"Otyli kradną leki chorym na cukrzycę" (i odwrotnie), czyli o co tak naprawdę chodzi w zastrzykowej zadymie

Na leki o udowodnionym działaniu odchudzającym czekaliśmy z nadzieją od wielu lat. Nie mógł się ich doczekać niemal cały świat zmagający się z epidemią otyłości. Kiedy wreszcie takie preparaty się pojawiły i dotarły do Polski, nie zrobiło się zdrowiej i lepiej. W temacie Ozempicu, Saxendy i reszty mamy w kraju informacyjne pomieszanie z poplątaniem (z receptomatami i rejestracją leków w tle), szczucie na pacjentów oraz kryzys lekowy. I miliony "ekspertów" od nowoczesnej farmakologii.

Zainteresowanie preparatami należącymi do tzw. inkretyn, a konkretnie GLP1, stosowanymi w leczeniu cukrzycy typu 2, ale też o dowiedzionym działaniu odchudzającym i do takiego leczenia przeznaczonymi, nie słabnie. Wręcz przeciwnie: leki dostępne w Polsce pod handlowymi nazwami: Saxenda, Ozempic, Victoza, Wegovy, Trulicyty i Rybelsus, nie dość, że stają się coraz bardziej modne, są też coraz szerzej omawiane w mediach społecznościowych, często w negatywnym kontekście:

Po co mu te leki, jak jest szczupły?
Leczę się na cukrzycę. Przez grubasów brakuje dla mnie zastrzyków.
To leki przede wszystkim na insulinooporność. Jak jej nie masz, nie pomogą.

To tylko niektóre z krążących popularnych opinii, częściowo zgodnych zresztą z przekazem ministerialnych urzędników czy nawet części lekarzy. Rzecz w tym, że wszystkie te sądy, według ekspertów od otyłości i cukrzycy, są co najmniej nietrafione.

Modne, bo działają

W tym temacie nietrudno się pogubić, gdy nie jest się lekarzem czy farmakologiem, a nawet lekarzom, którzy nie specjalizują się w problematyce metabolicznej, nie jest łatwo. Dlatego o uporządkowanie informacyjnego bałaganu poprosiliśmy dr n. med. Patrycję Wachowską-Kelly, diabetolożkę specjalizującą się w leczeniu otyłości.*

Popularne nie tylko w Polsce leki, o których mówi się dużo głównie w kontekście aptecznych braków i efektów odchudzających, należą do analogów glukagonopodobnego peptydu pierwszego. Trudna nazwa, więc łatwiej posługiwać się potocznym określeniem "glutydy" lub skróconą nazwą GLP-1. Są przeznaczone do leczenia zarówno cukrzycy, jak i otyłości. Wiele z nich to zastrzyki, wyjątek stanowi Rybelsus (semaglutyd), stosowany doustnie.

Pierwotnie glutydy były faktycznie badane głównie pod kątem leczenia cukrzycy typu 2 i okazały się bezcenne w zapobieganiu groźnym powikłaniom tej choroby, choćby upośledzeniu pracy nerek. W przypadku zawału czy udaru obniżają ryzyko nawet o kilkadziesiąt procent. Szybko zaobserwowano również, że usprawniając procesy metaboliczne, mogą skutecznie odchudzać. Badania kliniczne pokazały, że u pacjentów, którzy nawet nie zmienili stylu życia, przynoszą CZASOWE efekty. To był przełom. Po latach stosowania metod umiarkowanie skutecznych pojawiło się narzędzie, które może realnie wspomagać proces odchudzania, zmobilizować pacjentów w walce o zdrowie, poprawić jakość ich życia i znacząco je wydłużyć.

Nielegalne szaleństwa do lamusa

Zdumiewające, jak wiele osób, zniechęconych brakiem efektów podczas bezpiecznych diet odchudzających, podejmuje ryzyko stosowania metod czarnorynkowych, niebezpiecznych dla zdrowia i życia. Mieliśmy modę na "spalacze tłuszczu", które zabijały. Przez chwilę kwitł rynek sprzedaży tasiemców w kapsułkach. Na nic zdawały się ostrzeżenia lekarzy, że ich stosowanie grozi choćby niedrożnością jelit. Po naszej publikacji na ten temat zdarzały się pytania do redakcji, gdzie to kupić.

Zobacz wideo

Moda minęła dopiero, gdy amatorzy tego szaleństwa przekonali się, że to nie działa, a z pomocą tasiemca łatwiej o niedokrwistość niż redukcję masy.

Naprawdę są osoby, które wydają się "tyć z powietrza", którym nie pomagają diety odchudzające w stopniu motywującym do dalszego wysiłku. Nieraz okazuje się, że za trudnościami w odchudzaniu stoją konkretne choroby, które trzeba leczyć, ale i bez nich konsekwentna redukcja wagi jest potrzebna. Tymczasem ani znacznej nadwagi, szczególnie, gdy współwystępuje z innymi chorobami przewlekłymi, ani tym bardziej otyłości, nie wolno lekceważyć. Otyłość sama w sobie jest już chorobą, która zagraża zdrowiu i życiu. Trzeba ją leczyć. To nie jest mniej ważne niż leczenie cukrzycy.

Pacjenci "gorszej kategorii"

Trudno zrozumieć, skąd wzięło się to powszechne podejście do lekceważenia stanu zdrowia osób, które zbyt dużo ważą i uznawania, że im się te nowe leki nie należą, bo "są sami sobie winni". Nie jest to do końca prawda, ale nawet jeśli? Nikt nie ma pomysłu, by nie leczyć tych, którzy palą papierosy, nadużywają alkoholu, za mało śpią, nie pozwalając odpowiednio regenerować się organizmowi, czy zaniedbują aktywność fizyczną.

Jak tłumaczy dr Patrycja Wachowska-Kelly, wciąż mamy przede wszystkim problem społeczny i niedobre przyzwyczajenia w podejściu do leczenia otyłości.

- Nawet dla lekarzy to nie jest taka sama choroba jak inne. Przez lata pacjenci byli kierowani do specjalistów leczenia otyłości dopiero, gdy ich życie było już bezpośrednio zagrożone, przy BMI powyżej 40. Od kilku lat mamy skuteczne leki, a przyzwyczajenia zostały. Skoro pacjent zgłosił się z niepłodnością, nietrzymaniem moczu czy nadciśnieniem, na tym właśnie koncentruje się lekarz. A pierwotna przyczyna problemów, czyli otyłość, zostaje.

Wg dr Wachowskiej-Kelly nie jest dobrym pomysłem, by lekarze, którzy nie mają doświadczenia cukrzycy lub otyłości, brali się za ordynowanie analogów GLP-1:

- Niektórzy lekarze twierdzą, że to leki przeznaczone do leczenia insulinooporności. De facto GLP1 to leki, które regulują produkcję insuliny w zależności od poziomu glukozy. Gdy jest wysoki, nasilają produkcję insuliny. Insulinooporność polega na tym, że organizm produkuje nadmierne ilości insuliny, gdyż jest za słaba odpowiedź komórek na ten hormon. Zatem glutydy mogą insulinooporność nasilać. Potem pacjenci się dziwią, że dostali lek "na insulinooporność", a poziom hormonu jeszcze podskoczył.

To jest dość skomplikowane, a nadmierne uproszczenia bywają obarczone błędem i prowadzą do nieporozumień. Analogi GLP-1 działają wielowymiarowo i zapewne to tajemnica ich skuteczności. Oszukują mózg, zapewniając uczucie sytości, regulują poziom hormonów tak, by usprawnić metabolizm. Obniżają poziom glukozy we krwi przez podwyższenie poziomu insuliny. Ta wiedza się przydaje. Trzeba uświadamiać pacjentom, że glutydy to wspomaganie leczenia, opartego na właściwej diecie i aktywności fizycznej. Ważny jest dobór preparatu, czas terapii i modyfikowane dawkowanie substancji czynnej. Bez tego można sobie narobić poważnych problemów. Do najczęstszych objawów niepożądanych należą nudności, wymioty, bóle brzucha, biegunki, zaparcia czy zawroty głowy, którym sprzyja choćby objadanie się, źle zbilansowana dieta. Leczenie wymaga nadzoru lekarza i kontrolnych badań, by redukować ryzyko wystąpienia rzadkich, ale możliwych działań niepożądanych, w tym  zapalenia trzustki, niedrożności jelit czy kamicy żółciowej.

Zastrzyk przed weselem

"Muszę wskoczyć w nową sukienkę. Wesele za miesiąc. Gdzie kupię te zastrzyki?" - takich głupot do sieci nie wrzucają tylko nastolatki. Wizja łatwego, szybkiego odchudzania wydaje się kusząca wielu osobom, chociaż terapia nie jest tania - miesięczne leczenie kosztuje kilkaset złotych, a bywa że 2 tysiące i więcej, bo ogromny popyt winduje ceny leków.

To leki przeznaczone wyłącznie dla osób chorych (z cukrzycą i otyłością lub powikłaną nadwagą). Nie służą do redukcji kilku nadmiarowych kilogramów, nie tylko ze względu na skutki uboczne. Pomijając fakt, że mogą nie zadziałać, przede wszystkim mogą doprowadzić do efektu jo-jo, z którym będzie już ciężko się uporać przed kolejnym spotkaniem rodzinnym. Rozregulowane procesy metaboliczne nie tak łatwo przywrócić na właściwe tory. Miesięczna kuracja to głupota, gdy pamięć komórkowa, która decyduje o naszej tendencji do magazynowania tłuszczu i przybierania na wadze, utrzymuje się pół roku. Trwałych efektów nie osiąga się na pstryknięcie palców. Szybko jednak można narobić trwałych szkód.

Lekarze specjaliści wiedzą, że czasem wciąż konieczne jest leczenie, gdy pacjent jest już szczupły, bo usunięto objawy jego choroby, ale proces przemiany wciąż trwa i terapia musi być kontynuowana. Umieją ocenić, czy zastosowanie leków jest wskazane i bezpieczne. Najpierw trzeba jednak do nich trafić.

Recepty na żądanie, wymuszone od zaprzyjaźnionych lekarzy, różne systemy "receptomatowe" - to dziś jest problem. Bez żadnych badań, zdrowi ludzie, zamiast diety serwują sobie "cudowne zastrzyki". Trochę potrwało, nim udało się stworzyć lek, który działa też po zastosowaniu doustnym - wyzwanie stanowił fakt, że substancja czynna była trawiona i nie docierała do celu, czyli krwi i komórek. Teraz, gdy dostępne są też tabletki, pokusa samoleczenia może być jeszcze większa.

To jest problem, którym trzeba się zająć, a nie obwiniać chorych ludzi za apteczne braki i odmawiać im prawa do skutecznego leczenia.

Glutydy - substancje czynne i nazwy handlowe

Osoby z otyłością wykupują leki dla diabetyków (potocznie nazywanych cukrzykami)? A może jest odwrotnie? Glutydy są przeznaczone do leczenia obu chorób, a całe zamieszanie bierze się z mylenia nazw handlowych z substancjami czynnymi i rejestracyjnego cyrku.

W Polsce mamy dostępnych kilka glutydów (na świecie jest ich zresztą więcej), większość ma tego samego producenta firmę Novo Nordisk (z wyjątkiem leku Trulicity producent Eli Lilly).

1. Liraglutyd:

- nazwa handlowa Saxenda - lek zarejestrowany w leczeniu otyłości i powikłanej nadwagi

- nazwa handlowa Victoza - lek zarejestrowany do leczenia cukrzycy typu 2

2. Semaglutyd:

- nazwa handlowa Wegovy - lek zarejestrowany w leczeniu otyłości i powikłanej nadwagi

- nazwa handlowa - Ozempic - lek zarejestrowany do leczenia cukrzycy typu 2

- nazwa handlowa - Rybelsus - doustny lek zarejestrowany do leczenia cukrzycy typu 2

3. Dulaglutyd

- nazwa handlowa Trulicity - lek zarejestrowany do leczenia cukrzycy typu 2.

To nie są automatyczne zamienniki

Na świecie wiele firm produkuje preparaty z glutydami. Nie przychodzą na polski rynek, bo nie mają problemu ze sprzedażą skutecznych leków, a nasze procedury rejestracyjne i dopuszczające do obrotu nie są ani łatwe, ani sprawne, ani tanie. Oczywiście, to wszystko jest tłumaczone dobrem pacjentów, ich bezpieczeństwem i należytą starannością, ale efekt jest taki, że w aptekach pusto, konkurencji brak itd.

Zatem te same preparaty z glutydami znajdują zastosowanie w leczeniu różnych wskazań, nawet gdy nie przeczytasz o tym w oficjalnej ulotce. O działaniu leku decyduje przecież substancja czynna, chociaż leki na otyłość i cukrzycę nie są takimi automatycznymi zamiennikami. Różnią się dawką substancji czynnej (wyższe są przeznaczone do leczenia nadwagi i otyłości). Tak, to ma znaczenie, ale doświadczony lekarz sobie z tym poradzi, odpowiednio modyfikując dawkowanie do potrzeb pacjenta czy zmieniając jeden preparat z konkretną substancją czynną na inny z inną substancją o podobnym działaniu. Z pewnością byłoby mu wygodniej, gdyby mógł ordynować stale jeden skuteczny lek w dobrej dawce, ale elastyczność i zmiany wymusza sytuacja rynkowa. Co robić, gdy w całym kraju są problemy z zaopatrzeniem?

Nie przerwę koniecznego leczenia choremu na cukrzycę lub z otyłością tylko dlatego, że aktualnie dostępny lek jest zarejestrowany na inną chorobę. Dobro pacjenta musi być priorytetem

- podkreśla dr Patrycja Wachowska-Kelly.

Jak rozwiązać problem?

Nagonka na pacjentów wykupujących leki jest na rękę odpowiedzialnym za obrót lekami w Polsce. Tymczasem potrzebne są rozwiązania systemowe - większe otwarcie rynku i ułatwienie procedur rejestracyjnych. Oczywiście, nie chodzi o żaden nieprzemyślany pośpiech, ale w wielu krajach, w których z pewnością nie jest gorzej niż w Polsce pod względem bezpieczeństwa lekowego, udaje się robić to sprawniej i szybciej. Czyli kiedy będzie lepiej? Jeszcze długo niedoczekanie.

* Dr n. med. Patrycja Wachowska-Kelly - diabetolog, specjalista chorób wewnętrznych, certyfikowany lekarz medycyny estetycznej. Absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Specjalizację z chorób wewnętrznych i umiejętność leczenia otyłości uzyskała, pracując w Klinice Gastroenterologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, a następnie ukończyła podspecjalizację z diabetologii. Ukończyła podyplomowe studia Medycyna Estetyczna dla lekarzy. Temat pracy zaliczeniowej to "Zastosowanie laserów w medycynie estetycznej i przeciwstarzeniowej – wybrane przykłady własne", za którą otrzymała wyróżnienie.

Więcej o: