Na wstępie zaznaczamy - nie chcemy nikogo zachęcać do picia alkoholu, kiedy jest chory. Niezależnie od tego, czy leczy się antybiotykami, czy jakimikolwiek innymi środkami. Zdecydowanie to odradzamy, nawet w małych ilościach, bo organizm w trakcie choroby jest osłabiony i "procenty" na pewno nie pomogą szybciej wrócić do zdrowia.
Dlaczego więc o tym piszemy? Bo wiele osób, zamiast rezygnować z alkoholu, woli pominąć dawkę leku. A to może mieć o wiele poważniejsze konsekwencje dla zdrowia niż lampka wina czy szampana (picie większych ilości alkoholu w trakcie choroby jest bardzo nieodpowiedzialne i niebezpieczne - niezależnie od tego, czy w ogóle stosujemy jakiekolwiek leki - bo obniża zdolność układu odpornościowego do zwalczania infekcji).
Przede wszystkim, przerywanie kuracji osłabia jej skuteczność, a w dalszej konsekwencji zwiększa tzw. antybiotykooporność, która jest jednym z najbardziej palących problemów współczesnej medycyny i zagraża nam wszystkim.
Tymczasem wciąż powszechnie funkcjonuje mniemanie, że pod żadnym pozorem nie wolno mieszać antybiotyków z "procentami", które nie wynika niestety z odpowiedzialności, tylko z błędnych przekonań. Najczęściej ludzie myślą bowiem, że alkohol wywoła niepożądane skutki uboczne albo że antybiotyki zadziałają za słabo.
Tymczasem ten problem dotyczy tylko kilku ich konkretnych rodzajów, co przy kilkuset stosowanych w medycynie nie jest znaczącą liczbą. Należą do nich antybiotyki z grupy cefamycyn i cefalosporyn, które w połączeniu z alkoholem powodują m.in. nudności, wymioty, bóle głowy, duszności i bóle w klatce piersiowej.
Podobne efekty wywołuje disulfiram, który z tego powodu jest też stosowany u pacjentów leczących się z alkoholizmu - chodzi o to, by nieprzyjemnymi objawami zmobilizować ich do abstynencji.
Serwis BBC Future wymienia w tej grupie również metronidazol, wykorzystywany do leczenia m.in. trądziku różowatego, sepsy (posocznicy) czy przy problemach w obrębie jamy ustnej. Lekarze nie są zgodni co do tego, czy metronidazol w połączeniu z alkoholem faktycznie wywołuje skutki uboczne, bo nie ma na to zbyt wielu dowodów. Dla ostrożności lepiej jednak powstrzymać się od picia "procentów" w trakcie kuracji nim.
To samo dotyczy leczenia tinidazolem (często stosowanym jako zamiennik metronidazolu), linezolidem i erytromycyną. Poza tym istnieje jednak wiele antybiotyków, które w połączeniu z alkoholem nie powodują skutków ubocznych.
Skąd więc to powszechne mniemanie o szkodliwości takiego połączenia? Teorii jest kilka. Serwis BBC wymienia dwie szczególnie interesujące, które mogły się stać podstawą dla upowszechnienia się takich przekonań.
Pierwsza z nich bazuje na tym, że od lat antybiotyki są powszechnie stosowane w leczeniu chorób przenoszonych drogą płciową. Zakazując picia alkoholu swoim pacjentom, lekarze mieli rzekomo w przeszłości karać ich w ten sposób za domniemaną rozwiązłość.
Inne wyjaśnienie ma związek z II wojną światową. W okresie walk w północnej Afryce rannych i chorych żołnierzy leczono penicyliną. W tamtych czasach jej dostępność była mocno ograniczona, co zmuszało medyków do odzyskiwania jej z moczu pacjentów. Jako że picie piwa sprawiało, że "produkowali" go więcej, brytyjskim żołnierzom zakazano spożywania "procentów" właśnie ze względu na cenną penicylinę.
To, że niewielkie ilości alkoholu nie wywołują skutków ubocznych przy zażywaniu większości antybiotyków wcale nie oznacza, że można to robić bez umiarkowania. Jeśli zdarzyło nam się zachorować, a w planach mamy np. imprezę, na której bardzo nam zależy i chcemy wypić na niej symboliczny kieliszek szampana, bezwzględnie upewnijmy się wcześniej u lekarza przepisującego receptę, czy to na pewno bezpieczne.
To, jakie ostatecznie zalecenia uzyskamy, zależy nie tylko od rodzaju antybiotyku, ale też przekonań samego specjalisty. Większość z nich zapewne powie, żeby w miarę możliwości unikać picia jakiegokolwiek alkoholu w trakcie leczenia. Dlaczego? Wcale nie chodzi im o zemstę za podejrzewaną rozwiązłość seksualną pacjentów, tylko bardzo pragmatyczne kwestie dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa.
O dokładne wyjaśnienie poprosiliśmy jednego z lekarzy o ogólnej specjalizacji. Lekarz, który z nami rozmawiał, poprosił o anonimowość ze względu na wrażliwość tematu - mimo że sam jest przeciwny połączeniu "alkohol plus antybiotyki", nawet w niewielkich ilościach, przyznaje, że ostatecznie "lepiej wypić lampkę szampana w trakcie kuracji antybiotykami, niż ją przerywać". Nie chce jednak, by było to rozumiane jako zachęta do picia alkoholu przez chore osoby.
W rzeczywistości bowiem to, że konkretne antybiotyki nie powodują skutków ubocznych w połączeniu z alkoholem, wcale nie oznacza, że dotyczy to wszystkich pacjentów bez wyjątku. - Zalecenie odnośnie do niespożywania napojów alkoholowych podczas terapii antybiotykami ma wiele uzasadnień. Należałoby zacząć od najbardziej oczywistego, czyli interakcji antybiotyku jako substancji z chorym, a precyzując - z jego metabolizmem - zauważa lekarz.
- Działanie, skutki niepożądane, wskazania, przeciwwskazania, interakcje i dawkowanie dotyczące skuteczności i stosowania jakiegokolwiek leku opierają się na testach przeprowadzanych na grupie ludzi. Obserwacja i analiza tych badań pozwala na wprowadzanie leku do użytku - przypomina specjalista. - Pomimo jednorodności szlaków metabolicznych, które występują u każdego człowieka, homeostaza pomiędzy nimi jest zależna od dziesiątek, jeśli nie setek czy tysięcy czynników, a więc i metabolizm naszego antybiotyku będzie zależny od tych czynników. Jednym z nich jest alkohol i jego trawienie przez organizm - dodaje.
Co to właściwie znaczy? Upraszczając, że z jednej strony wszyscy mamy jednakowy metabolizm (stąd wyniki badań dotyczących skuteczności leku czy terapii na grupach kontrolnych można przełożyć na ogół ludzi, spodziewając się, że zadziałają podobnie u każdego). Z drugiej jednak wszyscy nieco się różnimy i organizm każdego z nas jest wyjątkowy, a więc może na różne czynniki reagować "po swojemu". W praktyce więc wspomniany alkohol u jednej osoby może nie wywołać żadnych skutków ubocznych nawet w połączeniu z silnymi lekami, a u innej znacząco wpłynie na ich działanie (np. wzmocni je albo osłabi lub wręcz zniweluje).
- Podsumowując, indywidualność interakcji alkoholu i przyjmowanego leku u każdego z nas może być inna i niekoniecznie wszystkie wnioski z badań - przeprowadzonych nawet na największej grupie kontrolnej - możemy zawsze odnieść do każdego pacjenta w stosunku jeden do jednego - przestrzega lekarz.
- Kolejnym powodem, dla którego zalecamy unikanie łączenia alkoholu z antybiotykami, są zwyczaje samych pacjentów. Podczas procesu leczenia nagminnie zażywają oni dodatkowo leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe. To głównie środki z acetaminofenem, czyli popularnym paracetamolem, który występuje pod wieloma postaciami i nazwami handlowymi - zauważa ekspert.
Jak wyjaśnia, "środek ten znakomicie działa przeciwgorączkowo", jednak nie wolno go łączyć z alkoholem, bo może doprowadzić do poważnych uszkodzeń wątroby, również takich, które kończą się śmiercią. - Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której pacjent zgłasza się do lekarza po antybiotyk, bo jest chory, a następnie - chcąc przyspieszyć proces leczenia - zaopatruje się w całą paletę leków zawierających w swoim składzie właśnie acetaminofen (każdy pod inną nazwą handlową). Bo przecież "im więcej leków zjem, tym szybciej będę zdrowy", prawda? A co, jeśli do tego pacjent dołoży jeszcze wieczorem grzane wino lub "seteczkę" i rano będzie chciał iść do pracy? Otóż takie samoleczenie może się skończyć nie w pracy, lecz w szpitalu - mówi obrazowo specjalista.
Ostatecznym argumentem, który powinien przekonać entuzjastów alkoholu do tego, by zrezygnować z niego na czas leczenia, jest fakt, że obniża on zdolność układu odpornościowego do zwalczania infekcji. Przez to możemy chorować dłużej, a objawy mogą się nasilić lub być bardziej uciążliwe. Zdecydowanie lepiej więc na te trzy do 10 dni, bo tyle zwykle trwa zażywanie antybiotyków, jednak powstrzymać się przed piciem "procentów". Na pewno wyjdzie nam to na zdrowie.
Zobacz też: