Ponad 10 lat temu pisaliśmy o ulubionych dietach Polaków, ostrzegając, że mogą szkodzić. Wówczas na forach internetowych, w pytaniach do redakcji i różnych rankingach rządziły diety: Kwaśniewskiego, szwedzka, Montignaca, South Beach (Dieta Plaż Południa) i Dukana. Trochę później dołączyła jeszcze kapuścianka. Dziś nie ma tygodnia, żeby o jakiejś "wyjątkowej diecie" nie zrobiło się nagle głośno. Wystarczy, że poleci ją celebryta, ktoś ogłosi w mediach społecznościowych, że "pomogła", nada nową nazwę temu, co już znane od dawna i kręci się od nowa. Tak czy owak dominują diety niskowęglowodanowe, a wśród nich keto, diety oparte na poście przerywanym (najczęściej 8/16), ewentualnie dieta DASH. Mamy dietetyczny postęp?
Najmodniejsze diety niemal zawsze od początku budzą kontrowersje. Lekarze i dietetycy grzmią o zagrożeniach, a zwolennicy bronią: "to działa" i licytują się, kto więcej schudł. Specjaliści ostrzegają: gdy chudniesz za szybko i za dużo, to źle. Odchudzający się chcą jednak ekspresowego efektu i nie chcą słuchać o tym, co potem. Potem jednak przychodzi efekt jo-jo, problemy zdrowotne, znudzenie dietą (ileż czasu można jeść głównie kapustę?) i trzeba szukać nowego "cudownego rozwiązania". A cudów nie ma.
Dieta optymalna doktora Jana Kwaśniewskiego gloryfikowała tłuszcze. Nie była jakimś rodzimym odkryciem - nawiązywała do diet niskowęglowodanowych, zwłaszcza znanej na świecie diety Atkinsa. Kiedy lekarze i dietetycy przestrzegali przed groźnymi skutkami jej stosowania, zwolennicy doktora Jana Kwaśniewskiego twierdzili, że to strachy na lachy. Niewątpliwie do jej popularyzacji przyczyniła się deklaracja prezydenta Lecha Wałęsy, że ją stosuje. Czujecie? Wałęsa stosuje Kwaśniewskiego. To wtedy grzało. Potem okazało się jednak, że pan prezydent ma poważne problemy kardiologiczne i to pogrzebało ostatecznie kontrowersyjną dietę.
Wysokobiałkowa dieta Dukana spadła z piedestału w atmosferze skandalu. Gdy tylko propozycje żywieniowe doktora Pierre'a Dukana ujrzały światło dzienne, lekarze bili na alarm, sugerując, że ta dieta może być zabójcza. Dukan miał zwolenników nawet po przegranych procesach i utracie prawa do wykonywania zawodu lekarza. Sposób odżywiania, w którym podstawowym źródłem energii ma być białko, grozi kwasicą prowadzącą przede wszystkim do odwodnienia, osłabienia i zaburzeń elektrolitowych. Obciążeniu mogą nie podołać nerki, narażone nawet na niewydolność. Obecnie stosuje się zmodyfikowane diety białkowe, ale wskazany jest nadzór lekarza lub dietetyka klinicznego, wykonywania badań kontrolnych itd.
Dieta Montignaca to w zasadzie samo zdrowie, ale okazała się zbyt skomplikowana dla większości ludzi. Miała być łatwa, chwyciło hasło: nie trzeba liczyć kalorii. Owszem, ale francuski doktor Michel Montignac zmuszał do regularnego korzystania z tabel indeksu glikemicznego (IG), zwrócił choćby uwagę, że surowa marchewka jest świetna, ale gotowana już nie. Podobnie makaron - al dente świetny, rozgotowany to kłopoty. Montignac zwracał uwagę na zagrożenia związane z insulinoopornością, zalecał stopniową utratę wagi. Uczulił na te kwestie wielu specjalistów. Jego dieta w zmodyfikowanej formie jest wciąż wykorzystywana choćby w zapobieganiu cukrzycy.
Podobnie z Dietą South Beach, w wielu aspektach podobnej do Montignaca i nieśmiertelnej diety śródziemnomorskiej. Ich główne założenia: unikanie produktów przetworzonych, świadomość, że są złe i dobre cukry, ale także tłuszcze, to dziś podstawy zdrowego odżywiania, a nie tylko odchudzania. To nie mogło na dłuższą metę odpowiadać osobom chcącym schudnąć. Tymczasem wszystkie te rozwiązania przy deficycie kalorycznym i aktywności fizycznej działają. Dieta Plaż Południowych miała jeszcze jedną wadę - dość skutecznie czyściła portfele, bo oparta jest na produktach, które tanie nie są, zwłaszcza w Polsce. Mamy jednak swoje skarby w kuchni i modyfikacje zdrowych diet na nich oparte.
Dieta szwedzka była realnie głodówką, niejednokrotnie o dobowej dawce kalorii na poziomie 500 kcal. Przez trzynaście dni człowiek miał jeść proste, nudne dania, a jakiekolwiek odstępstwo od diety (choćby żucie gumy) miało odebrać zapowiadane efekty, czyli utratę zapowiadanego zysku - ubytku 7 kilogramów. Aż trudno uwierzyć, że ludzie przez lata się na to godzili.
Dziś także, choćby przed ważnymi uroczystościami rodzinnymi, zdarza się, że ktoś się głodzi, żeby zmieścić się w sukienkę. Potem szybko to odrabia, niejednokrotnie z zapasem. Warto? Według uznania.
Chociaż przez wieki nasi przodkowie korzystali z zalet postu, współcześni dietetycy straszyli nim niczym ogniem piekielnym. Miał rozwalać nam trwale metabolizm i szkodzić prawie na wszystko. Pojawienie się na salonach diet typu intermittent fasting, czyli opartych na poście, to prawdziwa rewolucja. Zawdzięczamy ją przede wszystkim odkryciom japońskiego fizjologa prof. Yoshinori Ohsumi, dotyczącym autofagii. Badania nad procesem regeneracji i samooczyszczania organizmu podczas postu zapewniły mu Nagrodę Nobla, a nam nowe diety. To zawsze działa? Jest zdrowe? Zdania specjalistów są wciąż podzielone i trzeba czekać na pogłębione analizy. Według aktualnej wiedzy diety typu 8/16 są szczególnie polecane kobietom, które mają problem z kontrolowaniem wagi z powodu menopauzy. Podobno pozwalają schudnąć 10 kg miesięcznie. Nie sprawdzają się natomiast w przypadku osób z otyłością (efekt jest krótkotrwały). Nie są wskazane dla osób młodych, zwłaszcza dla wciąż rozwijających się organizmów.
O tym, jak krótko żyją diety, może choćby świadczyć przykład paleo. Wystarczyło chwytliwe hasło: "jedzmy, jak przodkowie, wśród nich otyłych nie było" i się nakręciło. A potem przyszła refleksja: jaskiniowcy żyli krótko i niekoniecznie tak, jak zaleca dieta. Zresztą jedzone przez nich produkty to były realnie zupełnie inne produkty. Cały nasz styl życia przecież się zmienił i pewnych rzeczy nie da się cofnąć, a wiedza choćby o osteoporozie nie pozwala spokojnie akceptować diety, która ogranicza podaż białka (nabiał jest zakazany). Wciąż nie brakuje zwolenników paleo, ale to już nie ten szał.
Dieta ketogeniczna (keto) to kolejna modyfikacja diety niskowęglowodanowej. Przynosi efekty (średnio ubytek masy - 0,5-1 kg tygodniowo), ale nie może być stosowana długotrwale. U wielu osób, zwłaszcza z zaburzeniami metabolitycznymi, chorobami nerek i wątroby, jest zakazana. Wg portalu dietetycy.org.pl zaledwie 2 proc. dietetyków klinicznych poleca tę dietę.
Wszystko działa i nic nie działa. Tyle idealnych rozwiązań, ilu odchudzających się. Wygrywa konsekwencja, zdrowy rozsądek i dobranie rozwiązań do potrzeb organizmu. Sukces musi być okupiony wysiłkiem i najczęściej niezbędna jest pomoc specjalisty, by ciężka praca dawała realne efekty. Oczywiście, lubisz białko, znajdziesz dietę, która je propaguje. Wolisz tłuszcze? Podobnie. Z cukrem gorzej, chociaż już te wolno przyswajane, złożone, są przecież podstawą programów żywieniowych. Jak jest najlepiej? Słuchać fizjologii, jeść wszystko z umiarem, rozsądnie, jak radziły nasze babcie. Na pewno przyszłość mają takie programy odżywiania, jak fleksitarianizm, czyli zakładające ograniczanie tego, co nam w diecie nie służy, ale niekoniecznie całkowitą eliminację, bo diety eliminacyjne prowadzą do niekorzystnych dla zdrowia niedoborów.
Już za późno na zdrowe modele, bo ważysz zdecydowanie za dużo? Pomyśl o diecie sprawdzonej, zgodnej z obecnie obowiązującą wiedzą, bezpiecznej i powszechnie dostępnej, choćby DASH (bezpłatny plan żywieniowy znajdziesz na stronie NFZ). Efekt odchudzający nawet jak przy keto (0,5-1 kg/tydzień). Nie dajesz rady? Pewnie potrzebujesz pomocy dietetyka (najlepiej klinicznego, nie po internetowym kursie), lekarza. Popularność zastrzyków wspomagających odchudzanie najdobitniej pokazuje, że najtrudniej o motywację, konsekwencję i zapanowanie nad głodem. Każdy sposób jest dobry, jeśli zapewnia trwały efekt i nie szkodzi twojemu zdrowiu bardziej niż sama otyłość czy nadwaga. Te są zabójcze, więc jest o co walczyć.