trakcie operacji chirurdzy rozcięli żołądek dziewczynki, z którego za pomocą potężnych szczypiec wyciągnęli (z trudem, co widać na nagraniu z zabiegu) równie masywny trichobezoar. Z pomiarów wynika, że miał aż 35 cm długości i 15 cm szerokości, a do tego ważył tyle, co zdrowe niemowlę - 3,65 kg.
Według doniesień po operacji dziewczynce nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Skąd w ogóle w jej żołądku znalazły się włosy i to w takiej ilości? Sama przyznała się lekarzom, że odkąd pamięta, ma nawyk żucia własnych kosmyków.
Ów nawyk ma swoją nazwę - to trichofagia, która często idzie w parze z trichotillomanią, czyli zaburzeniem psychicznym objawiającym się intensywnym, niekontrolowanym wyrywaniem sobie swoich własnych włosów.
Definicja trichofagii jest prosta. To kompulsywny nawyk zjadania włosów. Te chory zwykle pozyskuje z więcej niż jednego miejsca na ciele (głównie z twarzy - brwi, rzęsy, broda), choć przeważnie wybiera włosy z głowy. Również dlatego, że często dosłownie żuje jeszcze rosnące kosmyki, których nie wyrywa, tylko odgryza fragmenty i następnie połyka. Niektórzy zjadają tylko cebulki włosów albo same końcówki.
Wszystkie trafiają do żołądka. Im ich więcej, tym bardziej zagrażają zdrowiu chorego. Kwasy żołądkowe nie są w stanie ich strawić, więc ostatecznie może dojść do uformowania się zlepka, który w medycynie nosi nazwę trichobezoaru. Ten usuwa się operacyjnie pod narkozą, ale w lżejszych przypadkach wystarcza podanie środków przeczyszczających.
Zarówno trichofagia, jak i trichotillomania, to zaburzenia psychiczne, które należy leczyć z pomocą psychiatry. Z opracowania na ten temat autorstwa polskich specjalistów wynika, że rzadko zdarza się, by chory cierpiał tylko z ich powodu. "Częściej stanowi ono element szerszego spektrum powtarzalnych zachowań skoncentrowanych na ciele", piszą.
Dlaczego ludzie w ogóle żują, gryzą i połykają swoje włosy? Bezpośrednią przyczyną są stany napięcia - nawyk przynosi po prostu (chwilową) ulgę. W dalszej perspektywie to kwestia wspomnianych zaburzeń, za którymi stoją uwarunkowania środowiskowe czy genetyczne.
Nie wiadomo, jakiego procenta populacji dotyczy problem. Liczba potwierdzonych przypadków świadczy o tym, że zaledwie 0,6 procent, jednak polscy badacze szacują, że w rzeczywistości to problem 1,5 procenta mężczyzn i 3,4 procent kobiet. W USA jedno z anonimowych badań wskazuje, że zaburzenie może być dużo częstsze - ponad 6 procent populacji deklaruje, że cierpi z jego powodu.
Więcej na temat trichofagii i trichotillomanii przeczytasz (w języku polskim) tutaj.
Zobacz też: