Życie to nie "Filadelfia". "Nie ma grup ryzyka. Są tylko ryzykowne zachowania" [WYWIAD]

Czerwona kokardka się opatrzyła? Temat HIV nudzi? Co drugi zakażony w Polsce nie wie o swojej chorobie. Po każdej grudniowej akcji edukacyjnej na badania zgłasza się mnóstwo ludzi, bo nagle do nich dociera, że jednak problem może ich dotyczyć. W tym czasie stwierdza się nawet trzykrotnie więcej przypadków nosicieli wirusa niż w pozostałe miesiące. Kolejny rzut następuje po ryzykownych wakacjach.

O nowych metodach diagnostycznych, wiecznie żywych mitach, niestandardowych akcjach informacyjnych i zmianach (także pozytywnych) w naszym myśleniu o HIV rozmawiamy z lek. Hubertem Pawlikiem, pracującym w Zjednoczeniu na Rzecz Żyjących z AIDS/HIV "Pozytywni w Tęczy".

Dołącz do serwisu Zdrowie na Facebooku!

Eliza Dolecka: Pracuje pan dla organizacji, która zajmuje się edukacją AIDS/HIV niejednokrotnie niestandardowo. Edukatorzy wychodzą na ulice, trafiają do nocnych klubów, zamkniętych środowisk...

Hubert Pawlik: Rzeczywiście. Zjednoczenie prowadzi takie projekty, jednak nie chce i nie może się do nich ograniczać. Niemal każda osoba może ulec zakażeniu. Pewność, że nie jest zakażona, może uzyskać tylko w wyniku badania. To przede wszystkim chcemy uświadamiać. Umożliwiamy dostęp do bezpłatnych, anonimowych badań niemal wszystkim.

Niemal?

- Prawo nie pozwala nam badać bez zgody rodziców osób nieletnich, chociaż statystyki pokazują, że ryzyko wśród nastolatków jest wyjątkowo wysokie. To kuriozalne, że od ukończenia 15 lat można legalnie uprawiać seks, ale nie można wykluczyć choroby przenoszonej drogą płciową. Są sposoby, by to prawo obejść, jednak nie powinno tak być.

Jakie?

- Badania u nas są anonimowe, stąd nie możemy wylegitymować osoby, która nastolatkowi towarzyszy. Nie mamy pewności, że to rodzic... Zresztą, nie żądamy też dokumentu tożsamości od pacjentów, stąd można sobie dodać parę miesięcy. Oceniamy przecież "na oko". To lepsze niż rezygnacja z testu.

Rodzice nie chcą badać dzieci, nawet, gdy w grę wchodzi ich życie?

- Niejednokrotnie zjawiają się nastolatki z rodzicami, najczęściej z inicjatywy dziecka. To fajne i budujące, bo dowodzi ogromnego zaufania wobec dorosłego. Bywa jednak i tak, że dzieciak bardziej wstydzi się przyznać rodzicom do nieakceptowanych przez nich zachowań, niż boi się AIDS. Zwłaszcza, że opiekunom tak łatwo przychodzi myślenie, że problem nie dotyczy ich dziecka. Zdarza się, że wyedukowany małolat woli zasugerować, że miał kontakt z krwią podczas bójki, bo to przecież także grozi zakażeniem. To też jakieś wyjście, ale wolałbym, żeby mógł szczerze powiedzieć o swoich obawach.

Rodzice nie dają sobie rady z rozmawianiem o "tym". Dzieci się wstydzą. Statystyki pokazują, że najczęściej do zakażenia dochodzi u bardzo młodych ludzi, którzy o chorobie dowiadują się po wielu latach. Co z tym robić?

- Rodzice mogą być różni, dostęp do edukacji powinni mieć wszyscy. To zadanie szkoły. Sam brałem udział w takich zajęciach w liceach i gimnazjach. Poziom wiedzy wielu małolatów po prostu przeraża.

Pewnie były śmiechy, głupie docinki... Takie zajęcia rzeczywiście coś dają?

- Były, jasne - jak to w grupie, wszyscy mocni. Z tym, że zawsze po zajęciach można było przyjść porozmawiać w cztery oczy, bez asysty kolegów. I wtedy okazywało się, jak bardzo młodzież potrzebuje tych spotkań.

Skoro dzieciaki w grupie "kozakują", to trochę trudno uwierzyć, że będą poddawać się badaniom na obecność HIV podczas akcji w klubach czy szkołach...

- Rzeczywiście, jest z tym problem. Ostatnio prowadziliśmy akcję wśród studentów Politechniki Warszawskiej i SGGW. Zgłosiło się niewiele osób, chociaż można mieć nadzieję, że akurat ta grupa społeczna powinna być otwarta, świadoma zagrożeń... Z drugiej strony: trudno powiedzieć, ile osób, które o nas usłyszały, zobaczyły, potem anonimowo zgłosiło się na badania gdzie indziej. HIV wciąż jest tematem tabu, pewnie dlatego, że dotyczy sfery intymnej. Tymczasem z punktu widzenia lekarza to taka sama choroba społeczna, jak cukrzyca czy nadciśnienie. Z tym, że HIV można kogoś zakazić, jeśli nie podejmuje się leczenia. Diagnozowanie się to kwestia odpowiedzialności za siebie i innych.

HIV zabija...

- Gdy kontrolujemy swój stan zdrowia, to nie bardziej niż niestygmatyzujące choroby cywilizacyjne. Życie z HIV to nie koniec świata. Doskonała forma seropozytywnych nie dotyczy tylko bogatych, gwiazd tego formatu, co Magic Johnson. Najdłużej żyjąca w Polsce HIV osoba diagnozę usłyszała 29 lat temu. Od tego czasu zmieniły się leki i skuteczność leczenia. Jest coraz lepiej...

Zobacz wideo

To czego tu się bać?

- Zbyt późnego rozpoznania, gdy u zakażonego dojdzie do znacznego obniżenia odporności lub rozwinie się już pełnoobjawowe AIDS. Zakażenie HIV najczęściej daje objawy ok. 2-4 tygodnie po zakażeniu lub nie daje ich wcale. Są niecharakterystyczne, łatwo je pomylić z grypą, przeziębieniem. To łatwo przegapić. Wykrycie zakażenia na tym etapie choroby jest również ważne, ponieważ w okresie namnażania się wirusa jesteśmy bardziej zakaźni i stanowimy większe zagrożenie dla partnera. Duża część nowych zakażeń ma miejsce właśnie w tym okresie. Potem nic nie wskazuje na to, że jesteśmy nosicielami wirusa. Dopiero po 10-15 latach pojawiają się problemy, a rokowania są zdecydowanie gorsze niż u osób z szybko rozpoznanym problemem. Osoba zakażona, prawidłowo leczona, może bezpiecznie uprawiać seks, założyć rodzinę, mieć zdrowe dzieci. Możemy zminimalizować ryzyko zakażenia partnera regularnie przyjmując leki. Stąd te ciągłe apele o badania oraz kontrolę leczenia.

Kiedyś straszono HIV, a osoby zakażone, nawet dzieci, spotykał ostracyzm społeczny. Dziś mówi się, że to "tylko" choroba przewlekła, a niektórzy odbierają ją to jako swoiste przyzwolenie na ryzykowne zachowania...

- Cóż, ten kij też ma dwa końce. Jestem jednak zwolennikiem uświadamiania, że życie z HIV to nie koniec świata. To ważne, jeśli chcemy, żeby się nie rozprzestrzeniał bez kontroli. Strach nie zmieni ludzkiej natury.

Badania są łatwo dostępne? Nie ma kolejek?

- W przychodni przy ul. Jagiellońskiej, w której przyjmujemy pacjentów, kolejki się zdarzają głównie w czwartki. Wtedy wykonujemy tzw. szybkie testy. Wiele osób woli je od standardowych, bo na wynik czeka się tylko 30 minut. To znacznie ogranicza stres.

Czym różnią się te testy od klasycznych?

- Z punktu widzenia osoby badanej - w przypadku szybkiego testu pobieramy krew z palca, do testu przesiewowego z żyły. Pobieramy próbkę krwi i ja badamy. Czułość testu wynosi 98,5 proc., czyli praktycznie jak w przypadku dotychczas stosowanych przesiewowych.

I co się dzieje dalej, gdy wynik jest pozytywny, czyli stwierdzacie obecność wirusa HIV?

- Testy szybkie dostępne w Polsce pozwalają stwierdzić obecność przeciwciał, a testy przesiewowe klasyczne przeciwciała i antygen. Przy pozytywnym teście szybkim wykonujemy dla pewności klasyczny przesiewowy. Jeśli też jest dodatni, wykonujemy test potwierdzenia, najczęściej tzw. Western Blot (WB).

Nie można od razu takiego pewnego testu zrobić?

- Jest znacznie droższy, to znacznie utrudniłoby dostęp do bezpłatnych badań.

A co z szybkimi testami oralnymi, czyli polegającymi na wymazie z jamy ustnej, bez konieczności pobierania krwi?

- To właśnie one są zasadniczo przeznaczone do diagnostyki poza laboratorium. Czułość tych testów jest mniejsza. Pewnie będą się upowszechniać, bo lepszy taki test niż żaden, jednak warto pamiętać o ich mniejszej skuteczności diagnostycznej oraz o tym, że nie możemy zakończyć diagnostyki jedynie na podstawie tego testu

Czy to prawda, że najchętniej zgłaszają się do was osoby z tak zwanych grup ryzyka?

- Tak, są świadome zagrożeń, świetnie wyedukowane w przeciwieństwie do innych grup społecznych. I to jest problem.

Dlaczego?

- Wśród 35 tysięcy prawdopodobnych nosicieli HIV tylko część należy do tzw. grup ryzyka. Najtrudniej jest dotrzeć do tych, którzy myślą, że ich problem nie dotyczy.

A kogo dotyczy szczególnie?

- Nie mówimy o grupach ryzyka, a ryzykownych zachowaniach. Wśród nich najbardziej ryzykowny jest niezabezpieczony stosunek analny, zwłaszcza dla osoby pasywnej. Zaraz za nim stosunek waginalny. Tu bardziej na zakażenie narażona jest kobieta, szczególnie bardzo młoda lub po menopauzie. Trzeba jednak pamiętać, że seks oralny czy inne techniki, nawet ocieranie, mogą stanowić duże zagrożenie, jeśli dojdzie do uszkodzenia naskórka lub błony śluzowej, np. narządów płciowych lub jamy ustnej, i kontaktu z krwią.

Co ma menopauza do HIV?

- W przypadku bardzo młodych kobiet, jak i tych bardzo dojrzałych, podczas stosunku częściej dochodzi do uszkodzeń błon śluzowych, gdyż w pierwszym przypadku mechanizmy naturalnego nawilżania pochwy są nie w pełni wykształcone, w drugim już nie do końca sprawne. Można więc powiedzieć, że prawidłowa gra wstępna i lubrykanty zmniejszają ryzyko zakażenia.

Kobiety dojrzałe chętnie się badają?

- Na badania najczęściej przychodzą osoby w wieku 20-30 lat. Często odpowiedzialne pary, które planują rozpocząć życie seksualne. Nikt na nikogo się nie obraża, że to brak zaufania, bo przecież trudno brać odpowiedzialność za wcześniejszych partnerów, a ponadto seks to nie jest jedyna droga zakażenia. Zdarzają się też pary zdecydowanie starsze, bo coraz częściej i wieku bardzo dojrzałym zaczynamy życie od nowa. To cieszy.

A kobiety w ciąży? Kierowano do nich niejedną akcję uświadamiającą...

- I chyba z sukcesem. Przychodzą panie, którym nawet lekarz nie doradzał badania. Nietrudno wymazać z pamięci jakiś epizod, przygodny seks. Narazić na chorobę dziecko? To inna sprawa. Polki to chyba zrozumiały.

Przydatne linki:

"Pozytywni w Tęczy"

Krajowe Centrum ds. AIDS

Więcej o: